Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Komentarze - You have all of me...

You have all of me...

01 May 2004

W powietrzu czegoś brak. Coś trwa na krawędzi myśli. Nienamacalne... A jednak istnieje... Nagle muska chłodną dłonią w środku uśmiechu... I ściska się serce.

Odpędzam delikatnie jak motyla. Powraca w przeczuciu dotyku, w smaku pocałunku. W cichym oddechu... W ciepłym dreszczu, gdy zamykam oczy...

Od kilku dni nieustanna... Od kilku dni równie subtelna... Nie narasta, ale trwa. Z uporem, jak gdyby chciała tu pozostać na zawsze.

Moja tęsknota...

Komentarze - Strach

Strach

02 May 2004

Umówiłam się z Anką na środę. Porozmawiać o moim treningu i zdrowiu... Bo coś nie gra i co do tego się obie zgadzamy... Nie powinnam tak szybko się męczyć, nie po pół roku intensywnego ćwiczenia. Ech, zła jestem na siebie...

A dziś poszłam na cardio pump (step+sztanga) i załamałam się swoją koordynacją ruchową. Później dobiłam się tae-bo (aerobic z elementami sztuk walki) i jest mi źle... Źle z samą sobą. Jeśli osiągnięcie takiej formy, jak bym chciała, wymaga ode mnie większego wysiłku, zrobię to. Nie dam sobie tego odebrać. Po raz pierwszy uprawiam sport, który rozumiem. Po raz pierwszy naprawdę chcę to robić. Nie wiem, co zrobię, jeśli się okaże, że przez kłopoty zdrowotne nie mogę ćwiczyć...

Tak, IXI, boję się. Boję się jak cholera, dlatego jeszcze nie poszłam do kardiologa z moim ciśnieniem. Dlatego udaję, że nic mi nie jest...

Po co żyć, jeśli nie można robić tego, co się kocha? Jaki sens ma wtedy życie? Boję się i mam nadzieję, że może po prostu coś źle robię. Jem nie tak, ćwiczę nie tak... cholera wie... W środę może się wyjaśni...

Komentarze - Moje wszystkie miłości

Moje wszystkie miłości

04 May 2004

dotknęłam kiedyś miłości
miała smak gorzki
jak filiżanka ciemnej kawy
wzmogła rytm serca
rozdrażniła mój żywy organizm
rozkołysała zmysły
odeszła

H. Poświatowska

Tak sobie myślę nad miłością... Nad tym, jak wiele przyjmuje form, jak różne ma nasilenia...

Moja pierwsza dziecięca miłostka do J., kolegi z podstawówki. Do tej pory pamiętam, że spodobał mi się, bo tak ładnie pisał.

Potem wielka miłość do M. sąsiada z parteru... Esh, on mi zawrócił w głowie na 2 lata... Przeżywałam to jak głupia, dostawałam palpitacji na jego widok, ryczałam po nocach...

Potem pojawił się Szalej, kolega z obozów... Wspólne wędrówki, rozmowy, spanie na podłodze, piwo na tarasie w Lesnej... On na każdym obozie podrywał inną dziewczynę, a my z E. i tak go uwielbiałyśmy. On do nas listy pisał... A od dobrych paru lat nie mam z nim żadnego kontaktu...

W liceum był P., to była taka miłość czteroletnia przeplatana obozami z Szalejem. P. miał boskie ciało, zawodowo grał w tenisa i działał na mnie wyciszająco... Wielbiłam go z daleka, on wielbił K. i było fajnie...

Na studiach był Yasko, Boro i Press. Chodziłam z Pressem, flirtowałam z Yaskiem, przyjaźniłam się z Borem. Z Pressem planowałam wspólne życie, ale lepiej, że nie wyszło. Jak to ktoś nazwał: toksyczny związek. Ciągłe awantury i wjeżdżanie sobie na ambicję. Z Yaskiem bywało gorąco... A Boro? Boro związał się z K. Rany, ale ja byłam zazdrosna. Mój najlepszy kumpel ma dziewczynę, wrrr... A teraz... Teraz się cieszę, bo dzieki temu znam K. i uważam ja za swoją przyjaciółkę...

Wracając do miłości... Mroziu. Ooo, to były fajne początki... Ja robiłam na złość Pressowi, a Mroziu się po prostu we mnie kochał... Miał być "tylko seks", a jak parę miesięcy później wyjechałam do Stanów, to z niezachwianym postanowieniem, że z nim będę. Wróciłam i jestem... I kocham... Taką spokojną miłością z przymrużeniem oka...

Czasem brak mi szaleńczych uczuć... Ale jak tak sobie powspominam, to właściwie najmocniejsze i najdłuższe moje miłości opierały się na cichej rezygnacji. Nie walczyłam o chłopaków, nie zdobywałam ich, po prostu przy nich byłam. Jako kumpela, przyjaciółka, znajoma...

Mam chłopaka, który kocha mnie tak, jak ja jego. Cicho, spokojnie, bez ekscytacji. Może ja nie umiem inaczej?

Komentarze - Dół

Dół

04 May 2004

Jak mieć doła, to mieć porządnego. A więc...

  1. IXI mnie dobił. Nie chcę być wymiataczem.
  2. Na zaliczenie mam napisać program do optymalizacji. W Matlabie. Ja mogę w PHP, ale tego prof. nie zrozumie. Ja nie rozumiem Matlaba, ale kogo to, qrwa, obchodzi?
  3. Na stepie Anka nadała skakanie. Co ja, królik jestem??
  4. Siedząc na stepie doszłam do wniosku, że właściwie nie mam do czego wracać. Zostałam na HI/LO.
  5. Na HI/LO przy dwudziestym obrocie ja się zatrzymałam a świat nie. Potem już nie było sensu ćwiczyć, bo mi się nogi plątały.
  6. Zmienili mi plan w Activie na beznadziejny. BEZNADZIEJNY. Żegnaj VIP-ie.
  7. Szef na jutro dowalił mi roboty. Czy ja zdążę na 12? A co mam innego do roboty? Przecież nie spanie.
  8. Anka mnie nie kocha. Mroziu kocha komputer.
A w pizdu z takim życiem!
Komentarze - ...

...

05 May 2004

Nic mi się nie chce. Marazm, marazm i jeszcze raz marazm. Nie wiem, co jest. Blah... wiem i to jest najgorsze... Beznadzieja...

Umówiłam się z Anką na siłownię w poniedziałek. Ma mi między zajęciami pokazać co i jak mam ćwiczyć. W przyszłą środę mam się spotkać z Renatą, to może mnie przebada. Szczerze mówiąc, nie wierzę, żeby to coś było. Ale jak chcą tak poważnie, to niech będzie. Mnie to obojętne. Wszystko jest obojętne...

Sound the bugle now - tell them I don't care

Jest mi źle... Czuję się jak porzucona laleczka... Jak jedna z postaci anime o pustych oczach... Zgubiłam gdzieś blask...

There's not a road I know - that leads to anywhere

Sound The Bugle, Brian Adams

Komentarze - K.

K.

08 May 2004

K. mnie wczoraj oczarowała nową fryzurą, a Boro Mrozia nowym samochodem. Ja tam na samochodach się nie znam, boję się diabelstwa, więc się nie wypowiadałam. Kolor miał fajny. Cóż więcej mogę powiedzieć? Ale za to K. wyglądała ślicznie. Zawsze jak ją widzę taką odstawioną, to się dziwnie czuję. Tak jakby to nie była ta moja K., która się ze mną poci na aerobicu. Ta elegancka, doskonale uczesana i ubrana dziewczyna, onieśmiela mnie i peszy. Ja, z moimi bojówkami, koszulkami, rozwichrzonymi włosami i nieumalowanymi paznokciami wygladam przy niej, jakbyśmy pochodziły z różnych regionów świata. Straszny kontrast. Nigdy mi się nie udawało być taką elegancką osobą. Kiedyś bardzo chciałam nosić gładkie koki, mieć subtelny, ale idealny makijaż... Jakoś mi nie wychodziło. To samo tyczy się ubrań. Teraz z kolei przeżywam te same rozterki, ilekroć wchodzę do mieszkania K. Ma je od roku i jest to mieszkanie z klasą. Czyste, gustowne, ciepłe. Ma klimat subtelnej elegancji, brak w nim przeładowania, każda rzecz ma swoje miejsce. A jednak nie onieśmiela. Raczej wręcz przeciwnie, człowiek poddaje się tej atmosferze ciepła i swojskości. Łatwo wsiąka w to otoczenie. Zazdroszczę K. Zazdroszczę tej kobiecości we wszystkim co robi. Tego, że wydaje się całkowicie określona, całkowicie pewna tego, kim jest i czego chce. Podziwiam ją za efektywność. Ja ciągle narzekam na brak czasu, ale nawet nie robię połowy tego, co ona. K. pracuje do 17:00, ma czas na ugotowanie obiadu, czas dla męża, teściów, rodziny, czas na posprzątanie mieszkania, na zakupy, na aerobic, szkołę, babskie wieczory, na umalowanie paznokci i zrobienie balkonu. W jej rękach czas wydaje się rozciągać, podczas gdy w moich się kurczy. Nigdy nie będę taka jak K. Jestem zbyt roztargniona, leniwa, nieuporządkowana, za dużo rzeczy mnie rozprasza. A ona jakby to wyczuwając, roztacza ten swój ciepły, opiekuńczy blask także na mnie...
Komentarze - Łaskawca

Łaskawca

08 May 2004

Mroziu mi robi łaskę. Na codzień. Na przykład wczoraj zrobił mi łachę i ze mną posprzątał. To znaczy z miną pod tytułem: "co ja tu robię", wytarł kurze z biurka po tym jak wskazałam mu je palcem. Dziś mój łaskawca zrobił zakupy. Tak jakbym to ja potrzebowała różnych dziwnych pierdół do chleba. Ja ostatnio i tak jem tylko warzywa. W kąpieli zrobił mi uwagę, że się zaniedbuję z depilacją. A ja niewdzięczna nie doceniłam. Jeszcze śmiałam zauważyć, że on wcale nie próbuje być dla mnie atrakcyjny. Puścił mimo uszu, albo raczej brzucha. Jutro zrobi mi łaskę i pojedzie pomóc moim rodzicom. Generalnie jakakolwiek pomoc jest okraszona brakiem entuzjazmu. Podobnie zakupy - w swej niewysłowionej dobroci pozwoli sobie jutro kupić coś do ubrania. Jeśli spożywa posiłek, to czasem z wielkiej łaskawości, sprzątnie ze stołu. Nie mówimy o zmywaniu. Od tego ma służbę. Mroziu nie mieszka z nami, on zamieszkuje. A my, onieśmieleni jego łaskawością, mamy przywilej sprzątania po nim, prania i prasowania jego rzeczy, robienia mu posiłków. Zastanawiam się, czy kiedyś zrobi w tym domu coś sam z siebie. Tak po prostu, żeby pomóc.
Komentarze - Spaaaaać...

Spaaaaać...

10 May 2004

Znów zaspany dzień... Jakoś ostatnio ciągle nieprzytomna chodzę. Jak to Mroziu określa "jak miś". Możliwe, że rzeczywiście, jak miś, w każdym razie tylko albo ziewam albo zasypiam na siedząco, a jak się położę, to nic z tego nie wychodzi. Pyśka też ciągle śpi, widocznie taka pogoda: pod śniętym kotkiem. K. mnie pociesza, że się dziś rozbudzę. Fakt, ze sztangą się śpi po pierwsze niewygodnie, po drugie niebezpiecznie. Poza tym krzyk Ani skutecznie aktywizuje i stawia na nogi... Przydałaby mi się taka Ania na codzień. "PISZ TE STRONY!!!", "NIE LEŃ SIĘ!!!", "DOKTORAT!!!". Pewnie bym ją zwolniła po dwóch dniach. Dziadek znów w szpitalu, siedzi tam już 6 dni. Robią mu różne badania, podają kroplówkę. I właściwie nikt nie wie, co mu jest. Jutro idę go odwiedzić... Zwlekam z tym strasznie. Ale to dlatego, że się boję. Boję się własnych przeczuć, tak jakby moja wizyta mogła w jakiś sposób zaważyć na jego życiu. A sam dziadek zadowolony, bo wreszcie zrzucił kilogramy, których w domu zrzucić nie mógł. Czego to z człowiekiem nie robi brak dostępu do lodówki. A ja głodna jestem też... zjadłabym coś słodkiego... Rzeczywiście jak miś. Spać i jeść - Usagi na codzień.
Komentarze - Na przekór...

Na przekór...

10 May 2004

Uwielbiam wiosnę! Ptaki śpiewają, wszystko się zieleni, ciepło się robi... Ciepło, o tak... Boska Kobieta zdjęła bluzę... o tak... Pokazała spocone, opalone ciało... o tak... lubię wiosnę... Nowe ćwiczenia na pumpie... na sztandze stary ciężar... a jednak. Już zapomniałam jakie to uczucie, gdy wzdłuż ramienia spływa strużka potu... Gdy mięśnie omdlewają i nie ma się siły podźwignąć ciężaru... A dziś było tak samo jak na początku... Chociaż... Niby tak samo jak kiedyś... a przecież inaczej... Już nie ma tej niepewności, nieśmiałości... jest uczucie przynależności, zaznajomienia, relaksu... I niekiedy uśmiech Anki jest skierowany specjalnie do mnie... I tylko umacniam się w tym uczuciu. W uczuciu, że to kocham. Ze wszystkich sił. Uwielbiam poddawać się muzyce, powtarzać ruchy Boskiej Kobiety, wyrabiać sobie swój własny styl poruszania. Zaciskać zęby i unosić sztangę w górę, pomimo że mięśnie pieką i drżą. Widzieć, jak pod wilgotną skórą prężą się mięśnie. Lubię ból zmęczonego ciała, gdy kładę się spać... I ten moment, gdy rozciągając mięśnie uda, unosząc głowę, widzę Ją. A Ona patrzy na mnie i się uśmiecha... Miło pomarzyć, że uśmiecha się tylko do mnie... Że patrzy tylko na mnie... Dziś nasze oczy się spotkały... Then I saw your face Then I saw your smile Falling Falling Are we falling in love? Falling - Julie Cruse
Komentarze - pik... pik... pikik... pik... pik...

pik... pik... pikik... pik... pik...

13 May 2004

Umówione spotkanie w Activie. Czekam z 20 minut, bo jestem za wcześnie. Pogoda do bani, więc i ja jak żywy trup. Nadbiega Anka ciągnąc za sobą Renię. Roześmiana, rozgadana, przejęta "zostawia mnie w najlepszych rękach" i leci na zajęcia. Zostajemy we dwie... Rozmowa o przyzwyczajeniach, stylu życia, ciśnieniu, sporcie... Renia trzyma mnie cały czas za nadgarstek... - Nie podoba mi się to. Masz puls jakbyś uprawiała sport wyczynowy. I jeszcze z uderzeniami serca jest coś nie tak... Nie uprawiam sportów wyczynowo, od wielu lat nie uprawiałam żadnych sportów, aż do Activa. O tym dodatkowym uderzeniu wiem, bo ciśnieniomierz też je wykazuje. Mówię jej to, a ona marszczy brwi. Mam mierzyć puls co rano, po przebudzeniu i 15 minut poźniej. Mam iść na HI/LO i Step i też mierzyć, po rozgrzewce, i co kwadrans. Anka dostaje instrukcje, żeby na mnie nie wrzeszczeć... Ja dostaję przeszkolenie z mierzenia pulsu na szyi. Jak będzie zbyt ciekawie, to wizyta u Reni w szpitalu i EKG... Teraz to dopiero mam pietra... in every vein in every beating of my heart each breath I take [in every breath i'll ever take] I feel you - Shiller mit Heppner
Komentarze - Być pięknem...

Być pięknem...

14 May 2004

_Mitsuru_portfolio Skończyłam. Wreszcie. Portfolio mojej siostry. Kolejna stronka za mną. Trzy dni i noce bezustannego klepania i poprawiania. Czuję jak się coraz bardziej zapadam w ten świat...
Komentarze - Troja czyli dać elfowi wina...

Troja czyli dać elfowi wina...

17 May 2004

Gniew, Bogini, opiewaj Achilla, syna Peleusa, zgubę niosący i klęski nieprzeliczone Achajom, co do Hadesu tak wiele dusz bohaterów potężnych strącił, a ciała ich wydał na pastwę sępom drapieżnym oraz psom głodnym. "Iliada" Homer Właśnie wróciłam z filmu... Nie był zły, choć najlepszy też nie był. Spodziewałam się więcej... Ogólnie film przebiega tak. Orlando Bloom alias Legolas alias Parys pije wino. Dać elfowi wina oznacza kłopoty... Duże kłopoty, bo mu się zaczyna w oczach mienić i zakochuje się w blondynce (jedynej w filmie dla rozpoznania) z krzywym makijażem. Uciekają w świetle dnia, by wszyscy widzieli i ładują się na statek Hektora czyli Erica Bany. Cała Grecja powstaje przeciwko twierdzy Gondoru, tfu!, Troi, ale generalnie nie wiele się to różni - po jednej stronie twierdza, po drugiej niezliczone wojska. Dużo patetycznych rozmów. Jeszcze więcej patetycznych rozmów. Blondynka nie chce uciekać z miasta i ja jej się nie dziwię. Też bym nie zwiała na pustynię, mając wokół służbę. Parys w amoku dupczenia postanawia walczyć, choć nie potrafi. Dostaje bęcki i nagle zaczyna rozumieć, że to nie Gondor a Illion i że nie będzie sławnej sceny z olifantami. Gorzej, olifanty ktoś podpierdzielił, a w zamian postawił rozjuszonego męża blondynki. To dla Parysa za wiele i podaje tyły. Co powoduje kolejne zamieszanie. Na koniec Legolas postanawia wrócić do korzeni, porzuca miecz, a bierze się za łuk... Kto się łucznikiem narodził nie umrze skowronkiem, czy jakoś tak... We wszystkich zapala się płomyk nadziei... Jeszcze wiecej patetycznych rozmów. Szczęśliwy, wydupczony elf strzela gdzie popadnie, w tym w chłopaka kuzynki. Znów mu wszyscy wybaczają (!). Koniec. W międzyczasie po planie snuje się brat Pitta. Rozwala Trojany i Hektora, prowadzi dużo podniosłych rozmów i szuka brata. Jednak do końca filmu Pitta nie znaleziono. Trudno więc mówić o happy endzie. Uff, dobrze że nie zekranizowali całych 10 lat...
Komentarze - ???

???

20 May 2004

Zastanawiam się, co powoduje, że ludzie się pobierają... No tak, miłość, w ten sposób najprościej to wytłumaczyć. Ale ja zastanawiam się, skąd oni wiedzą, że to właściwe uczucie? Właściwa osoba? Jak dochodzą do wniosku, że chcą ze sobą być? Na podstawie czego? Mój tata, gdy go kiedyś o to zapytałam, stwierdził, że nie zastanawiał się nad tym. Po prostu wiedział: to jest ta kobieta, z tą osobą chce założyć rodzinę. Do cholery, na podstawie czego ludzie podejmują takie decyzje? Skąd wiedzą, że to co czują to miłość? Nie wiem... Męczy mnie to... Teoretycznie będąc z Mroziem dążę do tego samego. W rzeczywistości ja nawet nie wiem, czemu z nim jestem. Po prostu jestem. Może z miłości, a może dlatego, że żadne z nas nie chce podjąć jakiejś konkretnej decyzji. A może jeszcze dlatego, że jest mi to obojętne, czy z kimś jestem czy nie. To wszystko to jeden wielki bezsens.
Komentarze - Moje słabe serce...

Moje słabe serce...

21 May 2004

Poszłam na EKG. Pobłądziłam po Unii Lubelskiej, ale w końcu Renatę odnalazłam. Najpierw mnie osłuchała, ciesząc się szaleńczo. - O jak ładnie, jak ja lubię szumy... Te są naprawdę fajne. Super. EKG wykazało jedynie, że dziś szybka jestem, czyli około 90 uderzeń na minutę. Coś tam nie do końca idealnie, ale nic złego. Za to mam powiększoną tarczycę. Mam ją przebadać. Dostałam kartkę z zaleceniami. Deary deary me... A potem sobie pogadałyśmy. Kurcze, jak ja lubię takie wizyty u lekarza... Pogadałyśmy o aerobicu, facetach, własnej głupocie... Obie zajebiste jesteśmy... Ciekawe czy ona to ja za kilka lat... Oby. VIP-ie, nadchodzę!
Komentarze - Spodnie

Spodnie

24 May 2004

Kupiłam sobie wczoraj spodnie. Tak, oczywiście że na aerobic. Kosztowały małą fortunę i puściły mnie z torbami, ale nie mogłam się opanować. Więc są. Niebieskie Nike do pół łydki. Wyglądam jak pirat. Przy spodniach pomagała mi K., były różne kolory, między innymi wariacko pomarańczowe i się śmiałyśmy, że może sobie taki kolorek wziąć. I jeszcze, że Anka ma spodnie w podobnym kroju. Kupiłam niebieskie. Ze względu na pumpa poszłam dziś jeszcze w starych czarnych portkach. Stanęłyśmy z K. i H. pod salą, kiedy ukazała sie nam Boska Kobieta w... moich spodniach! Tyle że tych pomarańczowych. Zamurowało mnie. Po zajęciach pogratulowałam jej spodenek i dostałam objazd, że sama w swoich nie przyszłam. No cóż, przypadek ale fajny. W międzyczasie sobie pogadałam z moją Gwiazdą o rowerkach i Tae-Bo, umówiłam się, że mi pomoże wybrać co ćwiczyć na VIP-ie, i zaliczyłam łaskotki... miau... Ciekawe czy wszystkich łaskocze...
Komentarze - Konflikt życiorysów

Konflikt życiorysów

25 May 2004

Sprzeczka z Mroziem. O to, że ja nie mam dla niego czasu. Że chcę mieć go jeszcze mniej. Wychodzą żale. Bo on pracuje po 8 godzin i jest zmęczony, a ja nie. Bo ja nie chcę z nim siedzieć, gdy wróci z pracy. Właśnie - siedzieć. Nic więcej. Bo on jest zmęczony, zagapia się w monitor lub wali na kanapę. On by chciał, żebym ja wtedy albo leżała obok albo siedziała i gapiła się w drugi komputer. A ja nie chcę. Zaczyna być widać konflikt stylów życia. Po całym dniu siedzenia w domu, ja chcę coś robić. On po całym dniu w robocie chce mieć spokój. Rozumiem go. Przecież widziałam popołudnia moich rodziców. Dlatego tak walczę o to, żeby żyć inaczej, dlatego robię doktorat. A on ma chyba żal do mnie, że ja nie charuję po 8 godzin dziennie w normalnych godzinach, że czasem obijam się nieprzyzwoicie. Ale ja wybrałam właśnie taki styl życia - okresy wzmożonej pracy przedzielone okresami słodkiego nieróbstwa. A on wybrał swój styl. Nikt przecież go nie zmuszał. Karnet VIP-a staje się drażliwym tematem...
Komentarze - Konferencja

Konferencja

29 May 2004

Konferencja w Międzyzdrojach się udała. Fajnie było. Wróciłam na kacu, z piegami od słońca na nosie i w dobrym nastroju. Za rok też się wybieram. Człowieka nie ma dwa dni, a tu już zmiany. Net zaczął normalnie działać, za to Lark zniknął. Kot się stęsknił, a Mroziu nie. Mnie się śnią sny z pianą pod prysznicem w roli głównej. Wszystko się poprzewracało. Wyjazd mnie odświeżył. Lubię takie nawet najkrótsze wycieczki. Noc w hotelu, widok z okna, nowe jedzenie, nowi ludzie, nowe klimaty. Uświadomił mi parę rzeczy, parę kolejnych zmian. Sprawił, że poczułam się inaczej. Sprawił, że zatęskniłam. Do Niej...
Komentarze -

30 May 2004

Nudzę się. Opanowała mnie powszechna niemożność robienia czegokolwiek, więc nie robię nic. Dla Activa powinnam zrobić specyfikację, ale nie chcę mi się. Pisać. Z matmy powinnam się pouczyć, ale nie chce mi się. Rozumieć. Dla kumpeli powinnam przygotować grafikę, ale nie chce mi się. Tworzyć. Dla Grzyba powinnam dokończyć portal, ale nie chce mi się. Głupieć. I powinnam iść coś zjeść, ale nie chce mi się. Decydować. Czasowniki przytłaczają mnie dynamiką. I wymaganiami. ------------------------------------------------------ a to było w pierwotnej wersji, później usunięte, a teraz powraca Jej oczy. Zatonąć. Jej uśmiech. Odpowiedzieć. Jej głos. Zatracić. Jej sylwetka. Być obok. Trwać na krańcach wszechświata. ----------------------------------------------------- Odbiło mi.
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.