Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Komentarze - Nigdy

Nigdy

01 March 2004

Poprzez doliny pełne cienia i wzgórza przepełnione strachem idę. W ręku miecz, ze mną Legion. Drżyjcie potwory. Usagi nadchodzi.

Od dwóch dni gram. Intensywnie jak nigdy w życiu. Każdy boss powoduje u mnie nagły przypływ adrenaliny. Ale bawi mnie to. Nigdy w życiu nie grałam w gry akcji.

Czy wychodząc z gry, rzeczywiście ją kończymy? A co z tym światem, bohaterami, którym przecież oddaliśmy część siebie? Jakoś niewłaściwe wydaje się myślenie, że przestają istnieć. Kilkadziesiąt godzin poświęconych na nadawanie im indywidualnych cech i nagle koniec. A co, jeśli oni tam pozostają?

Smutne jest to... że to tylko gra. Gdy rozniosę na ostrzu ostatniego bossa, wszystko się skończy. A ja nigdy nie dostanę miecza do ręki ani szansy przywołania guardiana. Nigdy nie rzucę najprostszego nawet czaru, nigdy nie będę miała szansy przejść przez wrota czasu. Nie dotknę policzka Aeris, nie wygram w zawodach Chocobo, nie stanę do walki z Weaponem i nie spojrzę w niebieskie oczy Clouda. Nigdy...

Ta prawda cholernie boli...

Komentarze - In the world of pain

In the world of pain

03 March 2004

Głowa mi pęka. Od paru godzin. Szlag by to. Wyłykałam Ibuprofen i nic. Więc staram się ignorować, bo co innego mogę zrobić?

Wkurza mnie głośna muzyka. Wkurza mnie migający obraz. Nie mogę czytać Pratchetta, bo mi w skroniach pulsuje. A tak się cieszyłam, jak niosłam nowe książeczki do domu... Więc to też mnie wkurza.

Nie poszłam na fitness. Nie poszłam też na Reset, ale to akurat mnie nie martwi. Nie przepadam za imprezami w przeciwieństwie do stepa. Stepa mi żal. Tyle że głowę to by mi chyba rozsadziło.

Czyli co? Wkurzam się. I tak sobie myślę, że całkiem dobrze się składa, że mam niskie ciśnienie. Inaczej pewnie bym zeszła na zawał.

Normalnie przepełnia mnie dziś ból i agresja.

Komentarze - Co ludzie powiedzą

Co ludzie powiedzą

05 March 2004

Kolejny konflikt w sielance mieszkaniowej. Tylko to taka raczej cisza przed burzą.

Zastanawiam się, czy wszyscy ludzie tak mają. Najpierw starają się, pokazują od jak najlepszej strony, a potem, jak już osiągną cel, to zapominają, że aby go utrzymać, trzeba nadal się starać.

Zaniedbanie mojego faceta przechodzi wszelkie granice. Także lenistwo kulturowe. Ciekawe czy on wie, że zaniedbując się tak bardzo w wyglądzie i zachowaniu, w moich oczach traci coraz więcej? I że w pewnym momencie przestanie być dla mnie atrakcyjny w jakikolwiek sposób? I czego się po mnie wtedy spodziewa? Że nadal z nim będę?

Kiedyś oglądałam taki serial: "Co ludzie powiedzą". Tam był taki gość w przepoconym podkoszulku, jedzący jak świnia, ohydny zarówno z wyglądu jak i zachowania. Spaślak mu chyba było. Kiedy mój facet osiągnie TEN poziom?

Tak sobie myślę, że prawidłowy związek to taki, w którym obie strony cały czas starają się sobie podobać. Mój nie jest prawidłowy.

Komentarze - Stan

Stan

06 March 2004

Chciałam coś napisać. Przeminęła myśl. Lekkie uczucie, niesprecyzowane, drażniące palce.

Coś jest w sercu, na krawędzi, tak delikatne, że aż nie wiem co. I tylko dziwny niepokój. Dziwne niespełnienie. Podniecenie, jak podczas oczekiwania. Na pierwszą miłość, na Święta, na dotyk. I tylko nerwy rozedrgane i puls roztętniony. Niepewność przepełnia krew.

Zawsze pamiętałam sny. Teraz nie pamiętam. A przecież są. Czuję ich trzepot pod powiekami. W mroku. Nagłym błysku ruchu, gdy zamykam oczy. Na obrzeżach jawy. I ten dziwny żal, gdy budzę się rano.

Czy nie pamiętam snów dlatego, że tak bardzo boję się marzeń? One tylko odzierają z kolorów zwykłą rzeczywistość. A ja się nie chcę buntować. Chcę żyć szarym życiem. Nie pamiętać.

Mrok, tupot nóg i gwiazda tańcząca przede mną...

Komentarze - Dorosłość

Dorosłość

08 March 2004

Jadąc na uczelnię i gapiąc się w okno, zauważyłam dziś młodszą siostrę mojego kolegi z podstawówki. Szła ulicą i pchała przed sobą wózek z dzieckiem. Uderzyło mnie to.

Jak tak się zastanowić, to większość moich znajomych z podstawówki ma rodziny, dzieci, pracę. Ta część, która nadal pozostaje w wolnym stanie, to przeważnie ludzie, którzy poszli na studia. Ale i oni w większości pozostają już w stałych związkach i planują wspólne życie...

A ja? Mieszkam z chłopakiem, który kiedyś wydawał mi się tym na całe życie. Ale teraz... Nie ważne zresztą. Nie mam stałej pracy, nie myślę nawet o własnym domu, nie chcę mieć rodziny. Wciąż się bawię, bawię w dorosłość. A tak naprawdę jestem dzieckiem niedojrzałym do dorosłego życia. Tak naprawdę nadal szukam siebie.

Siostra mojego kumpla, która zawsze wydawała mi się gówniarą, jest dojrzalsza ode mnie. Młodsza ode mnie K. ma poważniejsze podejście do życia. A ja znów mam ochotę się pobawić i przewrócić mój świat do góry nogami.

Komentarze - Rozczarowania

Rozczarowania

09 March 2004

Ludzie to dziwne istoty. Kiedy poznaję jakiegoś wolnego chłopaka w swoim wieku lub coś około, zawsze dochodzi do tego paradoksu. Nie ważne, czy ja go lubię czy nie, nieważne jak on wygląda i kim jest, zawsze najpierw zaczyna mnie podrywać. Nie ważne, że ja kogoś mam, że może wcale nie chcę tej jego uwagi, i tak narzuca się z zachowaniami, które odbiegają od koleżeńskich. I pcha się w to potem już na siłę. Jakby nasze kontakty nie mogły zostać czysto koleżeńskie.

Szczerze mówiąc, nie jestem aniołem. Lubię skupiać na sobie czyjąś uwagę, mieć świadomość, że się podobam i ktoś mnie lubi. I kiedy widzę takiego kolesia, to zaczynam flirtować. Dla zabawy, bo ja i tak wiem, że nic z tego nie będzie, a skoro on sam się pcha w sieć... Głupotę należy tępić...

I tylko czasem jest mi przykro. Gdy poznaję kogoś, kogo zaczynam lubić i przez jakiś czas jest normalnie. Zaczynam łudzić się, że może spotkałam wreszcie kogoś, kto lubi mnie tak bezinteresownie. Komu nie chodzi o to, żeby przelecieć lalunię, albo popisać się przed kumplami, albo zaspokoić swoje męskie ego. A potem on i tak w końcu skręca na utarte szlaki. A ja się ponownie rozczarowuję.

Czy rzeczywiście kobieta musi być brzydka, żeby się móc obracać w męskim towarzystwie i nie czuć jak dupa do rżnięcia? Dziś jest mi smutno.

Komentarze - Falling

Falling

10 March 2004

Dziś śniłam. Niebo było biało-szare, pokryte jednolitą warstwą chmur. Padał śnieg. Duże, puszyste płatki pojawiały się nagle, tuż nad głową, widoczne dopiero w momencie, gdy miały opaść na twarz... Lubię taki śnieg, zawsze mam ochotę zawirować wraz z nim...

Then I saw your face
Then I saw your smile

Wyszła z bieli. Podeszła do mnie i ciepłą ręką dotknęła mojego policzka.

Then your kiss so soft
Then your touch so warm

Sny są nieobliczalne. Człowiek chciałby w danym miejscu, w danej sytuacji zobaczyć konkretną osobę, a widzi zmieniające się cienie. Czy miała długie włosy czy krótkie? A może wcale nie była kobietą?

The stars still shine bright
The mountains still high
Yet something is different
Are we falling in love?

Pamiętam tylko śnieg i ciepło dłoni na policzku...

Falling Falling
Are we falling in love?

Falling, Julee Cruise

Komentarze - Another dream, another day.

Another dream, another day.

11 March 2004

Dlaczego on? Przyśnił mi się właściwie bez powodu, bo ani ostatnio o nim nie myślałam, ani nawet nie rozmawialiśmy ze sobą już jakiś czas. Stał na chodniku w białej koszuli, czarnych luźnych spodniach i takiej samej marynarce. Coś mówił. A potem się tak ładnie uśmiechnął.

Stałam na przeciw, z tymi moimi rozwichrzonymi włosami, bojówkami, koszulce i kurtce sportowej. Jak lump jakiś i nie wiedziałam, co powiedzieć. Wtedy zaczął padać deszcz, na niego, na mnie, na cały świat, taka ciepła wiosenna ulewa.

Obudziłam się.

Jak można uśmiechać się do człowieka, którego się nigdy nie widziało na oczy?

Komentarze - ...

...

13 March 2004

Kolejny smętny dzień. Wyrwana z pracy nad Wędrusiami, pojechałam z Mroziem na zakupy. Nic nie kupiliśmy. Zaliczyliśmy kopa w zderzak. Kolejna rysa. Tyle, że odebrałam tort na jutro.

Właśnie, jutro zwalą się starzy i trzeba będzie odwalić szopkę z urodzinami. Dobrze, że właściwy dzień, poniedziałek, mam tylko dla siebie. Będę mogła poudawać, że tak naprawdę nic się nie dzieje. I będzie git. Zeżrę tort i będzie jeszcze bardziej OK, a potem się zachleję winem i urwie mi się film. Kolejne urodziny za mną.

I nie, tu nie chodzi o wiek, strach i przygnębienie przemijaniem. Tu chodzi o to, że w urodziny lubię pobyć tylko ze sobą, sam na sam.

Komentarze - Born from the Planet...

Born from the Planet...

15 March 2004

"Born from the Planet and after death return to the Planet."

Pojechaliśmy nad morze, do Międzyzdroi. Takie miasteczko po sezonie ma swój urok. Jedna, dwie otwarte knajpki, ciemne okna w domach. Jedząc naleśniki i wyglądając za okno, pomyślałam, że ta sceneria aż się prosi o romans. Taki z książek Chmielewskiej.

A potem poszliśmy na molo, podniosłam głowę i spojrzałam w niebo. A odległe galaktyki odpowiedziały spojrzeniem. Idealnie czyste, bezkreśnie czarne niebo i roje gwiazd. I siedząc na tej małej, zaniedbanej planecie, mnąc rękaw kurtki w chłodnej dłoni i patrząc w niebo, poczułam, czym jest szczęście. Znalazłam sens istnienia, a Kosmos wlał się we mnie aksamitną falą spokoju.

Dla takich chwil warto żyć, dla tego uczucia zachwytu, które ogarnia na widok czegoś tak doskonale pięknego. Dla uczucia, że się jest niepomiernie małym i nic, co się zrobi, nie wpłynie na ten boski ogrom nieba. Na uczucie przynależności.

Mroziu, to jest odpowiedź na twoje pytanie o sens ludzkiego życia. Żyjemy, żeby czerpać radość z tego, co nas otacza, z chwili, która wypełnia serce szczęściem. Nie po to, żeby przedłużać gatunek, który to niszczy, nie dla domu, dzieci, dobrej pracy. Żyjemy dla siebie samych.

Nasze życie tylko wtedy ma sens, gdy potrafimy dostrzec, jak piękny jest świat, na którym dane nam było istnieć. Jesteśmy przypadkiem, zrządzeniem losu, pomyłką ewolucyjną (?), a nie panami świata. Przed nami nie ma żadnej misji ani celu, po śmierci wrócimy do planety.

Tam, na tym molo, pod rozgwieżdżonym, przepastnym niebem, mogłam przestać istnieć. Byłam szczęśliwa, a potem... ... potem chmury zakryły niebo i Szczecin, miasto beznadziei, strąciło mnie w pustkę cywilizacji.

Komentarze - ...

...

16 March 2004

Poszłam na sztangi i wróciłam na sztandze (?). Jakoś tak się słabo poczułam podczas ćwiczeń. Dziwnie mi się zrobiło, tak gorąco, i obciążenie, choć znacznie mniejsze niż zazwyczaj, zaczęło mi sprawiać problemy. Więc wyszłam.

Zastanawiam się, co to było. Bo źle się zaczęłam czuć już koło 18, było mi niedobrze, w głowie mi się kręciło, zaczęły mnie boleć stawy. Nadal nie czuję się za dobrze. Wczoraj po jednej lampce wina też się tak czułam. A przecież jem normalnie i sypiam w miarę. Trudno moje życie określić stresującym. Jest mi przykro. Przykro, że nie dałam rady.

I że nie poszłam na HI/LO później. Chciałabym... esh... nawet nie wiem, jak to napisać... Ciiii....

Komentarze - ???

???

18 March 2004

Od wtorku czuję się dziwnie. Samo chodzenie stało się dla mnie wysiłkiem. Bolą mnie mięśnie, jest mi gorąco, oblewam się zimnym potem. Potem którego nie ma. Pierwsze piętro to dla mnie ilość schodów równa porządnej zadyszce. Przejście do kuchni powoduje nagłe przyśpieszenie uderzeń serca. Śmieję się histerycznie z byle czego albo płakać mi się chce. Ciśnienie osiągnęło max w całej historii mojego życia: 120/80 (na codzień koło 90/50). Czuję się jak po alkoholu. Wczoraj nie poszłam na stepa tylko powlokłam się na spacer. Nie sądziłam, że obejście Jasnych Błoni może być takim wysiłkiem. Ale pogoda była taka piękna, tak cieplutko było, że aż żal... Zapisałam się na fitness na jutro. Mam nadzieję, że mi przejdzie. Tak bardzo chcę tam iść...

Komentarze - To co najsmutniejsze

To co najsmutniejsze

19 March 2004

Come with me in the twilight of a summer night for awhile
Tell me of a story never ever told in the past
Take me back to the land
Where my yearnings were born
The key to open the door is in your hand
Now take me there
To the land of twilight

The land of twilight, hack//SIGN

Każdy z nas posiada coś, czego pragnie. Coś, co powoduje u niego smutek, zamyślenie, dziwny rodzaj tęsknoty. To nawet nie do końca jest marzenie, to coś głębszego, bardziej ulotnego. To coś co nawiedza nas niekiedy późną nocą lub o świcie, a nigdy nie pojawia się w dzień. Kiedy czujemy szansę na realizację naszego pragnienia, potrafimy się w tym zatracić całkowicie. Depczemy wszelkie zasady, zapominamy o innych, tylko aby zaspokoić naszą potrzebę. W ten sposób niszczymy jego wartość, na końcu drogi pozostaje tylko piach...

Nie zniszczę mojej tęsknoty. Nie zrobię nic. Pozostanę w mojej krainie zmierzchu.

Komentarze - Koszt nie generujący przychodów

Koszt nie generujący przychodów

20 March 2004

Kiedy zaczynam myśleć, że już jest OK, znów coś idzie w drugą stronę. Wczoraj impreza ze znajomymi w Bachusie była naprawdę udana, mój mężczyzna zachowywał się porządnie od kilku dni, więc musiało się coś spieprzyć.

Poszłam na zajęcia dzisiaj, produkowałam się cztery godziny w dusznej sali na kacu, wróciłam zadowolona do domu, licząc na miły wieczór... Nawet chipsy chciałam kupić, żeby było co przy filmiku chrupać... Esh...

Przez cały dzień nie zrobił nic. Miał odkurzyć i przewiesić lustro. Tylko tyle. Ale go gardło drapało. Już babcia chciała sama wziąć się za odkurzacz.

Wkurzyłam się. Strasznie się wkurzyłam. Gówniarz jeden, leń parszywy. Dziadkowie się nie upomną o swoje, raczej się sami zamęczą niż poproszą o pomoc, a ten takie numery odwala. Wielkie chłopisko, a dupy nie ruszy, bo gardełko boli. Hotel sobie znalazł.

Tym razem przegiął.

Komentarze - Reforma związkowa

Reforma związkowa

22 March 2004

Ocknęłam się, wreszcie. Miałam wstać o 8 i dokończyć tekst dla Profesora. Tymczasem zapadłam się w senną rzeczywistość. Trzeba się będzie dziś tłumaczyć z niewykonania zadania... Na 1 kwietnia już dwie publikacje czekają.

Rany, ale ja się mazgaję. Zamiast siąść i po prostu napisać.

Poważna rozmowa z Mroziem. Jak zwykle późno w nocy, jak zwykle te same wnioski, jak zwykle brak działań. To my na codzień.

Czy ja go kocham? Czasem mam wrażenie, że to jest miłość, że wszelkie problemy wynikają z tego, że w danym momencie któremuś z nas nie chce się podjąć odrobiny wysiłku. Wystarczyłoby, żebym wstała od komputera i stwierdziła: "dobra, sprzątamy" albo "to obejrzyjmy ten film". Ale ja się z nim umawiam na robienie czegoś, a potem sama siedzę wpatrzona w monitor. On czeka na mnie a ja na niego. Przecież atmosferę zażyłości buduje się spędzając czas razem, robiąc różne rzeczy razem.

Od dwóch miesięcy umawiamy się, że coś ugotujemy, a potem weekend mija nam przy komputerach. Narzekam na niego, że on nie ćwiczy, że brzuch mu rośnie, zamiast wyciągnąć go chociaż na spacer. A potem wychodzi problem, że nam się nawet kochać nie chce. Jak ma się chcieć, jak sami narzucamy potworne ograniczenie kontaktów, wybieramy towarzystwo sieci i danych, nad własne.

Dziś jest mój ostatni dzień na tlenie i gg, przynajmniej do soboty. Chociaż 4 dni odwyku. Może zrobię to, co mam zrobić wreszcie. Może wreszcie określę swoje uczucia. Nigdy nie sądziłam, że się uzależnię od komputera.

Komentarze - Fascynacja

Fascynacja

23 March 2004

Byłam na zakupach. Błądziłam pośród straganów bez wyraźnego celu. Tu coś przyciągnęło wzrok kolorem, tam krojem. Parę rzeczy nawet mi się podobało. Białe spodnie, kilka koszulek...

I tak w końcu to zrobiłam. Kolejna rzecz na fitness, tym razem bluza. Tak jakby to, jak wyglądam, mogło coś zmienić. Zmniejszyć ciężar sztangi, zwrócić Jej uwagę. Jakby...

Czasem czuję się zupełnie zagubiona w tej fascynacji. Dokładam więc ciężar na sztangę, łudząc się, że zwiększony ciężar przyniesie zapomnienie. I rzeczywiście, gdy zmęczone mięśnie zaczynają drżeć, gdy kolejne uniesienie sztangi powoduje grymas bólu na ustach, pot zalewa oczy, przez chwilę nie myślę. O tym, że jest tak blisko, o tym, że się uśmiecha, o tym, że... macha sztanga większą niż ja!

Znów tam pójdę. Najpierw Pump, potem HI/LO.

Bo lubię tam chodzić. Bo lubię to robić. Bo lubię patrzeć jak tańczy.

Komentarze - When I am there

When I am there

23 March 2004

I feel you... in every vein
in every beating of my heart

Szczypanie soli w zadrapaniu na ręce. Strumyczek potu spływający wzdłuż kręgosłupa. Mięśnie omdlewają. Bolą zaciśnięte zęby. Skupiam uwagę na rance, na szczypaniu. Tak łatwiej.

SINGLE!!! No nie... znowu?? Unoszę głowę i napotykam roześmiane oczy. Unosi sztangę, a ja zagapiona, zatopiona w tym wesołym spojrzeniu, razem z Nią.

OSIEM! SIEDEM! ... JEDEN!! Nareszcie...

Nie próbuję definiować tego uczucia. Pewnie nawet nie umiałabym go określić. Ulotne, subtelne, melancholijne.

each breath I take [in every breath I'll ever take]
I feel you...

Przy kolejnym ćwiczeniu gwałtownie mnie prostuje. Jej ramię oplatające mnie na moment, wywołuje dreszcz zaskoczenia. Odbiega do kogoś innego, a ja zostaję otoczona przez pustkę. Czego ja właściwie chcę?

anyway...
in every tear that I might shed
in every word I've never said
I feel you...

I... feel... Her...

I feel you, Shiller mit Heppner

Komentarze - Bez tlenu - dzień trzeci

Bez tlenu - dzień trzeci

25 March 2004

Dziś zaczęłam zdawać sobie sprawę, że jakoś pusto się wokół mnie zrobiło. Nie wiem, co słychać u innych, żadnej sprawy nie mogę załatwić od razu. Chciałam pogadać z Larkiem, ale na maila bez sensu. Chciałam dogadać się z H. co do jej wejściówki, muszę czekać na maila i w rezultacie nie wiem, jak tam wypadł jej rejs. Karnety zamawiałam na czuja, bo nie mogłam po prostu zagadać i się dowiedzieć, co i jak. Rano miał mnie odwiedzić ojciec, nie odwiedził i też nie wiem, czemu. Dziś mam zamiar zarwać noc na pisaniu publikacji i zarwę ją samotnie. Dziwne uczucie.

Przyzwyczaiłam się, że zawsze mogę zagadać do takich nocnych marków jak ja i choć przez chwilę oderwać się od pracy, poukładać myśli. Czeka mnie samotna noc w necie i źle się z tym czuję. Nagle znalazłam się poza przepływem informacji. Tak jakby odebrano mi jeden ze zmysłów. Uświadomiłam sobie, jak szybko człowiek się przyzwyczaja do udogodnień.

Jeszcze rok temu obywałam się bez komunikatorów i było mi dobrze. Wystarczały maile i osobisty kontakt z ludźmi. Teraz takie ograniczenie mnie denerwuje.

Świadomość tego mnie bawi. Bo to nie tyle uzależnienie od konkretnej rzeczy, ile uzależnienie od ułatwienia. Komunikatory, maile, wyszukiwarki, komórki, to wszystko ułatwia życie i pozbycie się tego jest trudne. Nie oglądam telewizji i mi jej nie brakuje, ale gdyby ktoś mnie pozbawił mojej mobilnej smyczy, czułabym się zagubiona, pomimo tego, że nie korzystam z niej zbyt często. Nie wyobrażam sobie zapalania kuchenki zapałkami (co to są zapałki?) czy gotowania wody na herbatę w zwykłym czajniku. A przecież robię to, kiedy muszę. Tylko wolę nie musieć.

Więc chyba poddam się. Bo walka z komunikatorami nic nie da. To tylko jeszcze jeden element otaczającej nas techniki, można się wobec niej buntować, ale to walka z wiatrakami. To jak zapalać kuchenkę z pstrykiem elektrycznym zapałką, albo pisać listy w dobie emaili.

Owszem, można, ale po co?

Komentarze - Kto się sową urodził...

Kto się sową urodził...

26 March 2004

... ten zarywa noce. Mroziu wprowadził się do mnie jakieś pół roku temu. Od tego czasu staram się uwierzyć, że tryb życia można zmienić. Wstaję koło 9, a nie koło południa, kładę się spać koło północy, a nie 3-4. Pół roku już tak ciągnę. Ale to bzdura!

Od miesiąca próbuję napisać publikację. Siadam rano przy klawiaturze, zaczynam pisać i... pustka w głowie! Jakieś nieskładne pierdoły, mimo że dokładnie wiem, co chcę napisać! Dziś siadłam do pisania o 23:30 i mam to z głowy. Coś, co męczyło mnie przez miesiąc, zajęło mi 2,5 godziny! Mam gdzieś zdrowy tryb życia, normalne pory egzystencji. Próbowałam, ale to się tak nie da! Widocznie już jestem tak zaprogramowana, że maksimum swoich możliwości osiągam pomiędzy 22:00 a 2:00 w nocy lub pomiędzy 2:00 a 6:00 rano. Tak pisałam magisterkę, tak się uczyłam php i pewnie doktorat też zrobię w ten sposób!

I tu się pojawia problem. Ile przestukanych klawiaturą nocy jest w stanie znieść Mroziu?

Komentarze - Family portrait

Family portrait

27 March 2004

- Stajesz się odpowiedzialny na zawsze za to, co oswoiłeś. Jesteś odpowiedzialny za twoją różę.

- Jestem odpowiedzialny za moją różę... - powtórzył Mały Książę, aby zapamiętać.

I zapomniał.

Oprócz dwóch kotów, mieszkam jeszcze z psem. Jest to pudelek miniaturka w wieku 19 lat, a będący w kondycji fizycznej praprzodków. Krótko mówiąc - wrak zwierzaka. Ja go nie lubię, koty go tępią na każdym kroku.

Ale nie o tym chciałam. Przypadek tego zwierzaka pokazuje wszystko to, czego nie cierpię w ludziach: zakłamanie, okrucieństwo, brak odpowiedzialności... Wszystko to, co najgorsze, tworzy atmosferę wokół Puśka. Pies nie jest mój, nie jest babci, jest mojego wujka i brata. Został nam podrzucony, gdy im przestało chcieć się opiekować podstarzałym pudelkiem. Bo sika na dywan. Cały dzień zamknięty w czterech ścianach, bo nikt nie ma dla niego czasu? Wow, niespodzianka.

Ale to tylko czubek góry lodowej. Piesek jest już bardzo stary. Nie widzi, nie ma węchu ani słuchu, przestraszony egzystuje na granicy. Nikt nie chce wziąć odpowiedzialności na siebie i go uśpić. Wujek uznał potrzebę uśpienia psa, ale on tego nie zrobi, bo mu będzie przykro. Tak samo moja matka. Niech się psina męczy, tak przykro nie jest. Moja babcia utrzymuje go przy życiu, żeby wyczyścić swoje sumienie po poprzednim psie, który zdechł co prawda ze starości i zapasienia, ale w jej umyśle pokutuje poczucie winy, że go targała po weterynarzach. Więc Pusiek się zamęczy w imię pokuty za Asa.

Aby to ukryć, babcia głosi, że jej Puśka żal, a poza tym, mojemu bratu będzie przykro. Mój brat wraz z dziewczyną mają już nowego pieska i staruszka w dupie.

Nie przeskoczę. Sama tego problemu nie przeskoczę. Bo ktoś mi musi pomóc dowlec tego psa do weterynarza, ktoś musi wytłumaczyć babci. Biję głową o mur, a pies leje gdzie popadnie, śmierdzi mu z pyska od zepsutych zębów i obija się o sprzęty. Reszta kotłuje się w swoim kręgu poczucia winy, nieodpowiedzialności i braku litości maskowanego fałszywymi tłumaczeniami. Normalnie "Moralność Pani Dulskiej" w nowym wykonaniu.

Komentarze - Pusiek

Pusiek

29 March 2004

Pusiek umiera. Nie może się ruszyć, płacze. Babcia jest w swoim żywiole. Wreszcie się spełnia w swojej pokucie. Moja propozycja uśpienia, jej tekst: a mnie to poddasz eutanazji!! Jak ja ich czasem nienawidzę.

Komentarze - ...

...

30 March 2004

Gorzka czekolada. Straszny rachunek za żarcie. Kolejny dzień bez Ani. Zakupy z siostrzyczką. Uczelnia. Zebranie. Głupawa po śmierci psa. Retrospektywnie mój dzień.

Komentarze - Empty air...

Empty air...

30 March 2004

Sala, rytm, sztanga. Światło odbite od luster... Nie było Jej.

Stróżka potu na skroni. Gorąco w mięśniach. Nie ma Jej.

Pusto. Pustka w lustrach, światło, które nie daje blasku. Brak. Tak po prostu. Nie ten krzyk, nie ten uśmiech, nie ta sylwetka.

Takie ładne powiedzenie "Ona wypełnia przestrzeń". Dziś przestrzeń dudniła pustką. Nie miał jej kto wypełnić. Nie było Jej. Więc po co to wszystko?

  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.