Inaczej
10 July 2017
Na Niedziałkowskiego jest głośniej niż u mnie, a jednak jakby ciszej. Może dlatego, że przez lata nauczyłam się tych odgłosów i zaczęłam je traktować jako część tego miejsca. Kiedy pada deszcz, opony samochodów klaszczą donośnie. Szum na chodnikach, asfalcie, liściach kasztanów. Jak mam wytłumaczyć Jarkowi, że wszystko tu jest moje i częścią mnie?
Przez lata walczyłam o to miejsce, a teraz mam je i nie mam jednocześnie. Basia krok po kroku podpisuje je sobą i przekształca według swoich wyobrażeń. I co ja mam powiedzieć?
Siedzę na balkonie, gapię się na kasztany i myślę sobie, że kiedyś cały świat bym oddała, żeby tu zamieszkać. A teraz już nie jestem taka pewna. Teraz marzę o absolutnej ciszy, braku samochodów i brzozach za oknem.
O drzwiach wielkich, rozsuniętych na oścież, szeroko, tak żeby otoczenie weszło do domu. O przestrzeni, powietrzu pachnącym trawą i burzą, o wietrze muskającym twarz, gdy śpię. Słońcu wędrującym po deskach w ciągu dnia i szeleście liści. Bosych stopach na deskach, trawie, kamieniach. O nieposkromionym oddechu.
O absolutnej wolności. Jestem nią opętana.