Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Komentarze - zawsze wiedziałam, że ten seks mnie w końcu zabije

zawsze wiedziałam, że ten seks mnie w końcu zabije

01 March 2006

Moonchild sobie ze mnie kpi, a ja tu umieram. Sama prawda. Ginekolog wysłała mnie na badanie krwi, bo jak tabletki, to się robi coś tam. Nie sprecyzowała, z własnych źródeł, wiem co się robi, ale Wam nie powiem, sami się męczcie i szukajcie. Wiedza kosztuje, o! Badania wyszły zastraszające - mam podwyższony ASPAT (cokolwiek to jest, to znaczy już wiem, vivat Google), a co za tym idzie wszystko wskazuje, że umrę już za chwilę, a w najgorszym razie wkrótce. Mam bowiem martwicę lub w najlepszym przypadku zapalenie wątroby, trzustki, nerek i mięśnia sercowego. Pewnie wszystko na raz. Jak na osobę obłożnie, wręcz śmiertelnie chorą, zadziwiająco dobrze się czuję. A może ja już zeszłam i tylko tego faktu nie zanotowałam? I to, że ostatnio tak się dobiłam sztangami, że do tej pory czuję, nie ma tu nic do rzeczy. Bo tylko w jednym źródle napisali, że to też ma wpływ na wskaźniki. A liczy się większość, o! Demokracja jest w końcu. Tak, tak, Moonchild, śmiej się, śmiej, ja tu umrę i Ci będzie głupio. Do końca życia będziesz na mym grobie lilie z poczucia winy składał. A i tak Ci będę wyła pod oknami nocą i skrzypiała podłogą. A co!
Komentarze - ...

...

02 March 2006

Watching the stars.... till they're gone like an actor all alone Who never knew the story he was in Who never knew the story ends Like the sky reflecting my heart All the colors become visible When the morning begins I'll read the last line Dziś to bym chciała nie żyć. Zasnąć, i się więcej, kurwa, nie budzić. In endless rain, I've been walking like a poet feeling pain Tryin' to find the answers tryin' to hide the tears But it was just a circle That never ends When the rain stops, I'll turn the page The page of the first chapter Do południa moja twarz przypominała już rozchlapanego arbuza, tak byłam zaryczana. Siedziałam gapiąc się w okno i zastanawiając, co dalej. Po raz trzeci w życiu zastanawiałam się, po cholerę ja się tak męczę. Potem zaczęłam przeglądać oferty biur podróży i szukać jakiejś wyrąbanej w kosmos wycieczki. Jak już strzelać sobie w łeb, to po podróży mojego życia. I gdy już całe uzbierane na mieszkanie pieniądze miałam wsadzić w objazdówki po Chinach i Indiach, zadzwonił Mroziu. Okazało się, że się w banku coś pomyliło. Głupi, głupi bank! Am I wrong to be hurt am I wrong to feel pain am I wrong to be in walking the rain am I wrong to wish the night won't end am I wrong to cry but I know, it's not wrong to sing THE LAST SONG cause forever fades Chcę już skończyć ten doktorat, wiedzieć, czy zostaję na uczelni, zapłacić za mieszkanie i na spokojnie zająć się stronami. Mam dość życia w ciągłym stresie, tego, że byle zła wiadomość rozwala wszystkie moje bariery psychiczne, tego, że gdy się czymś zmartwię lub przestraszę, zamiera mi serce. I tego, że przestraszyć mnie może nawet wielka litera w wiadomościach na tlenie. Że boję się odbierać komórkę lub pocztę, żeby tylko nie widzieć, że ktoś czegoś ode mnie chce, żeby tylko nie dostawać złych wiadomości. I see red I see blue But the silver lining gradually takes over When the morning begin I'll be in the next chapter Uciekam i tchórzę. Jestem w pełni tego świadoma, ale nie mam sił, żeby z tym walczyć. Co z tego, że potrafię nazwać swoje lęki, zanalizować je i wyśmiać, skoro one nadal we mnie są? Co z tego, że je przełamuję, skoro i tak mnie zatyka ze strachu przy każdym emailu z katedry? owaranai ame dakishimeta yoru ga asa wo mukaeru kokoro wa mada nureta mama kizu tsuku dake kizu tsuite wakatta hazu no kotae wo doushite mada toikaketeru ?* Skończyć to wszystko, ustabilizować się choć trochę. Choć odrobinkę... X Japan - The Last Song *Endless rain embraced me, night approaches morning My heart is not yet soaked I'm only hurt, hurt me the answer I should have understood, Why am I still asking the question?
Komentarze - ...

...

04 March 2006

Dramatyczne przeżycia, które mnie wykańczają psychicznie, nie są znów tak dramatyczne i nie zaprzątają mi głowy na codzień. Czymże bowiem jest śmierć na wątrobę, nerki, trzustkę i serce, przy rozkosznym smaku tiramisu Haśki. Albo bankructwo finansowe w porównaniu do Mrozia z wrzaskiem "Ptasia grypa" wiejącego z mola w Międzyzdrojach na widok łabędzia? Całkiem żywego i zadowolonego z życia ptaszyska żeglującego sobie w otoczeniu rodziny, by the way. Czasem podejrzewam, że jestem niefrasobliwa. I że pogoda ducha już mnie nigdy nie opuści, bo po prostu nie umiem być ponura. Na głowie znów noszę dumnie nietypowy zestaw kolorystyczny, prześcigam się z kotem w wymyślaniu coraz to dziwniejszych pozycji, w jakich średniej wielkości kot może na mnie spać, a w międzyczasie studiuję z zapałem książkę kucharską pt. "Czekolada" i przejmuję głupawe zachowania bohaterek głupawych seriali anime, które ostatnio z zapałem oglądam. W mojej głowie wiosna, wiosna w mojej głowie... I tylko z tytułami notek mam problem ostatnio. Yyyy... whatever.
Komentarze - Śpioszek

Śpioszek

06 March 2006

Zaspałam dzisiaj - nastawiłam budzik na 7:30, otworzyłam oczy, gdy zadzwonił, popatrzyłam na błękitne niebo i postanowiłam się jeszcze na minutę przytulić do mego mężczyzny. W rezultacie on też zaspał, bo go jego kobieta nie obudziła, gdyż po tej minucie chrapała w najlepsze. Swoją drogą to ciekawe, że ja się codziennie budzę o 8 rano, całkiem przytomnie argumentuję Mroziowi, że ma wstawać do pracy, a chwilę potem już śpię dalej i o 10 się z łóżka zwlec nie mogę. Skoro już oboje zaspaliśmy, postanowiłam dla odmiany wstać z nim i zjeść śniadanie. I cholera, mam przesunięcie czasowe - dopiero 12, a ja mam połowę pracy za mną i nie wiem, co dalej. Wszystko wskazuje, że resztę dnia będę miała wolną... A najgorsze, że nie mogę nawet iść poćwiczyć - Mroziu się zrobił restrykcyjny, stwierdził, że jak mam umierać, to po cholerę mu mieszkanie i mnie goni na powtórne badania, tym razem po wypoczynku. A że zaspałam na badania właśnie, to jeszcze jeden dzień przymusowej bezczynności. Help!
Komentarze - Śnieg

Śnieg

07 March 2006

Wstałam!!! Pyśka budziła mnie już 10 minut wcześniej, wchodząc na głowę lodowato zimnymi łapskami. Brrr... ten kot zawsze wie, kiedy mam wstać, niepotrzebny mi budzik. Wypadłam z domu dokładnie 7:45. Było... pięknie - zaspy odgarniętego, jeszcze czyściutkiego śniegu na ulicach sięgające do pasa. W parku niemal dziewiczo. Białe ławki, biała trawa i drzewa, lekki mrozik szczypiący w policzki... Słoneczko wyłaniające się powolutku zza Urzędu Miasta. Nuciłam sobie idąc przez park. Szalona Usagi w cudownej, bajkowej krainie. Szalona, roześmiana Usagi wirująca pośród śnieżnej bieli. Czasem sama niedowierzam własnym zachowaniom. Zima jest w pewien sposób oczyszczająca. A potem była przychodnia. I ciemna czerwień krwi. I ból w ręce w drodze powrotnej. W sercu nagle niepokój i żałosny, brudny śnieg pod kołami zbyt wielu samochodów. Zima jest w pewien sposób bardzo smutna.
Komentarze - Powolutku do przodu

Powolutku do przodu

07 March 2006

Znów zawalona pracą. Doktorat, wykłady (najnowszy pomysł Lorda Rusta - każdy robi teraz prezentacje do wykładów profesorów - bajzel sobie możecie sami wyobrazić), głupie godziny zjazdów i strony. Dużo stron, dużo, dużo, aż chyba trochę za dużo. Czasem chciałabym mieć grafika. Zlecać mu projekt i mieć w nosie chińskie smoki, sportowe ubrania i imprezy. On by się męczył twórczo, ja bym potem wszystko wczepiała i życie byłoby proste i łatwe. I tylko nie czułabym tego miłego dreszczu przy patrzeniu na stworzone przez siebie strony. Szkoda by mi tego było. A permanentnie to bym chciała wreszcie doktorat skończyć. Bo ja na te wszystkie strony nie mam czasu! Rany, czemu ja go nie zrobiłam dwa lata wcześniej? A wiem, bo nie wiedziałam, co będę robiła... Niewielkie pocieszenie. A wogóle to ktoś wie, czemu ja najbardziej marudzę, jak jestem naprawdę zadowolona? Nie? No, ja też!
Komentarze - Spotkanie roku

Spotkanie roku

11 March 2006

Kilka ostatnich dni było zdominowanych przez Torii Shrine, więc nie ma o czym mówić. No może tylko o tym, że dorosłam do zrobienia sobie wreszcie kompeltu wizytówek, bo mi głupio, jak mnie ludzie o namiary pytają. Ale nie o tym. Mój rocznik z WI postanowił wyprawić sobie imprezę dzisiaj, o dziwo nawet mnie to natchnęło, o jeszcze większe dziwo - Mrozia też. No i się zaczęło. Każdy chyba wie, jak takie spotkania wyglądają. Nie widzieliśmy się cztery lata, cztery lata spędzone na urządzaniu sobie życia. Części się nie udało, części owszem, a że w sumie nigdy jakoś jako rocznik nie byliśmy dziko zgrani czy zaprzyjaźnieni, no to mowy nie ma o szczerości. Osobiście postanowiłam się absolutnie odciąć od tego pozerstwa i zachowywać jak zawsze. W końcu przecież codziennie prostuję sobie włosy u fryzjera, zawsze chodzę na wybajerzonych obcasach i w płaszczu monnari. No co ja poradzę, że tak mi najwygodniej? A potem sobie pomyślałam, że co ja robię? Mam dla bandy ludzi, których nawet nie lubię, męczyć się w niewygodnych ubraniach? A po cholerę mi to? Przecież ja wiem, co jestem warta i żadne ciuchy nie mają na to wpływu. Mogłabym nawet iść nago. Ale wtedy... wtedy to bym ich wszystkich zdeklasowała. Bicepsem oczywiście.
Komentarze - Spowiedź weekendowa

Spowiedź weekendowa

12 March 2006

Mam dość słuchania o PiS-ie i ptasiej grypie. Koniec, głucha jestem, lalala, nic nie słyszę. Mam dość nudzenia się w weekend, a stanowczo odmawiam pracy w niedzielę! Mam dość czytania książek Cusslera, bo mogłabym przytoczyć 100 cytatów na książkę na dowód, że facet nie powinien dotykać urządzeń piszących. Mam dość mieszkania z dziadkami i czekania na swoją chatę. Na dodatek nie mam w co grać i mnie to dobija. To tyle spowiedzi poweekendowej. Zawsze do usług jeśli chodzi o narzekanie. Usagi
Komentarze - Dwójka w googlach

Dwójka w googlach

15 March 2006

Kolejny rok za mną. Mam straszne niezgranie czasowe: - tort, którego nikt nie zje, bo do soboty nikt się nie zjawi, a mnie w weekend nie ma, - film, którego nie obejrzę, bo jest na głupie godziny, w których mój mężczyzna albo pracuje albo spala tłuszcz na rowerach, - wyjazd - który mi jest wybitnie nie na rękę, bo wolałabym nadgonić zaległości i z którego będę na łeb na szyję wracała, żeby tylko zdąrzyć na zajęcia ze studentami. A do tego wszystkiego niesmak po wczorajszym dniu, w którym to na zebraniu katedry oglądałam lekcję poglądową pt. "Jak się gnoi człowieka". Ohyda. I to milczące przyzwolenie reszty, te spuszczone oczy, ten strach. Nie rozumiem, jak można tak się bać? Czego się tu bać? To nie są doktoranci, to są dorośli ludzie z wyrobioną pozycją zawodową, często wyższą niż Rust. A nie zrobili nic - siedzieli i patrzyli jak wyżywa się na ich koleżance, której jeszcze dzień wcześniej przyznawali rację. W liceum uczyłam się o fenomenie obozów koncentracyjnych - że łamały człowieka i odzierały go z godności. Bzdura. Nie trzeba obozów, wystarczy jeden pewny siebie gnojek. Kampai, moi drodzy, kampai!
Komentarze - Do Mitsu

Do Mitsu

16 March 2006

Nie wiem, co to jest... Ale to takie głupie, gdy nagle nie ma złości, jest tylko bycie miłym. Idziesz i stwierdzasz: ja kocham ten świat, chcę coś dla niego zrobić. Głupie, głupie. Uśmiechasz się, wciąż się uśmiechasz - do ludzi, drzew, ptaków, a w środku rodzi się niepokój - bo najpierw jest zadowolenie, a potem strach - przed uwiązaniem, rutyną, pogodzeniem. Bez złości nie ma napędu do zmiany. Zamykam się? Nie, ja się nie zamykam. Ja jestem tak otwarta, że granic nie mam. Rozmawiam z ludźmi w tramwajach, na uczelni, w Internecie i w sklepie. Ale to męczy. I nagle człowiek zastanawia się, czy nie wyeliminować ze swojego życia wszystkich, prócz ludzi naprawdę inteligentnych. Ale wtedy zostaje mu bardzo małe grono. Zauważ, że nie wspominam o cechach charakteru - inteligentnego skurwiela można znieść, ale nie ma nic gorszego od skurwiela idioty. Zostaje więc praca i chęć spokoju. I sztuczne napędzanie złości, żeby iść do przodu. Bo to nic innego, bo w środku to mi to wszystko wisi jak dawniej. Dorosłość? Raczej zmęczenie bezsiłą. Nie bój się - nie grozi mi zostanie naszymi rodzicami. Ta wizja jest tak przerażająca, że zawsze wywoła odrzucenie. Może nawet nie rodzicami, a raczej mamą. Bo mów co chcesz o tacie, ale on się realizuje w jakiś sposób, próbuje różnych rzeczy. Jemu nie jest łatwo, bo sporo przeszedł, ale się nie oglada i nie żałuje. To ważne. To tylko ona sama oplątała swoje skrzydła strachem. W przeciwieństwie do nich, ja mam cel. Marzenie. Ty też nie zapomnij o swoim. I będzie dobrze, siostra, będzie ok.
Komentarze - Nowa notka

Nowa notka

20 March 2006

W weekend byliśmy z Fasolkami i jeszcze paroma osobami nad morzem. W Dziwnowie dokładnie. Oczywiście z zasady byłam "na nie", choćby dlatego, że morze przy takich temperaturach to znikoma atrakcja, a jechać tylko po to, żeby się uchlać to bez sensu. No i ja dzika jestem, jak nie znam ludzi. Tymczasem było naprawdę miło. Alkohol był w rozsądnych ilościach, spacery po punktach widokowych w Międzyzdrojach wymęczyły nas tak, że zamiast imprezy, wszyscy w sobotę podsypiali przed telewizorem. Szkoda tylko, że w niedzielę musieliśmy wracać wcześniej, bo miałam zajęcia na uczelni. I że zaraz po wejściu do domu się wkurzyłam. Ale co tam. Generalnie to ja trochę Fasolki podziwiam za umiejętność zabawy. My z Mroziem mamy raczej okrojone kontakty towarzyskie - jest zaledwie parę osób, z którymi utrzymujemy w miarę regularne kontakty. Przyjaciół mogę policzyć na palcach jednej ręki, a po wczorajszej wiadomości zaczynam zastanawiać się, czy przypadkiem ten zbiór nie jest jednak mniejszy, niż sądziłam. Z tego, co wiem, podobnie wygląda sytuacja ze strony Mrozia. Tymczasem Fasolki mają tych znajomych setki i zawsze potrafią znaleźć dla nich czas. Co tydzień gdzieś imprezują, jeżdżą, coś robią. W porównaniu do nich jesteśmy strasznie statyczni. Z jednej strony to pociągające, z drugiej pewnie szalenie męczące. P.S. Wyniki wyszły koncertowo. Nie ma to jak dać sobie w palnik na siłowni, a potem robić badania, nie?
Komentarze - Myśli krążą jak w syropie

Myśli krążą jak w syropie

21 March 2006

- Zmęczona jestem tym wszystkim... - westchnęła Usagi w poduszkę. Cisza. Ciemny pokój, ciemna noc, inni już dawno pogasili światła. Ciepło drugiego ciała. Zapach kremu na futrze kota. Cichy szept zza pleców: - Ja też. Nowa odsłona leciejewski.pl za mną. Teraz Anniluce. A potem to nie wiem, co ze mnie zostanie.
Komentarze - Speed up, speed up, I am already running!

Speed up, speed up, I am already running!

24 March 2006

RED GOEZ FAZTER, RED WERKZ FAZTER AN' RED BULL GIVZ YA WINGZ! Po pierwsze: klepię. Po drugie: projektuję. Po trzecie: uczę (?). Po czwarte: czekam na chatę. Po piąte: śpię. Pierwsze dwa rozdziały zostały zaakceptowane z małymi uwagami, których się spodziewałam. Za parę dni powinnam dostać moje nowe piękne wizytówki. We wtorek odbieramy chatę. I to wszystko. Nie będzie mnie tu jakiś czas - muszę dogonić terminy. A szybko zwiewają, wredne cholery.
Komentarze - Myśli moje rozrzucone

Myśli moje rozrzucone

26 March 2006

Nie miałam weekendu. Kiedy jestem tak zmęczona, moje myśli są niczym pomieszane puzzle. Kawałek po kawałku buduję z nich obraz mojego wnętrza. Wysłałam projekty grafiki dla Anniluce. Boję się spotkania z właścicielem. Wydźwięk maili za bardzo przypomina mi kogoś, z kim już dawno zakończyłam współpracę. Przewiduję kłopotliwego klienta, więc odwlekam potwierdzenie spotkania. Czuję się niepewnie. Wciąż czasem trudno mi uwierzyć, że ja to robię już tyle czasu, że mam na swoim koncie sporo stron, że mam doświadczenie. Ciągle czuję się jak zagubione dziecko, które niechcący wpadło w świat dorosłych. Chyba nie umiem się cenić. Nie znam swoich możliwości i o ile może to być całkiem dobre, gdyż nie stawia mi żadnych granic, to jednak z drugiej strony powoduje ciągły stres, że nie dam rady. A przecież to żadna filozofia napisać sklep internetowy. W newsletterze ostatnio wyskoczyło, że nie wysłał 116 wiadomości. Aż mnie żołądek rozbolał ze strachu. A potem się okazało, że większość adresów po prostu nie istnieje, a reszta to problemy z serwerami docelowymi. Moja niepewność siebie mnie zabije. Jak ma mnie szanować klient, kiedy ja sama nie wierzę w swoje umiejetności? Jak w tej sytuacji mam wydębić uczciwą cenę za swoją pracę? Ile wziąć za sklep internetowy, żeby go nie zrazić? Mój problem to pazerność. Nie chcę rezygnować z kasy. Głupio mi, jak coś nie działa. Nawet jeśli nie działa z niezależnych powodów. Zwłaszcza wobec ludzi, których znam i szanuję. Chyba nawet głupiej niż wobec obcych. Jestem beznadziejna. Im dłużej siedzę bez komunikatora, tym samotniejsza i bardziej przestraszona się czuję. Dobrze mi się z tym pracuje, naprawdę nieźle mi idzie. Tylko z coraz większą obawą oczekuję rano wszystkich wiadomości, które mi ktoś wysłał, gdy nie miałam włączonego Tlena. Nie wiem, czemu sądzę, że to będą pretensje. U Agi na stronie napisałam mądry komentarz. Coraz bardziej spokojna i wyważona się robię. I te moje komentarze takie zawsze są pełne sensu. Pedagogiczne - that's the word. Ale tylko na zewnątrz. W środku głupia i naiwna jestem niepomiernie. Czuję się jak Hatsumomo. Wielka królowa, odchodząca w strugach deszczu. I nie umiem zatrzymać kropli skapujących z rzęs. Chyba zaczynam wariować. Pamiętnik wariatki. Dobre.
Komentarze - Przesilenie

Przesilenie

27 March 2006

Jestem jak napięta struna - pociągnij zbyt mocno, a pęknę. Żyjemy na wyciągnięcie ręki, a jednak w różnych światach. I nie mówię tu o kimś konkretnym, ale o wszystkich wogóle. Moja siostra przeżywa swoje rozterki i kłopoty. I może ma mi nawet za złe, że nie pytam. Ale to nie moja rola - od tego ma się przyjaciół i chłopaka. A ja jestem zbyt zmęczona własnymi kłopotami, żeby jeszcze brać na siebie cudze. Dorosłość zamyka nasze serca. Ktoś mi niedawno napisał, że mógłby się ze mną zaprzyjaźnić. Odzwierciedlenie moich myśli, tym cenniejsze, że bardzo szanuję tę osobę. A jednak nie pytam, nie drążę, choć wiem, że coś się dzieje. Kim jestem, żeby wchodzić z butami w cudze życie? Przyjaźni nie da się zdecydować - na nią się pracuje. Może kiedyś nad kawą, trochę mimochodem, stwierdzimy, że nam się udało? Nie idę do przodu, ale nie stoję w miejscu. Tyle się dzieje, wokół tyle zdarzeń. Dobrych i złych. Żadne nie jest jednoznaczne. Czekam, bo widzę, że coś nadchodzi, jak nagłe uderzenie wiosny. Czekam na przesilenie.
Komentarze - Samotność

Samotność

28 March 2006

Kiedy jest się szczęśliwym, ma się ochotę krzyczeć, paplać i śmiać do ludzi. Otwiera się usta, by wyrzucić z siebie radość, a wokół pustka. I można kłamać o tym, że jednostka jest tylko częścią całości. I można mydlić sobie oczy, że wystarczy się tylko rozejrzeć, bo nigdy nie jest się zupełnie samym. Tak naprawdę jesteśmy samotni i nie obchodzimy nikogo. Odizolowani w swoim własnym świecie. Nie mam nikomu za złe. Wina przeważnie leży po środku.
Komentarze - Polacy są głupi?

Polacy są głupi?

28 March 2006

W Polakach jest dużo z myślenia, które ksiądz Tischner przypisywał ludziom nazwanymi homo sovieticus. Jak pierwszy raz usłyszałem to określenie, zabrzmiało mi obraźliwie, ale ksiądz Tischner miał rację. Zarówno ludzie z biografiami, jak i młode pokolenie tkwi w naiwnych wyobrażeniach o funkcjonowaniu i możliwościach państwa, w naiwnej nadziei, że państwo rozwiąże ich problemy życiowe, socjalne, a więc niepotrzebna osobista odpowiedzialność, niepotrzebna własna inicjatywa. Oni tkwią w ignorancji jeśli chodzi o gospodarkę. Owa ignorancja i naiwność sprawiają, że oczekiwania socjalne ludzi są nierealistyczne. Słuszne i nierealistyczne. W.Cimoszewicz: "Ja nie trzaskam, ja wychodzę"
Komentarze - Wanda co nie chciała Niemca

Wanda co nie chciała Niemca

29 March 2006

Przeliczyliśmy koszt urządzania chaty. Odra to nie jest zbyt dobra rzeka, żeby się utopić, ale stanowczo dużo lepsza niż Wisła. Skoro Wanda mogła, to ja w sumie chyba też za dużo na honorze nie stracę, jeśli popłynę do morza w towarzystwie mrożonych kurczaków, butelek po piwie i starych łachmanów. W każdym razie dziś odebrałam równowartość planowanych garnków. Leży sobie teraz w kopercie podpisanej "Garneczki". Jak to się mówi, żeby dojść do końca drogi, trzeba zrobić pierwszy krok. Tylko czemu ten mój jest taki żałosny? A tak poza tym to się słaniam. Nie jestem w stanie za nic się zabrać, zupełnie za nic. P.S. Ta Wanda to jednak głupia była, co nie? Zachciało się jej jakiegoś chłopięcia o włosach jasnych, a oczach niebieskich. Kropka w kropkę jak w Wermahcie. A Niemca nie chciała. Czy tylko ja tu dostrzegam brak logiki?
Komentarze - Zombie, zombie i kran w jagodach

Zombie, zombie i kran w jagodach

31 March 2006

Spełnianie marzeń bywa bolesne. Oboje z Mroziem zaczynamy przypominać zombie. Anniluce.pl z posad ruszyło, zjawiła się Expreso.pl, kurczaki na Active biegają mi w snach, grając w piłkę jajkami z czajkowska.pl. Z doktoratu działają już kategorie i atrybuty, jeszcze obiekty i profile, ale to od poniedziałku. Dziś parapetówka, jutro i pojutrze uczelnia i studenci, a ja nic nie wiem. To zresztą nie problem, problemem jest mój wygląd, bo półprzytomna jestem. Rozwijam się, jak cholera się rozwijam. Jeszcze trochę, a zacznę szukać wspólnika.
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.