Dzień Kota
18 February 2010
Wczoraj był Dzień Kota i nagle sobie wszyscy przypomnieli. Radio i telewizja aż huczały od audycji dla kotów i o kotach. Jak zwykle padały stwierdzenia, że bezdomnym kotom trzeba pomagać, że należy dbać o domowych milusińskich. Jak zwykle.
Podchodzę do siedzącej w drzwiach balkonowych Avy, nachylam się i szepczę do kociego ucha: "Dzień dobry Pani Kotce. Dziś jest Dzień Kota, wiesz? Twój dzień."
Ava patrzy na mnie przez chwilę z miną oznaczającą kocie wzruszenie ramionami: "I co z tego?" Bo rozpieszczana i uwielbiana Ava, piękna rasowa norweżka rozpuszczona jak dziadowski bicz, każdego dnia dostaje przysmaki, jest głaskana, noszona na rękach i co dzień mewy kołują za oknem specjalnie dla niej. Ava wie - Dzień Kota jest codziennie.
Zmarznięte koty w bramie, które zauważam jadąc autobusem, też wiedzą - nigdy nie ma Dnia Kota. No chyba, że uznać za taki dzień, w którym w śmietniku znajdzie się kawałek ryby, albo uda się uniknąć spotkania z psem, albo nie zauważą dzieci i nie dostanie się kamieniem. Na pewno nie jest Dniem Kota ten mroźny dzień lutowy, gdy brudny, szary śnieg tworzy zaspy wokół. Dla tych kotów święto jak dla Avy - nie ma znaczenia, bo później wszystko wraca na stare ścieżki.
I tylko media szalały, co jedynie podkreśla, że zima uśpiła polityków i aktorów, i trzeba się łapać każdego tematu. I było o czym pisać na blogach, bo nagle przypomniało się, że w domu lub u rodziny mieszka jakiś kot. "Pamiętajmy o naszych kotach", a dziś już wszyscy zapomnieli znowu.
I tylko znów mewy przyleciały specjalnie dla Avy. I specjalnie dla niej sroka wije gniazdo na wprost balkonu. Będą wiosną kląskania i pomiaukiwania pełne ekscytacji, gdy wyklują się pisklęta. Na razie kotka z radością obserwuje przygotowania i leniwie popycha łapą różowo-niebieską piłkę. Dzień Avy jest zawsze.