No happy endings
12 April 2011
Przechodzę ostatnio dość poważny kryzys, zastanawiam się nawet czy nie przejść się do psychologa. Nie do psychiatry, bo mi nie odbija, nie słyszę głosów i nie mam przewidzeń, po prostu mam wrażenie, że utknęłam w martwym punkcie bez drogowskazów.
Przez studia najpierw ryłam jak głupia, żeby nadrobić braki, potem romansowałam, porzucałam, byłam porzucana, mściłam się, panikowałam przed wyjazdem do Stanów, panikowałam, że nie znajdę pracy... Bez przerwy coś się działo, ilość bodźców zewnętrznych i wewnętrznych była przeogromna.
Poszłam na doktorat i dalej byłam na emocjonalnym haju. Przełamywałam swoje lęki i walczyłam z nieśmiałością, zaczynałam pracować jako webmaster i zarywałam noce, szalałam na fitness zafascynowana Anką i wkurzałam się na wspólne mieszkanie z Mroziem.
Później było nowe mieszkanie, choroba dziadka i Pyśki, śmierć Lodowego Pingwinka. W ciągu dwóch lat pochowałam trzy najdroższe mi osoby, przeszłam załamanie nerwowe, lęki, duszności i marazm . Ale nawet to było lepsze od tego co jest teraz.
Życie, jakie prowadzę, mnie nudzi i nie przynosi satysfakcji. NIC SIĘ NIE DZIEJE. Dostrzegam chmury na horyzoncie w oddali, ale nie mogę z tym na razie nic zrobić, więc żyję w zawieszeniu. Nie realizuję się, nie spełniam, po prostu żyję z dnia na dzień. Wyjeżdżam do Chin i jestem sobą - unoszę głowę znad książki w autokarze i gapię się na pagody, pola, miasteczka, mijające samochody. Oddycham pełną piersią, bo to jest moje miejsce na ziemi, nie kraj, ale to przemieszczanie właśnie. A potem wracam do domu. I czuję się, jakbym schodziła do podziemi. Emocjonalna nuda...
I głupio mi, że tak narzekam, gdy ja mam tak dobrze, a inni mają gorzej. Wstyd mi, gdy mam ochotę na romans, chociaż mój związek jest szczęśliwy. Wyzywam siebie od idiotek, gdy odczuwam znudzenie pracą, która jest tak niewymagająca i elastyczna.
Ale sama myśl, że w takim odrętwieniu mam żyć przez resztę mojego życia, przepełnia mnie przerażeniem i sprawia, że w panice myślę o swoim wieku. Bo to nie życie, to egzystencja na poziomie bezmyślnej krowy.
No happy endings...