Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Komentarze - What doesn't kill you make you stronger

What doesn't kill you make you stronger

02 March 2012

Siedzę i nucę. Sesja ćwiczeń z Sis dała mi kopa. Jest źle, jest słabo, ale za oknem znów widać gwiazdy, wiatr woła. Są takie chwile, są takie momenty, przelotne odczucia - niczym skarb, zamknąć, zapamiętać, nie wypuścić z rąk.

Pewnie, że będzie jeszcze nie raz bardzo źle, jeszcze nie raz będę miała ochotę zwinąć się w kłębek i nie obudzić, ale co mnie to dzisiaj obchodzi? Dziś endorfiny w żyłach sprawiają, że świat jest piękny.

Wystukuję rytm palcami na oparciu krzesła, ramiona i biodra same chodzą. Oczywiście, że mogę skulić się, zamknąć, jak większość ludzi wokół, nie okazywać emocji. Ale po co? I co to kogo obchodzi, że cieszę michę do magnolii, czy zagaduję sikorki? To moje pozytywne emocje i mam prawo wyładowywać je tak, jak mi się podoba, nikomu krzywdy nie robię.

Starsze panie częściej rozumieją, częściej odpowiadają na uśmiech, częściej wdają się w żartobliwe gry słowne. Reszta odwraca wzrok, wgapiona we własne stopy, ze słuchawkami na uszach lub po prostu zdegustowana. Ludzie, co się z Wami dzieje?! Wiosna jest, przecież uśmiech nie boli!

Tak, jestem chora. Paradoksalnie wcale nie na głowę, tylko kręgosłup mi siada. Tak, boli. Drętwieje mi ręka. Mam zawroty głowy. No i co z tego?! Dam sobie z tym radę, a jak nie, to trudno. Co nas nie zabije...

Uśmiecham się do ciebie. Czym jest uśmiech?
Światłem przez gwiazdę posłanym gwieździe.
Zapachem który trawy wiąże w brzęczącą łąkę.

Halina Poświatowska

Komentarze - Zabili mi Kelsiera

Zabili mi Kelsiera

14 March 2012

Jak ten czas szybko leci! Nagle się zrobiła połowa marca, a ja mam wrażenie, że te dwa tygodnie gdzieś się rozmyły. Tęsknię za leniwymi kilkoma dniami - takimi, wiecie, na kanapie z książką, bez wychodzenia z domu.

Tymczasem co chwila gdzieś wychodzę, coś robię, jakieś prace się nawarstwiają, a ja mam tylko ochotę wrzasnąć: "Dość, odczepcie się wszyscy ode mnie!". Jestem zmęczona, tak po prostu wybitnie zmęczona sępami, które ciągle czegoś ode mnie chcą.

Doczytałam kolejną książkę i znów mnie coś trafiło: "Dlaczego do jasnej cholery zabili mi Kelsiera?". I co z tego, że fabuła świetna, nieźle pomyślane wątki, piękny rozwój postaci, zaskakujące zakończenie (no może dla mnie nie do końca, jestem typem, który zawsze wie, kto zabił), skoro Kelsier zginął? Dlaczego ja się tak przywiązuję do wyimaginowanych postaci, które nie mają szans na przeżycie do końca? A teraz on nie żyje, a ja nie wiem, co ze sobą zrobić z frustracji. Nosi mnie.

To jakieś fatum. Drużynę Wiedźmina wyrżnęli w drobny mak, łącznie z Regisem. Tak jak by Geralt był mi tam na coś potrzebny... Jak polubiłam Prism'a, to zaczęli go wykańczać, dobrze, że nie dostałam w ręce kolejnych tomów. Boję się czytać Kroniki Królobójcy, bo wszystko wskazuje na to, że zginie Bast. A teraz zabili mi Kelsiera.

Książki są do bani. Przeżywają tylko te główne matoły. Bohaterowie poboczni przeważnie giną.

Komentarze - Facet z młotem

Facet z młotem

22 March 2012

To będzie wpis metafizyczny. Wiem, nietypowo jak na kogoś, kto nie wyznaje żadnej religii. Wydaje mi się jednak, że każdy musi w coś wierzyć. Nawet jeśli nie w konkrety, to chociaż w bliżej nieokreślone zrządzenie losu. Może się mylę.

W moim życiu nie ma miejsca na konkretną wiarę, natomiast na różnych etapach życia zdarza mi się wierzyć w różne rzeczy. Wierzyłam już w przeznaczenie, w siłę miłości, w duchy tych, którzy odeszli. Kiedyś wierzyłam w magię i wróżki. Nadal nie jestem pewna, czy nie ma światów alternatywnych...

Cały czas wierzę w związek człowieka z naturą i przepływ energii. To zabawne, bo zaczęłam w to wierzyć po Final Fantasy VII. Choć chyba wierzyłam zawsze, a tam ubrali to po prostu w słowa.

Nie wierzę w Niebo i życie po śmierci, ale... wierzę w Tęczowy Most i że spotkam tam wszystkich małych przyjaciół, którzy odeszli, Pyśkę, Kasię... To taka rzecz, w którą CHCĘ wierzyć.

Podobają mi się założenia mojej siostry: karma, reinkarnacja, oczyszczanie siebie. Pociąga mnie to, interesuje, ale nie wierzę w to do końca... Błądzę na granicy steku bzdur a prawdy objawionej. Z jednej strony jest to dla mnie nie do przyjęcia, z drugiej, jako że mocno pokrywa się z moją teorią energii, przemawia do mnie. Może po prostu jest za mocno ubrane w słowa i zdefiniowane?

Przede wszystkim jednak wierzę w siebie, w siłę swojego umysłu i ciała, swoją intuicję. Wierzę, że jeśli osiągnie się jakiś poziom zgrania ze światem, to można dostrzec, że ten świat nas chroni. Ostrzega. Przygotowuje. Nie wierzę w boską istotę ani Fatum, wierzę, że jako część świata mamy zdolność postrzegania zdarzeń, zanim się wydarzą. W niewielkim stopniu, odnoszącym się bezpośrednio do nas samych.

Czasem wszystkie znaki na ziemi i niebie mówią wyraźnie: nie rób tego. Najczęściej je ignorujemy, walczymy z nimi i potem rozpaczamy, że świat jest wredny. Sęk w tym, że jeśli się nie sprzeciwimy, nie znamy konsekwencji, a kiedy już je znamy, nie możemy wybrać ponownie.

Od jakiegoś czasu chodzi za mną iluzoryczny, wielki facet z młotem. Gdy obieram zły kierunek, zastawia mi drogę - przeważnie subtelnie, niczym dziecko obraca i lekko popycha w innym kierunku. Czasem mocniej: blokuje młotem przejście lub toruje inne w miejscu, gdzie była ściana. A od dwóch dni ma ochotę mi tym młotem przypieprzyć...

  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.