Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Komentarze - APEL

APEL

01 March 2005

Mój ojciec walczy wytrwale o oprogramowanie dla swojej szkoły. "Za oknami biały świt, ruszają ośnieżone tramwaje, to nowy dzień nam nastaje. Wchodząc dziś na świata strony, nie zapomnij i o niej - www.gimnazjum4.szczecin.pl. Dodaj głos w konkursie eduseeka, komuś dasz radość, ktoś na to czeka." KONKURS Wystarczy kliknąć koło Gimnazjum nr 4 w Szczecinie. Podziwiam go, tak po cichu, pewnie bym mu o tym nie powiedziała wprost, bo to jakoś dziwnie. Jednakże coraz częściej łapię się na tym, że chciałabym, żeby Mroziu miał w sobie cząstkę mojego ojca. Moja siostra pewnie by się z tym nie zgodziła. Moja mama ciągle na niego narzeka. A ja... ja go po prostu cholernie lubię. Czasem trzeba spojrzeć ponad czubek własnego nosa.
Komentarze - Manifest

Manifest

03 March 2005

A ja mam słabość do tej Pani. Na tyle dużą, że mogłabym zmienić dla niej preferencje... Spróbować zmienić przynajmniej. W każdym razie straszliwie mi się podoba. A tak poza tym... cisza i spokój. I tylko buractwo mnie wnerwia, ale to nic nowego. Plecy mnie bolą straszliwie. To chyba widać, bo nawet Aga na mnie pokrzykuje, żebym się wyprostowała. Jutro przed stepem idę na siłownię - trochę je rozruszam. Pewnie przydałoby się je też porozciągać, ale nie mam jakoś zaparcia. Kłamię. Nie mam z kim iść, a w sobotę bez motywacji z innej strony się nie ruszę. I tak Mrozia widuję incydentalnie i przeważnie jedynie w niedziele, więc chociaż te parę godzin sobotnich chcę go mieć dla siebie. Jakoś łatwiej mi było go niekochać niż kochać. Obejrzałam "Bliżej". Dobry film.
Komentarze - Just want my life

Just want my life

04 March 2005

Ja się pytam: co się ze mną stało? Kto mnie ukradł i podmienił? Gdzie jest TA Usagi? Usagi, dla której nie istniały rzeczy niemożliwe. Roztrzepana dziewczyna z marzeniami i wolą z żelaza? Pytam się, kto mnie uprowadził? Jakimi więzami mnie spętał, że nie uciekam? Gdzie się podział ten ogień? Gdzie ta wola życia? Gdzie ten pęd? Siedzę TU. A powinnam być TAM. W rytmie się zatapiać, wirować. Chłonąć. Każdy gest, każdy krzyk, każde spojrzenie. Ja się pytam! Gdzie to oczarowanie... gdzie to szaleńcze zauroczenie... Nią.
Komentarze - live.in.motion

live.in.motion

05 March 2005

Dobrze mi się ostatnio pracuje. Jakoś tak z werwą i pomysłem. Wykorzystuję to, dopóki mogę i kompletuję zadania na czas kryzysu. Wtedy, w dni, gdy nic nie jest w stanie mnie zmusić do inwencji twórczej, będę bezmyślnie obrabiała moje obecne twory. Nawet pewnie pomyślę sobie, że kiedyś to ja byłam Kimś, nie to co teraz. Może nawet będę siebie skrycie podziwiała. Ale to później, kiedyś tam, w niedalekiej przyszłości. Na razie wyżywam się i przelewam chore wizje na grafikę. Jednak nie samą pracą człowiek żyje*. Agata skatowała mnie dziś gimnactivem - zgodnie z zasadą, że nie trzeba machać ciężarami, żeby mięśnie bolały - i zabiła mnie hantelką o wadze 0.5 kg. 10 razy mniej niż macham na codzień. Ale bolało. A ponieważ jednak w moim życiu ta * zasada się nie sprawdza, więc wylądowałam na kawie u Agi. Bo jednak człowiek żyje tym, co kocha, a połączenie tego, co kocha z pracą tworzy pracoholika. Czyli mnie. I połowę ludzi, których znam. Pracoholicy też jednak muszą czasem wypić kawę i pogadać. Lubię to. Lubię moje życie. Czasem tak bardzo, że aż mam ochotę uciekać, gdzie pieprz rośnie. Ale nie zamieniłabym go na inne. "i like it when we go to extremes i like it when you enter my dreams i like it when i feel your touch i like it, i like it so much"
Komentarze - Kochać to więcej z siebie dać czy mniej?

Kochać to więcej z siebie dać czy mniej?

09 March 2005

Powoli, niesłyszalnie czai się po kątach. Przemyka w cieniu niemal niewidoczna. Budzi mnie cichym szeptem, a potem kołysze w ramionach, zanim znów nie zasnę. Miękkim, kuszącym głosem opowiada. O rzeczach, które na zawsze zapadły w serce. O ludziach, których spotyka się tylko czasami. O niebie. Lepkim i lśniącym od gwiazd. O jagodach granatowych jak niebo. Uwodzi zapachem. Kusi smakiem. Oplata dotykiem. Rysuje wspaniałe wizje pod przymkniętymi powiekami. Zmusza do snu na jawie. Moja tęsknota. Po Beskidzie błądzą ludzie Kare konie w chmurach rżą Święci pańscy zamiast w niebie Po kapliczkach śpią Wdziera się ostrym tonem w senność popołudnia. Wzmaga rytm krwi i tempo oddechu. Oszałamia. Blaskiem uderza w rozszerzone źrenice. Namiętnością rozpala. Gorącem roznamiętnia. Szarpie, rwie, boli roztrzęsione nerwy. Roześmiana wiruje wokół. Krzyczy. O zapamiętaniu. O szczęściu słonym jak kropelki potu. O cudownym wyczerpaniu. Nieustępliwa i namacalna. Realna nawet we śnie. Moja miłość. You've got to move it feel the temperature Into the rythym let the fire burn So get into it-- get into the trance This is the rhythm of the tribal dance 'The tribal dance!' Rozdarta. Ukrywająca niepewność w stukocie klawiatury. Zamykająca siebie w bazie tego bloga. Taka właśnie jestem. Bo walczy we mnie stale miłość i tęsknota.
Komentarze - Invisible

Invisible

11 March 2005

Za cztery dni będę o rok starsza. Głupi skrót myślowy. Tak naprawdę będę starsza jedynie o te cztery dni. A jednak miniony rok osiądzie na mych ramionach, jak wszystkie pozostałe. Co bym chciała dostać na urodziny? Wszystko i nic tak naprawdę. Na przykład brata, który zostawia mnie właśnie w urodziny. Brata, który zawsze był obok, a teraz będzie za oceanem. I mimo że wiem, że wróci, to jednak żal. Babcię i dziadka. Tych sprzed 3 lat. Bez nasłuchiwania w nocy i bez patrzenia, jak coraz bardziej krusi się stają. I Pysię. Bo nie wiem, jak będę bez niej żyć. Bo każdy dzień przybliża mnie do tego, żeby się dowiedzieć. A ja nie chcę, tak bardzo nie chcę. Z taką desperacją udaję, że to nie 10 lat. Czas mi zabiera wszystko to, co kocham. Odbiera po kawałeczku, zmuszając do patrzenia. Więc stoję i patrzę. I czuję. Jak z każdym uderzeniem mojego serca, kolejna chwila obraca się w pył. Jeszcze trochę wolności. Więcej samodzielności Mrozia. I mniej jego stękania i marudzenia. Tego wszystkiego, co sprawia, że mam ochotę stanąć na środku pokoju i krzyczeć, krzyczeć, krzyczeć. Bo to takie nieistotne. Takie głupie. Prezenty wielkie jak sama niemożliwość. I jeden malutki. Jeden uśmiech. Tylko dla mnie. Jeden. Którego nie dostanę. Bo jestem tylko cieniem...
Komentarze - ... I don't feel alive without pain ...

... I don't feel alive without pain ...

14 March 2005

Wiem wreszcie, czego mi ostatnio brak. Wiem, co wdziera się do duszy i niszczy wszelkie postanowienia. Brak styrania. Idę na zajęcia, ćwiczę, czasem biorę większe, a czasem mniejsze obciążenia, pocę się, męczę i wychodzę. I niby jestem zmęczona, ale to nie jest pełne. Przejrzałam stare notki i przypomniałam sobie. To, co mnie napędzało, co powodawało, że wracałam tam znów i znów. Zmęczenie tak wielkie, że aż było słabo, aż wilgotna skóra parowała, gdy półprzytomna siedziałam przed komputerem. Ile ja bym dała, żeby poczuć to znowu! Ale czuję tylko namiastki... Chwilę po nawet wielkim zmęczeniu wracam do normalności. Dziś nawet przez chwilkę byłam blisko... a potem uleciało, rozwiało się, znikło. Został żal. I marzenie. Chcę spowrotem moje zakwasy!
Komentarze - I have reached the end of cake.

I have reached the end of cake.

15 March 2005

Dziękuję wszystkim za życzenia. I za ten dzień - taki dziwnie niecodzienny. Nie umiem nic nie robić, nawet w urodziny. I nie umiem przyjmować życzeń, choć po tylu latach powinnam nabrać wprawy. Zakwasy są - prezent od losu. I telefon od kogoś - niemożliwość czasem nie do końca jest nieosiągalna. A czasem wręcz przeciwnie. Smutno-wesoły dzień. Taki pół na pół. Ktoś mnie dziś zawiódł. Zabolało, choć rozumiem. I to, że rozumiem, jeszcze bardziej boli. Byle do czwartku. Obie tego potrzebujemy, prawda?
Komentarze - ...

...

17 March 2005

Marzenia się czasem spełniają. Może nie te wielkie, ale te malutkie, uznane za niemożliwość, dają radę. A człowiek potem ma ochotę tańczyć na ulicy, śmiać się do ptaków i stroić głupie miny do przechodniów. I zupełnie nie wie, co ma ze sobą zrobić. Po prostu cieszy michę jak pajac jakiś. Dostałam wczoraj najmilszy prezent pod słońcem. I już nic nie rozumiem.
Komentarze - Ready or not, here I come, You can't hide

Ready or not, here I come, You can't hide

18 March 2005

Dzień zaczął się nieprzyjemnie miarowym hukiem śmigłowców. WHOOOM. WHOOOOM. Świat zawirował, gdy przypadłam do dołu, kryjąc głowę. Przez chwilę drżałam nerwowo, potem odważyłam się ponowić próbę oceny sytuacji. Sytuacja wyglądała źle. Głowa bolała, helikoptery nawróciły i znów powietrze rozciął ich złowrogi świst. Niebo było szare, padał deszcz... Spróbowałam odwrócić głowę w drugą stronę, przed oczami zawirowało, potworny ból rozsadził czaszkę i ogarnęła mnie ciemność. Świadomość powróciła jakieś dwie godziny później. Deszcz nadal padał, mocno, miarowo. Szum koił skołatane nerwy. Oblizałam zeschnięte wargi. Pić. Kilka łyków zimnej wody sprawiło mi niewysłowioną rozkosz. Śmigłowców ni widu ni słychu. Skulona i drżąca, przemknęłam parę metrów. Ból wrócił po kilku krokach. Spojrzałam przed siebie. Z odbicia patrzyła na mnie zmęczona, obolała twarz. WHOOOOM. O nie... Zawróciłam i ostatkiem sił wycofałam się na z góry upatrzone pozycje. Operacja pod kryptonimem KAC MORDERCA.
Komentarze - Leniwiec

Leniwiec

21 March 2005

Wiosna zawitała do Szczecina. Zrobiło się cieplej, słoneczniej i ludziom odbiło. To, co wczoraj wyrabiali na jezdni, po prostu wołało o pomstę do nieba. Podczas wymijania kolejnego durnia parkującego niemal w poprzek ruchliwej jezdni, przyszło mi do głowy, że ludzkość nigdy nie powinna zchodzić z drzewa. O ileż piękniejszy byłby wtedy świat. Taki leniwiec na przykład przez tydzień zsuwa się z drzewa tylko po to, żeby zrobić na dole kupę, po czym kolejny tydzień powraca na górę. Doskonała symbioza, cudowny związek przyczynowo skutkowy. I wisi sobie zwierzak spokojnie i bezmyślnie. I może jedynie czasem zastanawia się nad urządzeniem, które teleportowałoby kupę prosto na ziemię i zapobiegało jej przylepianiu się do tyłka... Ale nawet jeśli... To co go to obchodzi? "Kibel" oznacza "cywilizację", już lepiej przejść się na tygodniowy spacerek w dół. Można uznać, że leniwiec znalazł sposob na życie, którego miliardy nieco inteligentniejszych małp poszukują od tysiącleci. Piękne jest życie leniwca.
Komentarze - When enough is not enough

When enough is not enough

22 March 2005

Te leniwce i delfiny naprawdę mnie zdołowały. W ramach poprawiania humoru poszłam sobie na ABF i FIT-FUN. Z trudem udało mi się zachować na tyle rozsądku, żeby nie wylądować na rowerkach, bo ja ich generalnie nie lubię, to tylko w Activie mi odbija. Ania mnie ochrzaniła za ten FIT-FUN, w sumie słusznie, ale gdzieś pompki muszę robić, nie? Może być i FIT-FUN, grunt, że są. Wystarczyło kilka dni, a już wraca stan z wakacji. To słodkie upojenie, w którym nie ważne ile i nie ważne co, grunt że się ćwiczy. Znów nie myślę - biorę plecak i wychodzę. Tak po prostu. Plecy bolą jak cholera. Ignoruję ból. Też tak po prostu. Tylko... nie ma Boskiej Kobiety. Zamiast Niej jest schorowana Ania. I to takie dziwne uczucie, gdy gwiazda przygasa, a jednak świeci na przekór i na złość. Tak się człowiekowi robi smutno jakoś. I głupio jakby. Czasem nie warto dostrzegać. Jest mi pusto. Z jednej strony strasznie euforycznie, a z drugiej boleśnie. Nie chcę do tego znów wracać, bo wiem, jak się skończy. Znów się zapadnę, zatonę, dam oplątać... Znów oślepnę na blask innych gwiazd...
Komentarze - Droga Sąsiadko

Droga Sąsiadko

23 March 2005

Pogoda sięgnęła dna - zupełnie nagle. Zrobiło się ciemno i mokro, ludzie pospuszczali nosy na kwintę, ptaki zamknęły dzioby. Ciśnienie pogoniło w dół i wszystkich rozbolały głowy. TBC zalało mnie dynamiką i wypluło na brzeg normalności zupełnie wykończoną i obolałą. Podobno sport to zdrowie, ale ja się ledwo ruszam. Coś tam w kręgosłupie chrupie niepokojąco i jakoś sztywno się noszę. Może to tylko dziś, a może to taka sztywność wiosenna, co przychodzi z białymi kołnierzykami i kolejną porcją obowiązków na zmęczonych barkach. Silę się na inteligencję z tak błahego powodu, że nie muszę się silić na roztrzepanie. A przecież trzeba być ambitnym i mierzyć wysoko. Koty wiosennieją wyraźnie. Pełne radości gonitwy przeplatane hukiem strącanych przedmiotów odsypiają później, zwinięte w tą rozkoszną puszystość charakterystyczną jedynie dla kotowatych. Jak doskonały predator może wyglądać tak miękko i bezbronnie? Mroziu zabiegany, zapracowany, ambitnie myśli o odchudzaniu. Nasze życie zdominowały zajęcia ruchowe, mające na celu zwyciężenie zimowego zapasienia. Active staje się punktem, wokół którego toczy się nasz tydzień. Znów więc chłonę świat wyraźnych konturów, tak inny od tego codziennego, wyznaczanego przez senną rzeczywistość rozpościerającą się miękko od kawy do kawy. Co jeszcze? Dziadkowie dobrze, z mniejszymi lub większymi wpadkami, ale jakoś trwają. Niczym jesion i brzoza splątane konarami, podpierają się sobą nawzajem. Ojciec jak zwykle dla innych, a nie dla siebie, próbuje przeobrażać rzeczywistość. Więc wciąż czymś zajęty, wciąż zabiegany. Rafał w Stanach. Na razie samotnie organizuje sobie przyszłość. Dobrze mu idzie, nie ma nic do stracenia. Tęskni. I to już chyba wszystko. Chaotycznie i nie po mojemu, ale nie umiem się ostatnio zebrać na więcej. W mojej głowie nadal zima. Serdecznie pozdrawiam Ta z Góry
Komentarze - Kochając nie pamiętać - dola przeklęta

Kochając nie pamiętać - dola przeklęta

24 March 2005

W nocy miałam dziwne sny i obudziłam się nieprzytomna. Dawno nie było mi tak słabo, ledwo dowlokłam się na uczelnię. Na uczelni dotarło do mnie, że w sobotę święta. Dotarło i przeszło bez echa, nie czuję tych świąt w tym roku, może dlatego, że mi się o nich zupełnie zapomniało. Generalnie zapomina mi się o wszystkim... Kiedyś czytałam książkę pt. "Żółnierz Arete", autora sobie nie przypomnę za diabły, ale główny bohater co rano budził się nie pamiętając nic z dni poprzednich. Prowadził więc dziennik, w którym zapisywał wszystko, co się wydarzyło i kim jest. Życie zaczynające się codziennie od czytania, a kończące niepamięcią. Straszna perspektywa. Chyba nie chciałabym zapomnieć. Bo ta wiosna, te parę dni, bardzo miło mi się rysuje w pamięci. Nawet ten wymuszony bezruch i bezkonstruktywność. A jakby ktoś na wiosnę chciał sprawdzić, na ile mnie zna, to zapraszam: TEST
Komentarze - Akcja pod Arsenałem

Akcja pod Arsenałem

27 March 2005

Wczoraj mijała 62 rocznica Akcji pod Arsenałem. Ruszyło mnie. Nie, nie dlatego, że była, ale przez pewien wpis na pewnym blogu. 62 lata. Ponad pół wieku. No ileż można? Pewnie zostanę uznana za mało patriotyczną, lub za pozbawioną uczuć wyższych, ale mnie takie rozpamiętywanie tylko denerwuje. Co było, było. Po cholerę to ciągle rozgrzebywać? Ku pamięci? No to pamiętamy, o tak! Polacy nie potrafią nic innego, jak tylko pamiętać, wspominać, żałować. Żyjemy zwycięstwami i klęskami przodków, żyjemy ich grobami i na ich grobach. Zrobiliśmy z przeszłości cyrk narodowy, zmieniliśmy piękne wartości w pożywkę dla mas. Zamiast siłą narodową, stały się kulą u naszej nogi, ciągnąca nas w otchłanie fałszywych żalów i krzywd. Przeszłość otacza Polskę czarnym całunem, który krępuje wszystkie nasze ruchy. Ten nasz mesjanizm, cierpiętnictwo i uwielbienie dramatyzmu oraz bohaterstwa. Ten nasz cholerny romantyzm. Nasze podbijanie Moskwy, Polska od morza do morza. Do diabła, ludzie, to przeszłość! Przeszłość, którą sami zniszczyliśmy i doprowadziliśmy do upadku. Właśnie tym naszym jej uwielbieniem, tym pieprzonym sarmatyzmem, który nie jest niczym innym jak tylko chwaleniem się nie swoimi osiągnięciami i okrzykami, że nam się należy. Gówno nam się należy. Właśnie na tyle sobie zapracowaliśmy jako naród. A bohaterstwo? Bohaterstwo jest. I dość łatwo jest być bohaterem, gdy się nie ma wyboru. Zaszczute zwierzę jest bardziej niebezpieczne, niż takie, które ma możliwość ucieczki. Ale nie umniejszam. W swoim czasie i miejscu byli bohaterami. Tak jak Korczak oraz tysiące ludzi, o których się nie mówi, bo ich bohaterstwo nie było tak spektakularne. Tylko że to przeszłość. A może by tak, zamiast ich ślepo podziwiać, spróbować zrobić coś tu i teraz? Czasy pokoju wymagają innego rodzaju bohaterów, kto wie, czy czasem nie jest to trudniejsze. Bo nie wystarczy rzucić się na wroga i zginąć, bo nie ma jasno określonych wrogów i nie ma jasnej drogi bohaterstwa. Więc zostawmy do jasnej cholery, te duchy przeszłości, nie nasze dokonania, nie nasze zwycięstwa. Ruszmy te nasze zapasione fałszywym patriotyzmem dupy w przyszłość i zacznijmy coś robić dla tego kraju, którego przeszłość tak kochamy i którego przyszłość tak nas niewiele obchodzi. 62 lata. Dajmy im do cholery wreszcie odpocząć.
Komentarze - Dywersja dywersji

Dywersja dywersji

30 March 2005

Fascynuje mnie działanie mojego mózgu. Klepię te strony i klepię i teoretycznie powinnam popełniać coraz mniej błędów czyli dążyć do perfekcji. Tymczasem to, co czasem wymyślam, zadziwia po paru dniach nawet mnie samą. Normalnie prowadzę dywersję przeciwko samej sobie. Ostatni mój pomysł to sprawdzanie, czy w bazie istnieją rekordy z danego działu i jeśli istnieją - wyświetlanie ich. Oczywiście genialnie przeprowadzam to COUNT-em, a następnie SELECT-em. I potem się dziwię, czemu strona rzeźbi. Już pomijam fakt, że zliczam nawet te działy, które istnieją na pewno, ewentualnie których istnienie nie robi różnicy. Gdzieś w zakamarkach mojego umysłu musiała zrodzić się genialna idea, że w ten sposób będzie szybciej, bo jeśli rekordów nie będzie, nie będzie też SELECT-a. Szkoda, że jednocześnie nie zrodziła się nutka rozsądku, że jeśli rekordy będą, to właśnie wykonuję dwie operacje na bazie zamiast jednej. "Podziwiam... tak, podziwiam" że zacytuję Bufkę. Odkręcanie moich pomysłów zajmuje niekiedy więcej czasu niż ich wymyślanie. Nie tylko w kodzie, także w normalnym życiu. Nie ma to, jak żyć z tą drugą. Nigdy nie jest nudno.
Komentarze - Ćwiczę, bo życie jest złe

Ćwiczę, bo życie jest złe

31 March 2005

"Ten księżyc jest taki jak ja. Smutny i okrągły" Bufka "Lato Muminków" Wczoraj doszłam do wniosku, że czuję się jak bukłak pełen wody. Boska Kobieta nieustannie prostująca mi plecy i pokrzykująca z pasją, tylko mnie utwierdziła w tym, że jestem beznadziejna. A Jej późniejsze stwierdzenie zdołowało mnie kompletnie, choć intencje miała pewnie zgoła odmienne. Źle je odebrałam. Przepraszam. Zagubiłam się w tym wszystkim. Już nie wiem, czy grube uda to wynik jedzenia czy ćwiczeń. Nie wiem, co z tym wszystkim zrobić. Ćwiczę i ćwiczę, a efekty jakby zatrzymały się w miejscu. Niby ręce i ramiona coraz lepsze, ale dół to klęska. Moje życie przesycone jest okrzykami "Wyprostuj się!". Najbardziej boli świadomość, że to nie skrzywienie, a jedynie ja zawalam sprawę. Ja i moja nieudolność. Przez jakiś czas jest ok, jest dobrze, a potem nagle spadam i zapominam, co to znaczy "prosta sylwetka". Anka mnie wczoraj poustawiała - pewnie przez parę dni będzie dobrze. Potem znów zapomnę i zakręcę się w tym, co zrobić z biodrami, co z ramionami, a co z brodą. Już nie wiem, co chcę osiągnąć i gdzie jest koniec drogi. Więc ćwiczę i ćwiczę i ćwiczę. W Activie i w domu, rano i wieczorem, samotnie i z kimś. Ćwiczę, bo nie lubię siebie. Ćwiczę, bo jest mi smutno. Ćwiczę, bo jestem zła. Ćwiczę, bo jestem zmęczona. Ćwiczę, bo nie wiem, co dalej. Czasem chciałabym, żeby ktoś coś z tym zrobił za mnie. Żeby siadł i wyznaczył mi ilość godzin, rodzaj zajęć, dni treningu. Dobrał dietę. Ale ja to i tak pewnie pozawalam, znajdę tysiące wymówek, żeby nie chodzić na to, czego nie lubię, a to, co lubię, robić w nadmiarze. Ruchowa bulimia. Może dlatego zdecydowałam się na trening specjalny mięśni brzucha, choć nie wiem, po cholerę mi na nim sześciopak. Aerobiczna "szóstka" Weidera podobno czyni cuda. I z założenia już łamię zasady treningu chodząc w międzyczasie na ABF. Nie ważne. Pewnie i tak nie dam rady. Nie akceptuję siebie dzisiaj.
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.