Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Komentarze - Niewdzięczna baba jestem i tyle

Niewdzięczna baba jestem i tyle

01 November 2005

W ramach dewastowania swojego wizerunku, opiszę dziś cechę ludzkości, która mnie wkurza niemiłosiernie. Nie jest to wbrew pozorom bezmyślność - ta mnie jedynie smuci. Także nie okrucieństwo - ono mnie zawstydza. To, co mnie naprawdę wkurza, wpienia, denerwuje do nieprzytomności i sprawia, że mam ochotę walić pięścią w ścianę, to wszystkie te dobre chęci. To wszystkie podarki, które do niczego nie pasują, bibeloty, z którymi nie ma co robić, działania, które tylko pogarszają sytuację. Bo ktoś zobaczył coś i wydało mu się takie piękne, idealne na prezent. Albo wpadł na doskonały pomysł, jak ulepszyć komuś egzystencję. Albo cholera wie, co pomyślał. W każdym razie osoba obdarowana stoi z tym ohydztwem w ręku i pomiędzy fałszywymi zachwytami i podziękowaniami, zastanawia się rozpaczliwie, gdzie to cholerstwo upchnąć, żeby się za bardzo nie rzucało w oczy. Albo zakłada sweterek uśmiechając się krzywo i z niecierpliwością czeka na koniec wieczoru, gdy będzie mogła go wrzucić do szafy i nigdy więcej nie wyjmować w nadziei, że zeżrą go mole. Znacie to? Ile razy stałam z niechcianym prezentem w ręku i uśmiechałam się, zamiast powiedzieć prawdę, w rozpaczliwej świadomości, że ktoś chciał dobrze... Nienawidzę tego, nienawidzę, od razu chce mi się kopać i gryźć ze złości, choć wiem, że nie mogę za to winić nikogo. I chyba to w tym wszystkim jest najgorsze. Notka została podyktowana mamą Mrozia, mieszkaniem i świętami - różnymi, od urodzin po ŚBN. Mama Mrozia kupiła nam sztućce. Ładne sztućce, naprawdę. Ja bym kupiła inne, ale nie mogę tym nic zarzucić. Oprócz tego, że kupiłabym inne. Kurwa, niewdzięczna jestem, wiem. I na tym skończmy tę notkę. I kupowanie nam przez kogokolwiek czegokolwiek do mieszkania też. I mean it. I realy do.
Komentarze - No-spa(ć mi się chce)

No-spa(ć mi się chce)

02 November 2005

To nie będzie dobra notka. Nie po tej ilości No-spy i w tym stanie otępienia. To będzie notka o wszystkim, o czym chciałam napisać, ale już za późno, albo nie wiem jak. 1. W tym roku udało mi się wreszcie pojechać na grzyby. Z wielką radością zamarynowaliśmy z Mroziem słoiczek. Z wielką radością, bo pierwszy raz w życiu. A dzień później spędziliśmy dwie godziny na robieniu ruskich pierogów. Też pierwszy raz w życiu. Nażarłam się jak tuczna gęś. Dumni z siebie jesteśmy. Przepisy oczywiście z Internetu, w końcu informatykami jesteśmy, nie? 2. Z K. za to wróciłyśmy do tradycji aerobikowania. Zaczęłyśmy od step basic'a, bo K. może dopiero po 18, gdy Boro przejmuje opiekę nad Borowinką. Myślałam, że nas Anka udusi. Nic straconego, bo w ten piątek też idziemy - co ja poradzę, że ma tak głupio ustawione advance? 3. Z Mroziem gramy nagminnie co wieczór. Przeszliśmy razem Baldur's Gate: Dark Alliance I, teraz ścigamy się niejako w God of War. Konsola nie stygnie praktycznie. Dobrze mieć wspólne hobby... 4. W sklepie koło domu pojawiły się moje kochane Buławki. Pożeram na potegę, znów się w spodnie nie mieszczę. 5. Kocham Makłowicza. Przez żołądek do serca. Inni mają "Modę na sukces" albo "M jak Miłość", ja mam codzienne sesje "Podróży kulinarnych Roberta Makłowicza". Dziś gotował w kopalni soli, mój bohater... 6. Zrobiłam sobie nowe portfolio. Tylko nie mam czasu go oprogramować. Albo mózgu, żeby nad tym pomyśleć. 7. Moja siostra niknie w oczach. Ja za to przybieram. Równowaga w przyrodzie cały czas zachowana. 8. W tym mieście można kupić jedynie ubrania dla nastoletnich podfruwajek. Stanowczo odmawiam noszenia czegokolwiek z cekinami, koralikami, naszywkami, napisami lub do połowy brzucha. Do cholery, poważna kobieta jestem! Spódnic też odmawiam, ale to ogólnie poza kategorią. 9. Gdzie w tej dziurze można kupić ładny garnitur i czarne spodnie? 10. Mroziu gra w Devil May Cry i jest mega słaby - nawet jak na poziom easy. 11. Aga się nabija z moich dylematów sztućcowych. Mnie nie chodzi o sztućce, mnie chodzi o terytorializm: ja, moje, sama! Ale w sumie to rzeczywiście zabawne. 12. Dorosłam do bycia dorosłą. No nic, pora skończyć tą żałość. Ale siedziało to we mnie jak diabli, taki totalny kretynizm wypowiedzi. Idę cierpieć dalej. I czytać blog Makłowicza.
Komentarze - Stomp with me...

Stomp with me...

04 November 2005

Można chyba rzec, że wróciłam do początków. Co tydzień ląduję na STEP BASIC-u, ale to nie jest straszne. Co tydzień Anka robi mi i K. wstręty za ten basic, ale to też nie jest najgorsze. Najgorsze jest to, że mnie to bawi! Przez godzinę zupełnie bezmyślnie wchodzę po schodach w najprostszych układach na świecie. Przez godzinę słyszę ciągle to samo: od pięty!, stopa pod kolano!, prawo, lewo! I sprawia mi to tak ogromną przyjemność, że zastanawiam się, o co właściwie biega? Wychodzę zgrzana, spocona jak dawno, nawet po najlepszym advance, i wracam do domu z uśmiechem. Czy ja naprawdę jestem aż tak bezmyślnie nastawiona do życia? Brak mi ambicji? I czemu do cholery dopiero tam, na tym nieszczęsnym podstawowym stepie stwierdzam, że ja to jednak lubię? Że kocham zmęczenie, pot, muzykę. Że kocham się ruszać. Że fitness wrósł już we mnie, w moją psychikę i rytm serca, i że jest nieodłączną częścią mojego świata. Pośród plątaniny kroków, skomplikowanych układów, jest ambicja, skupienie i zmęczenie, ale nie ma radości - tylko chęć bezbłędności, doskonałości kroków. Może chęć pokazania, że umiem? Pozory, pozory, pozory. A tu jestem ja i step. I rytm w żyłach - łup, łup, łup, łup. Znów odnajduję siebie i lubie to, o tak.
Komentarze - Gnałam, gnałam, a teraz stoję

Gnałam, gnałam, a teraz stoję

07 November 2005

Zrobiłam sobie nowe portfolio. Zajebiste jest, mówię Wam. I to musi Wam wystarczyć, wiara na moje słowo, bo wszystko wskazuje na to, że na razie go nie zobaczycie. Stanęłam bowiem przed problemem nie do pokonania - jaki obrazek na którą stronę. I stoję. I wściekła jestem jak diabli. Problem polega na tym, że zrobiłam sobie portfolio za dobre. Daje mi za dużo możliwości manewru. Mogę je zrobić w tonacji jesiennej, albo mogę postawić na floral emotions, albo na zwierzaki, albo na technologie komputerowe, albo zrobić totalny chaos, i też się da. I nie mogę się za cholerę zdecydować. Bo mam w swoim komputerze ponad 3,5 giga zdjęć do layoutów. Z czego około 2 Gb się nadają. I wszystkie są tak zarypiaście piękne, że nie umiem wybrać z nich po prostu 5 sztuk! Osiołkowi w żłoby dano, w jeden owies, w drugi siano... Mam nadzieję, że jednak nie skończę jak ten osioł. P.S. A wogóle to to miała być notka wczorajsza. Miała być o tym, jak pogodnie mi i jaka szczęśliwa jestem. Bo rzeczywiście wracając z zajęć ze studentami, byłam. I miało być o tym, że mam wolny tydzień. I już nie będzie. Rodzicom komputer odmówił posłuszeństwa i teraz stoi u mnie i czeka z wyrzutem, aż się nim zajmiemy. Pyśka w dzikim pędzie wyrwała mi wczoraj przyciski z mojej nowej płaskiej klawiatury i zamiast fikać na cardio, wpychałam śrubokrętem klawisze i klęłam. I tak właśnie minął mi ten wspaniały, pogodny, wczorajszy dzień.
Komentarze - Portfolio v.3

Portfolio v.3

08 November 2005

No to jest. Przy okazji parę osób uznało, że ja się nigdy nie nauczę. Pewnie nie. Jeśli "nauczę" oznacza szarość, monotonię i stonowanie, to pewnie nigdy nie poznam tej sztuki. Jeśli "nauczę" oznacza planowanie, jestem na z góry przegranej pozycji. Jeśli "nauczę" wiąże się z ostrożną kolorystyką, the hell with that! Mój problem polega na tym, że ja nie jestem grafikiem. Ja jestem sobą. Co mi w duszy gra, to na layout przełazi. A ja ostatnio właśnie taka jestem - szara, szara, kolorowa aż zęby bolą. No to niech bolą. Oto Usagi od środka.
Komentarze - Uzależnienie

Uzależnienie

08 November 2005

W moim życiu jest jedno uzależnienie. Działa na zasadzie ciągu papierosowego - palacz wie, że niezdrowo, ale i tak sięga po papierosa. Sposób na rzucenie - brak papierosów w pobliżu i silne postanowienie nie stwarzania okazji do zapalenia. No więc ja też tak mam. Wszystko jest dobrze dopóki unikam okazji. I dopóki nie wpadam w sytuacje, gdy uzależnienie się budzi i przejmuje kontrolę nad moim mózgiem. Ale gdy już to się stanie to klęska. Gdzieś tam w środku mojej łepetyny jakaś przytomna cząstka mózgu krzyczy: "Co ty robisz, co ty głupia robisz. Dlaczego? Dlaczegooo???", ale reszta ośrodka decyzyjnego egzystuje sobie w różowej chmurze szczęścia i nieświadomości. Tak jakby ktoś przejął kontrolę nad moim ciałem, myślę zupełnie inaczej i robię coś zupełnie innego, i przez opary zamroczenia patrzę na to, co robię z przerażeniem. I wystarczy tylko jeden impuls, by osiągnąć ten stan. Jeden, jedyny. Ja po prostu tonę w tych Jej roześmianych oczach.
Komentarze - Turn it up

Turn it up

11 November 2005

Z mojego planu ćwiczeniowego już mi wypadły zajęcia dzisiaj. Po STEP ADVANCE wyszłam tak zakręcona, że nie ryzykowałam już HI/LO MASTER. Wystarczyło jedno przejście przez step i obrót, żebym gubiła swoje umiejscowienie w przestrzeni. W końcu jednak zrobiłam całą choreografię, tylko że w wolniejszym rytmie. W szybszym nie nadążałam z odnajdywaniem się na czas. Ania była dziś wyjątkowo łaskawa i wyrozumiała. Zamiast wziąć mnie za frak i zaciągnąć na siłę, wymusiła jedynie obietnicę, że będę na HI/LO ADVANCE. No cóż, a mam wybór? Czasem, gdy tak na nas krzyczy i gdy widać, jak roznosi ją energia, mam wrażenie, że zaraz stanie na rękach, zrobi chasse mambo, zakończy kwadratem z knee up-em (w tym wypadku z elbow up-em) i gdy my będziemy zbierały szczęki z podłogi, stwierdzi, że nie umiemy się wczuć w atmosferę i zaszaleć. A potem, jak przy wielu krokach dotąd, przez tydzień będę trenowała w łazience, aż uszkodzę sobie głowę kompletnie i się skończy. Pozostaje mi mieć nadzieję, że nie zrobi tego ani na niedzielnym HI/LO ani w poniedziałek na rowerach. Na razie spadam pozdychać sobie, taka zmęczona jestem i tak mi dobrze z tym... mmmm..
Komentarze - Zasada kija i marchewki

Zasada kija i marchewki

13 November 2005

Pusto we mnie. Tyle rzeczy do zrobienia, a we mnie pustka. Po prostu mi się nie chce pisać, kodować, robić kompletnie nic. Dwa ostatnie dni spędziłam na przekonywaniu javaScriptu do działania zarówno na Mozilli jak i IE w sposób kontrolowany. Zadziałało, natomiast na AFES cholerne pliki nadal nie chcą się wgrywać po FTP. Zostawiłam problem w cholerę, muszę odetchnąć, zanim znów się za niego zabiorę. Na jutro solenne postanowienie, że zrobię dodawanie do bazy w projekcie do doktoratu. I przynajmniej rozplanuję dokładnie pierwszy rozdział. Do końca tygodnia chcę zrobić wersję bez mechanizmu decyzyjnego. CHCĘ = ZROBIĘ. Tylko kopnijcie mnie w tyłek, gdybym miała problemy z tym "chcę". Ja się próbuję motywować - zakupy dopiero w środę, zależne od wyników i takie tam inne babskie pierdoły. Życie mnie jakoś ogólnie przytłoczyło i ciężko mi się spod niego wygrzebać. Nie ma cholernej marchewki, same kije wokół. A na groźby uodporniona jestem. Brak mi motywacji, ot co!
Komentarze - God of War

God of War

15 November 2005

Narasta we mnie agresja. Złość na cały świat. Próbuję odreagować, ale nie daję rady. Nawet nie wiem, co właściwie chcę odreagowywać. Wnerwiają mnie ludzie, jazda samochodem to koszmar, bo jak ktoś nam zajeżdża drogę, z trudem powstrzymuję się, żeby go nie wyciągnąć zza kierownicy i nie skopać. A potem przejechać w te i we wte. A potem wskrzesić i zabić jeszcze raz. Jak wczoraj składaliśmy komputer, moja inwencja twórcza w wiązankach, zadziwiała nawet mnie, a przecież to ja nimi sypałam. Nie poszłam na rowery, bo istniała realna obawa, że jak Anka na mnie wrzaśnie i walnie mnie w plecy, zsiądę i zatłukę ją tym rowerem. Mroziu mówi, że wrzeszczała i prostowała plecy, dobrze że nie poszłam. Zamiast na pogrzeb, mogę iść dziś na pumpa. To się nazywa myślenie przyszłościowe. No, of course not with a bike. I'll kill her with a bar. Ho. Ho. Ho. Przy życiu trzyma mnie God of War i muzyka z "Phantom of the Opera". Chodzenie i zarzynanie hord popleczników Aresa działa na mnie kojąco. Nowe zadanie na jutro? Znaleźć bardziej okrutny sposób, niż ten dzisiejszy. Poza tym Kratos jest moim idolem - brzydki, wkurzony i morderczy - idealne zestawienie. Idąc na ostatnią walkę z Aresem śpiewałam sobie: "My name is Kratos, remember my name, I will kill you, big motherfucker, 'cause it's me who is the God. Because my name is God of War, The Mister God Of War! Pomijając fakt, że nawet śpiewam już po angielsku (my pronunciation is horrid), reszta mózgu się wyłączyła na amen. The Ghost of Opera is in my head. BTW muzyka jest fantastyczna. Gniewna, mroczna, taka, jak mi teraz potrzeba. Miecze w garść i hajda. Dawno mi się nie śniły, a przydałoby się teraz. Oj, przydało. W moim sercu, w mym krwiobiegu, w moim mózgu tylko wściekłość. I Kratos zabijający bogów.
Komentarze - Nuda

Nuda

19 November 2005

Podobno ludzie inteligentni nie znają pojęcia "nudy". Otóż jest to stwierdzenie błędne. Człowiek inteligentny na pewno zna to pojęcie, jednakże gdybym to ja się jednak myliła, poniżej zamieszczam definicję. nuda (Wilga) rz. ż Ia 1. ‘uczucie przygnębienia wywołane brakiem lub jednostajnością wrażeń’ 2. ‘cecha tego, co wywołuje nudę’ 3. ‘to, co wywołuje znudzenie; rzecz nieciekawa’ Wracając jednak do stwierdzenia, że nuda jest dla osób inteligentnych pojęciem obcym, wnioskuję, że osobą inteligentną nie jestem. Ostatnie parę dni było eksplozją znudzenia, a dzisiejszy wieczór jest jej kulminacją. Wychodząc z założenia, że praca nie jest dobrym sposobem na spędzanie wolnego czasu, tudzież weekendu, przeznaczonego na odpoczynek od tejże pracy, postanowiłam, że palcem nie ruszę. Mroziu najwyraźniej wyszedł z podobnego założenia i oboje nagle znaleźliśmy się w tym punkcie dnia, gdy kompletnie nie mamy co ze sobą zrobić. Listopad z nami w żadnym wypadku nie współpracuje, fundując nam temperatury zerowe i unieruchomiając nas w domu. Z przerażeniem odkryliśmy, że domowa filmoteka sięgnęła dna, o naszej kochanej TVP nie wspominając, gdyż ta już dawno przeszła na dna drugą stronę i właśnie się rozpędza w poszukiwaniu dna kolejnego. Zawsze jest przecież drugie dno, zresztą pod każdym dnem jest jeszcze warstwa mułu. Z zapewnień kolegi Yaśka, zapalonego nurka, w polskich stawach niejednokrotnie równa głębokości samego stawu. Anyway, grać mi się nie chce, bo i nie mam w co, Kratosa byle hero nie pobije, żadne tygrysy czy inne smoki, o Dark Alliance'ach nie wspominając. Jako tako trzyma się Pratchett, ale też powoli ustępuje pola, bo ileż można w kółko i chyba nawet Jingo tu niewiele pomoże. Nudzimy się. Jak debile. I nawet się nie zaprujemy, bo cola wyszła, został sam gin. A wiecie co? Właśnie mi się coś przypomniało w temacie ginu i toniku. It is a curious fact, and one to which no one knows quite how much importance to attach, that something like 85% of all known worlds in the Galaxy, be they primitive or highly advanced, have invented a drink called jynnan tonnyx, or gee-N'N-T'N-ix, or jinond-o-nicks, or any one of a thousand or more variations on the same phonetic theme. The drinks themselves are not the same, and vary between the Sivolvian "chinanto/mnigs" which is ordinary water server at slightly above room temperature, and the Gagrakackan "tzjin-anthony-ks" which kills cows at a hundred paces; and in fact the one common factor between all of them, beyond the fact that the names sound the same, is that they were all invented and named before the worlds concerned made contact with any other worlds. D. Adams: "Restaurant at the End of the Universe" Boskie, nie? I wyszukanie tego fragmentu zajęło mi około 2 minut, a to oznacza, że mam 2 minuty mniej do zakończenia weekendu i do chwili, gdy będę mogła wreszcie przestać się nudzić i zabrać za pracę. Gosh, how can people live like that?
Komentarze - Something new

Something new

21 November 2005

Coś nowego. Chora jestem. I tyle.
Komentarze - Czytam Bundza

Czytam Bundza

24 November 2005

Czytanie Bundza jest ZŁE.
Komentarze - O lecą już nieloty kiwi

O lecą już nieloty kiwi

25 November 2005

"Tututututu turututututu tutu tutu tututu turututututu" Zimowo mi. Śnieżek spadł i niebo nad miastem nagle pomarańczowe. I listopad skarcony z podwiniętym ogonem. Nadspodziewanie że wogóle, w tym roku już mi świątecznie. Najchętniej zaczęłabym pakować prezenty w czerwony błyszczący papier i wiązać je zielonymi kokardami. A to prawie miesiąc jeszcze. Zleci szybko i jeszcze zdążę najęczeć tu, jak ja nie lubię świąt, bo to komercha, ludzi, bo to bezmyślne stado, mojej rodziny, bo to sępy. Jeszcze zdążę, ale dziś nucę sobie śniegowe piosenki i mam świetny humor. Czuję się jak jakiś bożek - oto sprawiłam, że pada śnieg! Let it snow, let it snow, let it snow Bawię się, doskonale się bawię. Na złość światu i na przeciw własnemu przekonaniu, że grafikiem nie jestem i nie będę. I nawet jeśli nigdy nie stworzę własnej plątaniny macek 3D (zauważyliście, że większość grafików ma w swojej kolekcji coś takiego?), dziką radochę sprawia mi łączenie luźnych elementów w całość. Poczytałabym coś głupiego. "Na co dybie w wielorybie czubek nosa Eskimosa" preferencyjnie.
Komentarze - Lalala, Dolores...

Lalala, Dolores...

26 November 2005

Listopad zastał nas nienażartych. Sam nie tylko pogłębił nam manię zażerania, ale dorzucił totalne lenistwo. Do wniosku, że jest źle, doszłam już jakiś czas temu, ale dzisiejsze porządki w szafie uświadomiły mi, że jest... tragicznie. Proszę Państwa, Usagi jest gruba. Wygladam jak królik tuczony na święta. Udkiem mogę obdarować mały batalion. Sukienki na mnie nie leżą, tylko mnie opinają. Alarm, alarm, alarm! Tłuszczyk zresztą to nie problem, problemem jest mania żarcia, ciągłe rozglądanie się za przegryzkami. Nawet jeśli wrócę do ćwiczenia i spalę nadmiar, to z tym nieustającym apetytem na coś dobrego jest mi zwyczajnie źle! Większość czasu poświęcamy z Mroziem na zastanawianie się, co by tu zjeść. Ja już nie chcę... I tak oto Usagi wybrała się na wycieczkę do Kopenhagi. Od poniedziałku.
Komentarze - I am really fucking tired!

I am really fucking tired!

28 November 2005

Jestem zmęczona. Zmęczona mieszkaniem z dziadkami. Kurwa, kurwa, kurwa! Nasze wpierdalanie wszystkiego, co się nawinie, jest czystym zajadaniem stresu. Ja, kurwa, wiem, co mnie stresuje. Pierdolenie trzy po trzy i ciągłe wymądrzanie. Ja już po prostu nie mogę. Niech to się, kurwa, wreszcie skończy. Jak można kogoś kochać, a zarazem tak mocno nienawidzić?
Komentarze - Żyję by jeść

Żyję by jeść

30 November 2005

Trzeci dzień siedzę sobie na tej dietce, odkrywam, że nadal lubię sałatę i nienawidzę kurczaka i w sumie jest przyjemnie. Owszem, bywam głodna. Nawet bardzo. Ale rzadko i wynika to raczej z regularności posiłków i niejedzenia po 18:00 niż z istoty oraz ilości zjadanych produktów. Prawda jest taka, że teraz zjadam dziennie nawet nieco więcej niż na codzień. Oczywiście jeśli odrzucimy z mojego na codzień wszystkie dożeracze. Inna sprawa, że dla kogoś przyzwyczajonego do regularnych obfitych posiłków ten zestaw może być koszmarny i ciężko mu się przestawić. Ale ja i tak nie jadam regularnie, można powiedzieć, że mój zegar biologiczny oraz metabolizm adaptują się w locie do tego, co właśnie wymyślił mózg. A mózg często zapomina o tak przyziemnych sprawach jak jedzenie. Oh, Mr Brain, ty to luzak jesteś. Kolejną dziwną rzeczą jest fakt, że jak się człowiek odchudza, to po pierwsze wszyscy chcą mu wcisnąć coś do żarcia i pokrzyżować plany z czystej życzliwości (taka wrodzona utajona hipokryzja), a po drugie zaczynają do niego docierać inni odchudzający. I tu zaczyna się prawdziwy problem, bo ja nie jestem jednym z tych opętanych swoim wyglądem nieszczęśników. Ja nie zrezygnuję ze wszystkiego co kocham, na rzecz zdrowego, zbilansowanego pożywienia, nie poddam swojej wygody na rzecz planowanych posiłków noszonych w pojemniczkach. Ja mogę jedynie powiedzieć, gdzie oni te pojemniczki mogą sobie wetknąć. Nie będę się dalej głodzić, mierzyć, odmawiać sobie posiłków i chodzić oszalała z głodu, żeby uniknąć efektu jo-jo. Efekt jo-jo mam tam, gdzie i pojemniczki. Ja skończę tę kopenhagę, jak tylko przestanie mnie bawić (nawet jeśli to będzie tuż przed końcem ostatniego dnia) i zjem sobie Pawełka. I tego te biedaki nie potrafią zrozumieć. Ja natomiast nie potrafię sobie wyobrazić życia bez przyjemności. It's not my style, sorry.
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.