Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Komentarze - Mój alfabet

Mój alfabet

01 October 2004

A jak Active - coś, co zdominowało mój świat, i jak Anka - nieosiągalny ideał. B jak buty - nienawidzę ich kupować i jak bezy - zawsze takie same. C jak ciąża - coś, co mam nadzieję, nigdy mi się nie przydarzy. D jak Danio - muszę nim karmić kota i jest to cały rytuał smarowania nosa serkiem, zanim kot zaskoczy. E jak Ewelina - ktoś, o kogo się martwię. F jak fitness - pasja mojego życia, i jak Final Fantasy 7 - kultowa gra. G jak góry - miejsce, do którego tęsknię. H jak harmonia - coś, czego poszukuję w życiu. I jak inwalidztwo - tego się boję najbardziej, i jak impuls - nim się kieruję. J jak jedzenie - uwielbiam jeść :), i jak Japonia - kraj moich marzeń. K jak koty - zwierzęta, które ubóstwiam. L jak loteria - mam szczęście do wygranych. Ł jak łóżko - nigdy nie mam dla niego czasu. M jak maska - odrzuciłam ją już dawno, i jak miłość - uczucie, którego nie rozumiem i chyba nie umiem odczuwać normalnie.... N jak noc - uwielbiam patrzeć w gwiazdy. O jak owoce - wiem, że jem ich za mało. P jak poezja - od dawna nie napisałam żadnego wiersza... i jak pasja - siła, która mnie napędza. R jak radość - przepełnia mnie na codzień. S jak seks - nie lubię, i jak słabość - walczę. T jak terminy - gonią mnie strasznie. U jak uśmiech - podobno nim urzekam. W jak webmastering - pasja, praca, tworzenie. Y jak Yennefer - być jak ona. Z jak zniewolenie - nigdy się nie dam. Ż jak żelazo - zawsze za mało....
Komentarze - Friends will be friends....

Friends will be friends....

03 October 2004

It's not easy love, but you've got friends you can trust, Friends will be friends, Chyba nigdy nie zrozumiem pewnych ludzi. Sama nie jestem ideałem i potrafię być wredna czy złośliwa, ale nie jestem małostkowa. Nie potrafię się dąsać na kogoś za głupoty, nie potrafię znielubić kogoś tylko dlatego, że ma pieniądze. When you're in need of love they give you care and attention, Friends will be friends, Przyjaciele dla mnie to osoby, które są, na dobre i na złe. Jak można jednego dnia mówić, że się jest przyjacielem, a drugiego już nim nie być? Myślałam, że jest nas ośmioro. Tak to wyglądało na początku. When you're through with life and all hope is lost, Hold out your hand cos friends will be friends Przechodziliśmy przecież przez różne burze. I nagle okazało się, że pieniądze mogą wszystko zmienić. Pieniądze? Jakie pieniądze! Głupia zawiść, że ktoś potrafi sobie poradzić z problemami. Że ktoś zapracował na to, żeby mu się powiodło. Dlaczego dla niektórych ludzi pozycja społeczna, to ile zarabia, jest tak ważne? Nie widzimy się pół roku, a słyszę tylko o kolii i cenie sukienki. Co mnie obchodzi jakaś kolia? Co mnie obchodzi jakaś sukienka? Prędzej to, że ślubna. Jak można przyjść na czyjeś urodziny i uciec po dwóch godzinach? Bo się spać chce. O rany... Hold out your hand cos friends will be friends right till the end... Przykro mi wczoraj było. Przykro ze względu na Tomka. Było nas kiedyś ośmioro... Została czwórka?
Komentarze - Usagi in White

Usagi in White

04 October 2004

Jesień nadchodzi tym razem powoli. W parku jeszcze platany zielone, choć już można znaleźć zmiany w ich odcieniach. Lipy w alei i kasztany za oknem jednak się poddały i przywdziewają złote szatki. Moja ukochana pora roku rozpromienia świat. Tej jesieni jestem in white, bo czuję się właśnie w tym kolorze. Czysta jak kartka, na której w każdej chwili mogą pojawić się kolorowe plamy. Spokojna i zadowolona z życia. Spełniona. Owszem, przeżywam jakieś tam małe prywatne burze, ale jednocześnie nic nie mąci mojego spokoju. Nabrałam jakiejś siły przez ten rok, jakiegoś optymizmu, umiejętności radzenia sobie. Mroziu zarzuca mi, że zaczęłam żyć absolutnie w swoim świecie. A ja... ja wreszcie zdefiniowałam swój świat, swoje marzenia i cele. Idę do przodu, wciąż do przodu, bo nie ma co się ogladać za siebie, nie ma sensu przystawać. Jak w bajce o szklanej górze - na szczycie znajdziesz szczęście, lecz nie wolno ci się obejrzeć, nie wolno zawahać. Chyba każdy człowiek ma taką swoją szklaną górę, na której prześladują go demony przeszłości: stracone szanse, niespalone mosty, błędy i pomyłki, wątpliwości... Ich kuszące ramiona nie są już w stanie mnie dosięgnąć, bo ja wiem, że nie ma powrotu. Tej jesieni chodzę na biało, lekka jak nigdy...
Komentarze - Sedina-Denkmal

Sedina-Denkmal

05 October 2004

Czytam o Szczecinie. Mieście, którego niektóre uliczki znam na pamięć. W którym się wychowałam, w którym dorastałam, przeżywałam pierwsze chwile radości, smutku, miłości. Czytam o Szczecinie. Mieście tak znanym. Mieście, w którym wiem, gdzie sprzedają najlepsze ciastka, gdzie zawsze można znaleźć kasztany, którego skróty przebywam z zamkniętymi oczami. Czytam o Szczecinie. Moim Szczecinie, w którym ulice po deszczu pachną tak pięknie. I po którym tak kocham spacerować szerokimi alejami, wśród jesiennych liści. O Szczecinie, który tak dobrze znam, że niekiedy zapominam o jego pięknie, że nie zwracam uwagi na mijane pomniki, kamieniczki, mozajkę brukowaną... To tu przytulałam jako dziecko policzek do szorstkiej kory kasztanowców, chodziłam na plac zabaw, na lody z babcią. Na podwórkach Końskiego Kieratu bawiłam się w chowanego, na Niedziałkowskiego przeżywałam swoją pierwszą miłość, na Wałach oglądałam z babcią ognie na Dniach Morza.... Czytam o Szczecinie. Moim mieście. Czytam o bombardowaniach Szczecina. O niszczeniu. O roznoszeniu przez wojska radzieckie Pomnika Sediny. Patrzę na zdjęcia: dawnego parku Kasprowicza, Żeromskiego, dawnych ulic. Nic nie potrafimy uszanować. Niczego nie potrafimy docenić. Czuję się winna wobec Szczecina. Czuję się winna wobec Sediny. ... Czytam o Szczecinie. O moim mieście. I coraz bardziej mi wstyd i żal....
Komentarze - Znowu

Znowu

06 October 2004

Czasami się dorasta ot tak po kawałeczku a czasem znów dziecinnie pół życia się wędruje Sylwetka kota w oknie i deszczowych chmur błękit Przyjdź do mnie i koło mnie zawiruj zamigotaj odbiciem mi bądź w oknach Lustrzanej mojej duszy kawałki rozdrobnine na zawsze lecą z wiatrem do nieba najwyższego znów jesień znowu chmury znów świat na deszczu moknie nad kubkiem z kawą siedzę znów nic nie potrzebuję i znowu jak co roku nie szukam już niczego.
Komentarze - I am sick and tired

I am sick and tired

06 October 2004

Pochorowałam się. Kurwa. Też nie miałam kiedy. Na HI/LO mi się zrobiło źle i wyłączyło mi mózgownicę. A w domu... W domu się zaczęło. I tylko "Butterfly's effect" mnie uratował. Jak na razie 37,5 z tendencją rosnącą. Nici z konferencji. Nici ze szkoleń. Nici z siłowni. Za to lekarz pewny. Kurwa.
Komentarze - Choroba i refleksje

Choroba i refleksje

07 October 2004

Dzielnie znoszę przymusowe uziemienie. Wszyscy wiedzą, że choruję, wszystkim się żalę i wogóle biedna jestem. Zaczynam rozumieć, czemu to robią mężczyźni - tak jest o wiele zabawniej! Tylko mnie wkurza pogoda za oknem, bo przecudna. I wkurza mnie komputer, bo pracować muszę. I muzyka też mnie wkurza, bo przypomina Active, a ja z ćwiczenia wyłączona conajmniej do poniedziałku. I jeszcze mnie wkurza temperatura, bo raz jest 37 a raz 38 - ani to dużo ani mało :/ Wracam czytać Pratcheta, on mnie nigdy nie wkurza :)
-----------13:28:00-------------

Kiedy zaczynałam poznawać fitness, byłam zafascynowana. Patrzyłam na Ankę i chciałam być tym, kim Ona jest. Myśl, że może kiedyś uda mi się to osiagnąć, dodawała mi zapału. Myślałam sobie: "O tak, być instruktorką, to musi być wspaniałe. Uczyć, pomagać, dawać ludziom radość i robić to, co się kocha." Potem los dał mi szansę zostać kimś więcej, niż klientem. Robiąc stronę dla Active'a miałam szansę poznać oba światy: klientów i instruktorów. Poznałam Actviemaniaków i poznałam Agnieszkę Czajkowską. Byłam ostatnio na rozmowie z Agą. Wesoła, zapracowana, wciąż tryska pomysłami. A jednocześnie widać, że jest niewyspana i zmęczona, sama mówi, że najchętnej by uciekła chociaż na parę dni. Prowadzenie klubu to wcale nie jest łatwa sprawa, niekiedy nie można tego powierzyć innym, trzeba być. Trzeba myśleć o sponsorach, reklamie, imprezach, klientach i pracownikach... I ja jej się nie dziwię, że jej się nie chce prowadzić zajęć, że daje się wykazać innym. Czasem nie można się zmusić do robienia tego, co się kocha. Z drugiej strony - to jej praca. Z tego żyje i się utrzymuje, sama to stworzyła. Nikt nie mówił, że będzie łatwo. A jednak, gdy słyszę jak planuje coś, co jest jej z jednej strony potrzebne, a z drugiej ma sprawić przyjemność klientom, a potem słyszę narzekania tych klientów, jest mi głupio. I chyba powinnam być wdzięczna losowi za to, że pozwolił mi zobaczyć oba światy, bo dużo się nauczyłam.

  • Lekcja nr 1 - Każdy medal ma dwie strony.

  • Lekcja nr 2 - Inaczej postrzegamy siebie my, a inaczej postrzegają nas inni.

  • Lekcja nr 3 - Ludzkie zdanie zmienia się jak pogoda za oknem.

  • Lekcja nr 4 - Nigdy wszystkich nie zadowolisz.

  • Lekcja nr 5 - Ludzka wdzięczność jest ulotna.

  • Lekcja nr 6 - Bycie instruktorem to cholernie niewdzięczna praca. Robienie czegoś dla kogoś, to cholernie niewdzięczne zadanie.

Takich lekcji było więcej i dobrze je zapamiętałam. I poważnie się zastanowię zanim zostanę instruktorką. Bardzo poważnie...

Komentarze - Skrzydła Morfeusza

Skrzydła Morfeusza

08 October 2004

Znów to samo. Znów zawroty głowy podczas wstawania i szybkie uderzenia serca. Zanim jeszcze zmierzyłam ciśnienie - już wiedziałam. Więc odwleklam tę chwilę, pozwoliłam organizmowi się rozbudzić, pomyłam naczynia, zrobiłam sobie jeść. Dopiero potem wzięłam aparat. 84/40. Genialnie. Znowu. Już zapomniałam. Zapomniałam, jak to jest, budzić się rano nieprzytomna i zmęczona jeszcze bardziej niż przed pójściem spać. Już zapomniałam, jak to jest, próbować wstać i widzieć, jak świat się rozmazuje, czuć zimny pot na czole i nerwowe trzepotanie serca. Zapomniałam, jak to jest, żyć w sennej mgle, która wycisza dźwięki i rozmazuje obrazy. Zapomniałam, jak to jest, nie umieć się obudzić. 84/40. Kawa. Spać. Ponad pół roku normalnego życia - wstawania koło 8, siły i energii przepełniajacej ciało. Kawy jako przyjemności, a nie obowiązku. Spacerów po mieście, gdzie chce się tanczyć na chodniku, a nie marzy o ławce, bo czuje się, że się nie dojdzie. Żucia gumy miętowej zamiast nerwowego przeszukiwania plecaka w poszukiwaniu cukierków z kawą. Tydzień. Nawet nie cały, cztery dni. To nieco ponad pół tygodnia przecież. Czy tak już będzie zawsze? Czy zawsze, każdy dzień bez ćwiczenia będzie sennym żeglowaniem po pograniczu jawy? Jak ja tego nienawidzę, jak ja nienawidzę być tak przytłumiona! Nigdy więcej! Nigdy więcej!!! NIGDY!!! Choćbym się miała zaćwiczyć na śmierć!
Komentarze - Mroziu

Mroziu

08 October 2004

Mroziu mnie czasem zadziwia. Na codzień jest taki spokojny, wyważony, patrzy się na niego i myśli: łagodny, sympatyczny misiek. Niekiedy mam go dość właśnie za to, że nie wyróżnia się z tłumu, że na codzień ciężko go podziwiać... I dlatego, w takich momentach jak dzisiaj, jestem zupełnie oszołomiona i nagle do mnie dociera, dlaczego z nim jestem. Gdy z błyszczącymi oczami opowiada mi, co właśnie wymyślił, nagle gdzieś znika ospała miśkowatość. Ja z całym swoim ożywieniem, radością, kaprysami i wysokim mniemaniem o swojej inteligencji, nagle robię się "taka malutka". Bo ja bym na to nigdy nie wpadła. I nagle zaczynam się zastanawiać, co ja robię na tym doktoracie, bo to on powinien go robić. W tym semestrze prowadzę zajęcia z "Wdrażania systemów informatycznych". TAKICH zajęć to studenci na tym wydziale chyba jeszcze nie mieli. Tylko to nie ja powinnam je prowadzić...
Komentarze - Their destiny was foreordained... It always is...

Their destiny was foreordained... It always is...

09 October 2004

Tyram sobie. Powolutku. Trochę się przy tym nudzę, bo zadanie wybitnie nudne i wkurzające. I pewnie nie zdąrzę ze wszystkim na poniedziałek, ale zrobię to, co trzeba. Najgorsze mam za sobą. Co miało działać, działa. A w resztę wbijam sobie ;) Co się będę przemęczała ;) Chwilowo pisanie stron nie sprawia mi przyjemności. Powinnam zarzucić to na jakiś miesiąc i dać sobie odpocząć, tylko nie bardzo mam jak. I potem prosta rzecz urasta do rangi wielkiego problemu. croni -> Tak naprawdę życie nie daje wyboru. Wstawia człowieka w ramki i każe mu stać. Każe robić to, co robią inni, niewyróżniać się z tłumu, być masą. Tak jest prościej, wygodniej, bezpieczniej. Ja jeszcze walczę. Jestem w wieku, w którym wielu się już poddało, ale część jeszcze nadal stara się przetrwać. Więc mam marzenia, więc je spełniam, więc cieszę się z małych rzeczy. A jednak już czuję, jak rzeczywistość powoli rzeźbi dla mnie ramę. To takie małe myśli: "A w moim własnym mieszkaniu...", "O, 'Ludwik' się skończył.", "Muszę skończyć tę stronę, bo termin goni." I nagle z mojej niezależności, z deklaracji, że ja to nawet na plecaku mogę żyć, pozostają wspomnienia. Nie mogę żyć na plecaku, bo mam kogoś, kto mnie trzyma w domu, mam kota, którym się muszę opiekować, mam pasję, która wymaga tutejszego klubu, nie umiem żyć bez komputera... Któregoś dnia Mroziu się oświadczy. I będę musiała wybrać. Bo jeśli on, to i dzieci. Bo nie chcę unieszczęśliwiać chłopaka, który ma tradycyjne marzenia o rodzinie. A jeśli dzieci, to uwiązanie, rezygnacja z własnego życia, poświęcenie. A jeśli powiem "NIE"? Samotność? W tym kraju, gdzie nie da się normalnie funkcjonować na jedej pensji? Najbardziej mnie boli, że największą walkę muszę toczyć z własną rodziną. Z rodziną, której na mnie zależy i która chce dla mnie jak najlepiej, i nie może zrozumieć, że moje "najlepiej" nie jest tym ich. Jak mam im wytłumaczyć, że nie chcę powielać wzorowego modelu polskiej rodziny, w której po dniu niesatysfakcjonującej pracy ląduje się przed telewizorem i siedzi, zwalając winę za takie życie na partnera? Życie równie beznadziejne jak ten kraj, jak to smutne miasto, w którym żyję... Miasto straconych szans... Jak mam im wytłumaczyć, że nie chcę dzieci? Że moim celem nie jest być z kimś, ale spełniać się w tym, co robię, poznawać świat, sprawiać samej sobie radości? Jak mam im wytłumaczyć, że mnie jest dobrze z samą sobą? I jak im powiedzieć, że gdy mówią: "I na ciebie przyjdzie czas", "Mroziu się już oświadczył?", "Dorośniesz do dzieci, zobaczysz", ja się czuje jak spisana na straty. Jakby ktoś właśnie stawiał na mnie krzyżyk, mimo że ja rozpaczliwie krzyczę, żeby mi nie odbierał prawa wyboru. Ten doktor, o którym piszesz... Może on też miał szalone pomysły, ale dostał za nie od życia kopa. Może to, co zgasiło blask jego oczu, to zmęczenie. I smutna rezygnacja, kiedy zrozumiał, że nigdy nie spełni swoich marzeń. Bo życie jest kurewsko wredne... I czasem nie ma już sił, by walczyć...
Komentarze - Back on the track

Back on the track

11 October 2004

Padłam. Nie żyję. Chyba przesadziłam. Ale jest dobrze, bo dobrze jest... Nie mam sił na pisanie. Przepraszam...
Komentarze - I still remember...

I still remember...

13 October 2004

You looked into my eyes You had me hypnotized And I still remember you... Te oczy... Jest w nich coś, czego nie umiem opisać. To spojrzenie wiąże, oplata, wpycha w szaleństwo... Nie ważne, że walczę, nie ważne, że sobie tłumaczę, jak bezsensowne jest to uczucie... Jedno spojrzenie i zapominam o wszystkim. O zmęczeniu, złości, postanowieniach. Jedno spojrzenie i znów wpadam w słodką niewolę. Dziś było specjalnie dla mnie... Po raz pierwszy TYLKO dla mnie. Te niebieskie oczy, kryjące w sobie tysiąc niemożliwości... Jaka ja jednak głupia jestem! Jaka szczęśliwa i nieszczęśliwa zarazem! Głupia, głupia, zakochana Usagi...
Komentarze - Czy ja mogę ci pomóc?

Czy ja mogę ci pomóc?

14 October 2004

Vlad mi podziękował za niezmienność poglądów i za walkę o swoje racje, Fellathor uważa mnie za kogoś, kto potrafi wygrywać, człowieka sukcesu, a Elmin twierdzi, że zawsze potrafię go pocieszyć. Mirrow pisze, że daję jej siłę i nadzieję, a Mroziu smutno wspomina, że jestem zupełnie niezależna od innych. Jak tak posłuchać, to rysuje się obraz silnej kobiety z charakterem, wolą skały i konsekwencją nie do zdarcia. I tylko ja znam prawdę... Ja bym czasem chciała wsunąć się w ciepłe, bezpieczne ramiona, przestać myśleć i czuć, i tylko trwać, wiedząc, że w tych ramionach świat mnie nie dosięgnie. Wiedzieć, że cokolwiek by z tego świata nie przyszło, to mam kogoś, kto mnie obroni. Kto stanie murem i powie "Nie wolno", kto będzie mnie bronił jeszcze ostatkiem sił... Mieć pewność, że jest ktoś silniejszy ode mnie, ktoś, kto potrafi zaopiekować się mną w momentach kryzysu. Wtedy, gdy czuję się słaba, mała, opuszczona i zagubiona, przytłoczona własnymi marzeniami i planami, przerażona rzeczywistością, zmęczona... Czasem chciałabym się komuś wypłakać, wykrzyczeć ze wszystkich sił, jak mi źle. Co z tego, że nie porafię, i tak bym chciała. Nienawidzę dusić wszystkiego, ukrywać niepokoju tak głęboko w sobie, że w końcu przed samą sobą udaję, że go nie ma... A przecież jest, drąży ciało i unieszczęśliwia duszę... Tak jak samotność... ta wewnętrzna, uczucie, że mimo że z ludźmi, to jednak sama, tak strasznie nierozumiana... Tęsknię do minionych bajek... Niebieskie oczy Seiyi, niebieskie oczy z tysiącem rozmigotanych gwiazd... Tak podobne... Zawsze, gdy już nie wiem, gdzie się schować... "Czy ja mogę ci pomóc? Czy ja mogę ci jakoś pomóc?" Dziś nie.
Komentarze - At the bottom...

At the bottom...

15 October 2004

Śmiało mogę powiedzieć, że właśnie osiągnęłam dno. Zero chęci do życia, totalny kryzys emocjonalny, kompletna obojętność. Marzenia zdegradowane do głupich mrzonek. Zupełne zagubienie pragnień i dąrzeń. Potworne kompleksy i niemoc walczenia z własnymi słabościami. Okrutne zmęczenie i wewnętrzne rozbicie. Dno. O co tu walczyć, po co marzyć, skoro i tak wszyscy mają to w dupie? Po co stawać życiu na przekór, skoro jedyne co z tego mam to reputacja świra? Dla kogo się starać, jeśli nikt nie wyraża zainteresowania? Jak przed Weroniką Paulo Cohelo rysuje mi się tak standardowa droga, że tylko krzyczeć w rozpaczy. Ale mnie się już nie chce krzyczeć. Nic mi się nie chce... Zupełnie nic... Powinnam się teraz odbić... a ja siedzę na tym swoim dnie i nie zależy mi. Na niczym. Najprostsze decyzje wydają się niemożliwe do podjęcia... Gdybym była Feniksem, zamiast się odrodzić, ugotowałabym się na twardo... P.S. Czy ktos zauważył, że mój konik też jest chory? :( Grafika pochodzi ze strony deviantART
Komentarze - Just another day...

Just another day...

17 October 2004

Pogoda wstrętna. Pyśka chrapie w najlepsze... Rany, jak ona chrapie ;) Taki mały nos, a TAKIE chrapanie. Do tego zaczyna dyskretnie, jako kłębek futerka, a kończy jako kot gigant, rozwalona na całą długość poduszki. Najgorzej, że jest przy tym tak ciepła, mięciutka i rozkoszna, że nie mam serca jej wywalić. I tak śpimy zazwyczaj, ja ściśnięta pomiędzy Mroziem a kotem, na skrawku wywalczonej poduszki, z łapami kota ma nosie :) Marazm nadal trzyma, ale jakby lekko odpuścił... Od czwartku nie robiłam kompletnie nic związanego z pracą. Czytałam, oglądałam filmy, przytulałam kota, grałam, piekłam z Mroziem ciasto, sprzątałam. Nic związanego z tym, co mnie boli albo przytłacza. Dziś mam zamiar kontynuować robienie rzeczy tylko przyjemnych. I nikt mnie nie zmusi do jakichkolwiek nadprogramowych rzeczy, nikt... Czuję, jak w głowie rodzi się lay dla ojca :)
Komentarze - And when we fight we'll fight together, not alone!

And when we fight we'll fight together, not alone!

18 October 2004

Koniec tego! Pora stanąć na nogi... Doktorat zwalił mi się z lekka na głowę. Jak nic nie wypadnie, w grudniu otwarcie przewodu. I dobrze, dosyć mam czekania, a potem... potem postaram się go jak najszybciej zamknąć. I będę miała dr inż. przed nazwiskiem, a co ważniejsze - święty spokój. Ale to oznacza, że z urodzin Active'a nici. I z jakichś nadmiarowych rozrywek też. First thing first. Najpierw trzeba stawić czoło lękom, potem pomyślę o przyjemnościach. All For One, and One For All! We'll drink together And when we drink we'll drink together, not alone! All For One, and One For All! We'll sing together And when we sing we'll sing together, not alone! All For One, and One For All! We'll fight together And when we fight we'll fight together, not alone! All For One, and One For All! We'll fall together And when we fall we'll fall together, not alone! "All for One" Blackmore's Night
Komentarze - I'm gonna love it forever...

I'm gonna love it forever...

18 October 2004

Nie umiem bez tego żyć. Po prostu. Anka wytkęła mi to, śmiejąc mi się w oczy. - Przecież to kochasz. Przecież kochasz wszystko, co robisz. Ty nie zrezygnujesz. Kiedy zdąrzyła mnie tak poznać? Nie zrezygnuję. Bo nie umiem. Nie umiem siedzieć i patrzeć, jak życie przelatuje obok. Jak w proch zmieniają się marzenia, bledną i rozpływają się plany... Nie umiem odwrócić się do tego plecami i odejść. Bo przecież to moje plany i marzenia, mój czas! Któryś dzień gorączki. Po pumpie dostałam dreszczy. Siedziałam w rogu kanapy i mną trzęsło mimo polara. Ale poszłam na step. Bo co nas nie zabije... Może to dzięki temperaturze, a może ja jednak złapałam dystans do niektórych rzeczy, w każdym razie udało mi się zatonąć w muzyce. Jak kiedyś. Jak na początku. Tak, jak zawsze chciałam... Kiedy wiruję wokół stepu, nie ma nic. Jest rytm - w głośnikach i w sercu. Jest układ, oddech, półmrok. Jest kosmyk włosów spadający na oczy. Ruch rąk. A poza tym nic... i nikt... Ja i step - cudowne zapamiętanie. Gdy unoszę sztangę, jest pot. I lustra, rozdygotane mięśnie. Coraz większą przyjemność sprawia mi ich męczenie. Wiem, kiedy zwiększyć ciężar, a kiedy odpuścić, wiem, co robię źle, a co mam już opanowane. I wiem, po co to robię. "Przecież ty to kochasz." Kocham. Aż po ból.
Komentarze - ...

...

19 October 2004

Muzyka, sztanga, szaleństwo, wariackie tempo, wariacka ilość powtórzeń. Radość w oczach Anki, chochlikowaty uśmiech Agi. Spocone dłonie, dzika radość. Wycisk. Taki, że brak słów. Tego się nie da opisać. Drżenie mięśni. "Najfajniejsza była rozgrzewka. Bo jej nie było." "Kogo nie było?" "Rozgrzewki!" Śmiech. Hoover. Wreszcie. Jejku, jak ja to kocham. TO JEST TRENING DLA TWARDZIELI!!! POMPUJEMY AŻ PADNIEMY!!! Kocham. Ponad wszystko. Drżą mi mięśnie i brak mi słów...
Komentarze - Kot i karnet

Kot i karnet

22 October 2004

"And what's the first thing you'd take out of a burning house, Mr Salzella?" she enquired. He smiled politely. "What would you like me to take, madam?" Jedno pytanie, a tyle odpowiedzi... Tyle odpowiedzi ile charakterów i osobowości.... Kota i karnet - pierwsze, co przyszło mnie na myśl. Niemowlę i książki - odpowiedź mojej babci. Jedno pytanie potrafiące określić, kim jesteśmy, co kryjemy w zakamarkach duszy. Jedno pytanie... Po raz kolejny jestem pod wrażeniem mądrości Terrego Pratcheta. Mroziu nie wiedział. Mój ojciec odpowiedział: "Ciebie". Co byście wynieśli z płonącego domu?
Komentarze - System down.

System down.

23 October 2004

Czasami przegrywam. Przegrana jest o tyle bolesna, że przegrywam z samą sobą. Czasem po prostu nie jestem w stanie wygrać... Gdyby komputery i ich oprogramowanie miały uczucia, mogłabym siebie porównać do Windows XP. Jest sobie taki system, szybki, sprawny, ładny, dający mnóstwo możliwości, tworzony z myślą, że ma być niezawodny. Po zainstalowaniu siedzi sobie i czeka - na wielką chwilę, moment, gdy go ktoś uruchomi, gdy będzie mógł pokazać, na co go stać. Czeka i snuje marzenia... Aż w końcu ta chwila nadchodzi. Ktoś wciska POWER, przez układy przepływa napięcie, system budzi się do życia. Oto jego szansa, oto wreszcie spełni swoje sny! Ładuje się i... ... okazuje się, że ma do dyspozycji kość 256 RAM, Celeron 1,4 i kartę GForce 2 Ti... System down. Kurwa. Jestem posiadaczką ciała, które nie potrafi wytrzymać długich wysiłków. Ciała, które nie potrafi znosić długo zmęczenia i niewyspania. Które beznadziejnie reaguje na stres. Ciała, które nie ma wyczucia rytmu, które nie umie się adaptować do nowych warunków. Posiadam ciało, które jest jak ten rzęch opisany powyżej. Zawiesiłam się dzisiaj. Po prostu. Padły mi wszystkie obwody. Wyżej dupy nie podskoczysz... Kurwa. To w takim razie wdrapię się tam, choćbym miała leźć na kolanach... Nienawidzę siebie dzisiaj.
Komentarze - There's always something to eat.

There's always something to eat.

25 October 2004

There's always something to eat. Sometimes it is you, but who cares about details? Wczoraj odbyła się druga edycja testu na inteligencję Polaków. Odpaliliśmy test i polegliśmy ze śmiechu, po pierwsze przez bzdurne reguły, po drugie dlatego, że nawet upici winem trzaskalismy pytania bez problemów, bo były śmiesznie łatwe i z inteligencją nie miały za wiele wspólnego! Wyłączyliśmy w połowie, rozczarowani i znudzeni. Zamiast iść ćwiczyć, dałam się wczoraj zabrać Mroziowi na grzane wino do Columbusa. Po dwóch lampkach mój umysł się wyłączył ostatecznie, zrobiło mi się ciepło i przyjemnie, dopchałam się jeszcze deską serów i poczułam, że życie nie jest tak kijowe, jak mi się wydawało. Powolutku, ciesząc się pogodą i oglądając budynki, powróciliśmy do domu... Lubię takie wypady... Mroziu zna chyba wszystkie puby i restauracje w Szczecinie. Lubi eksperymentować z jedzeniem... Ja też... Wychodzę z założenia, że czasem warto zapłacić nieco więcej za kolację, jeśli to oznacza smaczne jedzenie, przyjemną atmosferę i relaks... Sałatki nie sałatki, potrawy o egzotycznych nazwach, kolorowe napoje... Mniam, droga do mojego serca stanowczo wiedzie przez żołądek... Na koniec obejrzeliśmy film i koło 23 poszliśmy spać... Kilka godzin spokoju i relaksu... Nie starczy to na długo, ale może dam rade cieszyć się tym choć kilka dni...
Komentarze - No more happy endings

No more happy endings

26 October 2004

Wczoraj, po pumpie, widziałyśmy z K. cudo. Wysokie, przystojne szaleńczo, niebieskookie. Schodziłyśmy po schodach z sali A, a zjawiskowy facet właśnie wchodził do klubu. Spojrzał na nas... i lekko nam odbiło... Mrr... Gnając do szatni po kasę na wodę (wcale nie po to, żeby mieć pretekst do pokręcenia się koło cudeńka), wpadłyśmy na roześmianą Ankę... Facet był cudo, to prawda... ale te roześmiane oczy Anki... Ciekawe, czy gdzieś na świecie żyje sobie męski odpowiednik panny Rambo Mortal Combat Anna G. Dla kogoś takiego można by stracić głowę, zaprzedać duszę, zrezygnować z siebie. Pójść na koniec świata w żelaznych trzewikach, stanąć na szczycie świata i wyzywać bogów. Dla kogoś takiego można by żyć w bajce. Ale bajki się kończą w momencie "i żyli długo i szczęśliwie". A potem wszystko już jest określone i zdefiniowane. Nikt mnie nie zdefiniuje. Dlatego mam nadzieję, że nigdy go nie spotkam. Fascynacja Anką wprowadza zgrzyt w bajkowej fabule i nie prowadzi do szcześliwego zakończenia. A to zostawia mnóstwo miejsca na pytania: "a co, jeśli", "a gdyby", "a może". Kocham być nieokreślona :)
Komentarze - ...

...

26 October 2004

Wariactwo na biceps... Komplet przy składzie... Wszystko mnie boli. Wszystko. Szczęście słone jak krople potu. Wreszcie jest dobrze. Wreszcie panuję nad sobą. 18 kg na sztandze... Kolejna granica legła u stóp...
Komentarze - Pilates

Pilates

28 October 2004

Ze zdziwieniem stwierdzam, że pilates też może być bolesny. Dość bolesny. Bardzo nawet. W szoku jestem.
Komentarze - Heart of the champion

Heart of the champion

28 October 2004

Śniło mi się dziś coś bardzo, bardzo miłego, aż nie chciałam się budzić. Czepiałam się snu końcami powiek, ale jednak nadszedł dzień. Nadszedł i przeminął. Kolejny. Sister podrzuciła mi piosenkę Nelly'ego. Nosi mnie już przy wszystkim, bo nawet do tego potrafię sobie zrobić imprezkę. Jak na dzień, w którym nic mi nie wychodziło i nic nie szło po mojej myśli, to mam zadziwiająco dobry humor. Czasem po prostu nic nie jest w stanie zmącić mojego spokoju. I have a heart of the champion... Przynajmniej dziś, w każdym razie. Na codzień mam serce królika. Ale dziś śpiewam na cały głos, do wtóru z podkręconymi głośnikami: Ain't no way they can stop me now Nelly Cause I'm on my way, I can feel my ring comin It's the blood of a champion, pumpin Deep inside my veins, too much pride to be runnin I'ma get what I can and more, even if My blood, my sweat, and my tears don't mean nothin It's the heart of a champion (it's the heart of me) (It's the heart of a..) in me
Komentarze - Piękną być

Piękną być

29 October 2004

Dziś mi się śniło, że się kłóciłam z Britney o to, która z nas jest ładniejsza. Normalnie wstyd. Tak dawno już przestałam zwracać uwagę na to, jak wyglądam i czy się podobam. Z zakompleksionego stworzenia, które potrafiło zrobić piekło nawet o jeden kosmyk włosów ułożony nie tak, przeszłam w stan totalnego roztrzepanego wygodnictwa. Podobam się sobie ostatnio. Nie dlatego, że przypominam piękność, ale dlatego, że robię to, co zawsze chciałam i jestem tym, kim zawsze chciałam... Jeszcze nie tak dawno przerażała by mnie waga i 65 kg, stosowałabym różne diety, żeby zmniejszyć obwód ud, zwęzić talię. Lakier do przylizania włosów wędrowałby za mną wszędzie. A teraz? Nie ważne. Ud nie zmniejszę, bo takie są, po prostu. W biodrach też mniejsza nie będę, bo jestem kobietą, a nie wieszakiem. Włosy mam zdrowe i gęste, to niech się wiją. Cerę mam zdrową, więc nie stosuję podkładów i pudrów. Lubię jasne kolory, to je noszę. Ćwiczę tyle, że mogę jeść wszystko, a i tak nie mam tkanki tłuszczowej. Więc dlaczego moja podświadomość wyciąga jakąś nienajwyższych lotów gwiazdkę i usilnie stara się jej udowodnić, że nie jest ładna? Co mnie to w końcu obchodzi? Czyżby jednak kompleksy?
Komentarze - Temat

Temat

30 October 2004

Chyba powinnam stworzyć jakąś notkę psychologiczną, o głębokiej treści, piętnującą ludzkie zachowania. Albo popełnić wpis o uczuciach: gniewie, miłości, zazdrości. Wyśmiać jakieś zjawisko społeczne czy też cynicznie roztrząsać zajście, które mnie poruszyło. Albo może powinnam opisać nagłe i namiętne spotkanie z Boską Kobietą. Przelać na klawiaturę myśli, słowa, gesty, blask oczu i trzepot serca. Lub może napiętnować spokojne dni z Mroziem, poddać krytyce, zmiażdżyć każde poczucie krzywdy. Może powinnam... Ale nic nie zalazło mi za skórę, nic wielkiego mnie nie poruszyło, żadne zjawisko społeczne nie przyciągneło mojej uwagi. Nie mam przemyśleń natury estetycznej ani duchowej. Nie było namiętnego spotkania, jedynie krótkie "Cześć" w biegu i co to kogo obchodzi, że ślicznie wyglądała w czapce z daszkiem? I nie było żadnej wojny z Mroziem, a jedynie spokojne współgranie. I tylko ich obraz pod powiekami. Obraz wychwycony z falującego tłumu w krótkim mignięciu za szybą samochodu. On pochylony, z twarzą ukrytą na jej ramieniu. Jej ręka głaszcząca jego włosy. Drżenie jego ramion... Czasem nie trzeba szukać.
Komentarze - Konflikt zamiłowań

Konflikt zamiłowań

31 October 2004

Znów się zaczyna. Niedziela. Pierwszy od 6 dni dzień z Mroziem, który mamy dla siebie. I znów zaczynam kombinować, jak by tu się wymigać od Anki, cardio pumpa i całej reszty. Z jednej strony chcę tam iść, wyszaleć się, skatować. Z drugiej - z drugiej chcę spędzić trochę czasu z moim facetem. I tu wkrada się potworny dysonans i potrzeba decyzji. Której nie umiem podjąć. Więc kręcę się po mieszkaniu i rzucam lekkie sugestie w stronę Mrozia, że mógłby mnie przekupić, bo ja z chęcią się przekupić dam :) W tej walce o mój czas i miejsce lokalizacji, przeważnie przegrywa fitness, gdyż Anki nie ma w pobliżu i pozostaje zupełnie nieświadoma moich rozterek. Dla Niej pewnie wybór byłby oczywisty, ba, nie byłoby potrzeby wyboru! Nie dlatego, że umiałaby to lepiej pogodzić. Ona by po prostu nie dopuściła do siebie myśli, że można nie iść! Czasem Jej zazdroszczę liniowości myślenia. Bo ja też zaczynam weekend z solidnym postanowieniem, a kończę go w domku z Mroziem! I tak się kółko zamyka. Dziś jednak chyba wygra fitness, bo Mroziu woli sortować maile niż spędzić dzień ze swoją kobietą. Deary, deary me...
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.