Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Komentarze - niezagnieżdżona

niezagnieżdżona

01 February 2006

Zrobiłam porządek w szufladach i na półkach. Zauważyłam, że mam bardzo mało rzeczy. Trochę książek, trochę dokumentów, parę bibelotów, które zostawię bez żalu. Mieszkam tu 10 lat, a mogłabym się spakować w dwie walizki. A mimo to nadal czuję, jakbym miała za dużo.
Komentarze - nie mój świat

nie mój świat

02 February 2006

Siedzę przeziębiona w domu. Mój stan oscyluje między umieraniem a irytacją. Umieraniem, bo się czuję niefajnie, irytacją, bo nie dość niefajnie. Jak człowiek jest chory, ma gorączkę koło 38 stopni, to cierpi leżąc w łóżku z przyjemnym uczuciem, że nic nie musi - jest w końcu chory. A jak tak jak ja - ma 37 stopni i w sumie nic mu więcej nie dolega oprócz kataru i bólu głowy, to ma poczucie winy, że nic nie robi. Tyle, że mu mimo wszystko praca nie idzie, bo jednak jakoś tam chory jest. No więc ja jestem mega-zirytowana. Ponadto Mroziu zakupił Tekkena 5 i moje piękne wieczory wypełnione zjazdami na snowboardzie diabli wzięli. Czuję się oszukana, Tekken nie daje takiej radochy. W ciągu dnia nie mam już na co czekać. Umilam sobie życie ogladając tony głupawych animek. Średnio jedna 12-odcinkowa seria dziennie. Wiecie, że najczęściej wykrzykiwanym słowem w serialach anime jest "Ohayoo!"? Na drugim miejscu plasuje się "Itadakimasu!". We łbie mi się kotłuje od tych okrzyków. Mimo wszystko nadal mam słabość do tych wielkich oczu. Pozwalają mi choć na chwilę wypełnić otchłań, która zieje w mojej duszy od niepamiętnych czasów. Uciszają uczucie, że to nie to miejsce i nie ten czas. Wypełnionej książkami, mangami, filmami, łatwiej mi codziennie wchodzić w rzeczywistość. W nie mój świat.
Komentarze - Let's go

Let's go

07 February 2006

Dziś apolitycznie. Nienawidzę studentów. To znaczy lubię studentów tak ogólnie, nie lubię jednostek. Zwłaszcza takich, co przychodzą po terminie, żeby im oceny przepisać. Bo chora muszę na uczelnię jechać. Wrr... Katar mi przeszedł w zawalone gardło. Chrypię i kaszlę. Jest bosko. Znów przerwa w ćwiczeniach. Jakoś nie mam szcześcia do Active'a ostatnio. Za to mam szczeście do kolekcjonowania spraw do załatwienia z dopiskiem "nie teraz" - lekarz, ZUS, paszport. To ostatnie najważniejsze, bo przecież nigdy nie wiadomo, gdzie mnie los rzuci. W tym roku cienko z forsą, więc pewnie Tatry Polskie i Słowackie. Mroziu na Słowacji nie był, trzeba nadrobić i odhaczyć z listy miejsc do zwiedzenia. Może jak się trochę odkujemy to jeszcze tydzień w Paryżu? Też nie był, a ja miałabym z głowy targanie go po starych śladach. Ech, wzięłam sobie domatora, który dopiero teraz dał się zreformować, to muszę swoje odcierpieć. A przecież tyle jeszcze jest miejsc do zwiedzenia! W samej Europie Bułgaria, Portugalia, Francja, Austria, Chorwacja, Włochy i Grecja, Turcja... A jeszcze cała Skandynawia i Wyspy Brytyjskie. I to tylko tu, bliziutko. A Moskwa i Lwów? A Indie, Chiny, Japonia? A to przecież tylko jeden kontynent! Czeka na mnie Afryka Centralna i Południowa, oczekuje Australia i Nowa Zelandia. Kiedyś postawię stopę na Grenlandii i zobaczę Alaskę z lotu ptaka. Wdrapię się na azteckie piramidy, opalę w karaibskim słońcu. Straszne, że tak mało życia, że za mało życia na to wszystko. P.S. Zrobiłam sobie kwestionariusz Prousta. Wychodzi, że wredna baba jestem.
Komentarze - ...

...

09 February 2006

Nie mogę nieść na swych barkach odpowiedzialności za wszystkie tragedie tego świata. Więc czemu czuję się winna, choć nie mogłam nic zrobić? W tej historii od początku nie mogło być happy endu, ale i tak boli. Przepraszam.
Komentarze - Paragliding z pingwinem

Paragliding z pingwinem

10 February 2006

Jestem rozkapryszona. Czytam o Antarktydzie i nagle cały świat skupia się na jednym pragnieniu - zobaczyć pingwina. Gość z naszego zaprzyjaźnionego biura podróży bynajmniej mi nie ułatwia - doskonale wie, że trafił na wariatkę. Słysząc egzotyczne nazwy miejscowości poza granicami kraju, moja asertywność zanika w tempie Voyagera (62 tys. km/h). Dostałam stertę katalogów i czytam, zakreślam, planuję. Jeśli w to lato pojadę gdzieś tanio, następnej zimy będzie mnie stać na Chiny albo rejs po Karaibach. Gdybym dała radę dwa lata z rzędu jeździć bez większych wydatków - otwiera się możliwość odwiedzenia Kenii oraz Indii i Nepalu. Ale moje kochana Antarktyda jest jednak poza granicami moich możliwości - 20 tys. w najbliższym czasie na pewno nie uzbieram. Mroziu się ze mnie nabija i raczy kumpli w pracy opowieściami, co znów głupiego wymyśliła jego kobieta i jaka lokalizacja na Ziemi jest najwyżej w moim prywatnym rankingu miejsc do zwiedzenia. Ale jemu też się oczy świecą, gdy mu podtykam pod nos paragliding lub rafting na Riwierze Tureckiej. Kręcą nas sporty ekstremalne. Kumple Mrozia natomiast śmieją się i pukają w czoło - oni się budują. Wiecie co? Żal mi ich.
Komentarze - Ech, szkoda słów

Ech, szkoda słów

10 February 2006

Rodzina mnie nie rozumie. Dla nich telewizor, meble, samochód stanowią o szczęściu. Dobra materialne przełożone na satysfakcję - w skrócie im więcej masz, tym szcześliwsza jesteś. Więc dlaczego ja nie jestem? Mam ładne meble - teraz za niewielką kasę można urządzić pokój - i w sumie są mi obojętne. W poprzednim pokoiku miałam stare mebelki po mamie i strasznie mi było ich żal, gdy przyszło się rozstać. Mam niezły telewizor i od roku stoi niepodłączony - telewizja nie ma mi nic do zaoferowania. Mamy samochód - pewnie, moglibyśmy mieć lepszy, nowszy, szybszy, tylko po co, skoro ten nam wystarcza? Ja nie mam nawet prawa jazdy i też jestem szczęśliwa, lubię tramwaje. Moje wydatki miesięczne są żałośnie niskie - jem mało, nie kupuję ubrań i kosmetyków, chyba że już rzeczywiście nie mam wyjścia. 300 zł wystarcza na moje miesięczne utrzymanie - szokujące, nie? Oczywiście, to nie do końca prawda. Niekiedy jadam obiady za 50 zł oraz kupuję buty do fitness za 4 stówki. Niekiedy mój fryzjer wynosi 120 zł luźną ręką, a niekiedy przez 3 miesiące oprócz jedzenia nie kupuję nic. A potem zwiedzam Egipt. Rodzina mnie nie rozumie. Dla nich szczytem szczęścia jest domek, a dla mnie nie ma szczytu szczęścia. Szczytem nieszczęścia jest za to rutyna i siedzenie na tyłku, bo po miesiącu zaczynam się czuć jak w klatce. Dlaczego nie potrafią zrozumieć, że tym, czym dla nich jest nowa kanapa, dla mnie jest kolejne miejsce, którego nie widziałam nigdy wcześniej? Czy naprawdę posiadanie jest takie ważne?
Komentarze - ...

...

11 February 2006

Sprałam Mrozia w Tekkena. Who's the master, who's the master?! Hur hur hur :]
Komentarze - Chorzy na głupotę

Chorzy na głupotę

12 February 2006

Czasem chciałabym się odciąć od wszelkich źródeł wiadomości. Czasem chciałabym zlikwidować przynajmniej połowę społeczeństwa. Śmiertelnie chore i niebiezpieczne zwierzęta się usypia, uważam że głupota to śmiertelnie niebezpieczna choroba. W naszym kraju osiągnęła rozmiary epidemii. Proponuję odstrzeliwać najbardziej chore jednostki. I to by było na tyle. Więcej nie piszę, bo mnie trzesie. Ze złości.
Komentarze - Hello! Hello! Good to be back, good to be back

Hello! Hello! Good to be back, good to be back

14 February 2006

Powroty są ciężkie. I nie dlatego, że nogi się plączą, bo (o dziwo) nie plączą. Tyle razy wykonywane te same ruchy wbijają się w głowę i ciało, wyrysowują swoją mapę gdzieś głęboko w człowieku i wystarczy spróbować, by wracały. Lżejsze, ładniejsze, naturalniejsze niż poprzednio. Podobnie z rytmem - raz nauczony gra w żyłach na codzień i nie trzeba mozolnie wychwytywać go z kakofonii dźwięków. Powroty są ciężkie przez rozczarowania samym sobą. Przez różnicę między tym co było, a tym co jest. Bo kiedy było się blisko szczytu, trudno zaakceptować, że znów się jest na dole i trzeba piąć się pod górę i ponownie pokonywać te same przeszkody, które już się przecież raz pokonało. I nawet jeśli jest łatwiej, człowiek się niecierpliwi. Step dziś był wspaniały - ciekawy, nie za łatwy nie za trudny - taki w sam raz. Może zabrakło jedynie tej atmosfery, co kiedyś, ostatnio brak tej euforii, ale gdyby była za każdym razem, przestałaby uwodzić. Codzienność traci urok, choćby nie wiem ile miała go na początku. Cóż, był naprawdę fajny - tylko że przez ostatnie 15 minut nogi nie chciały mnie nieść, a mnie było zbyt gorąco, żeby je zmuszać. A na pumpie ćwiczę ze średnim ciężarkiem na sztandze i potem mam zakwasy. Tak, powroty są naprawdę ciężkie.
Komentarze - ych

ych

17 February 2006

W sumie to miałam napisać porywającą notkę o tym, jaka jestem wspaniała, ale nie da rady. Tak naprawdę jestem tylko zmęczona i sama sobie winna. Wczoraj spotkałam w tramwaju kolegę z uczelni i zostałam zaskoczona przypomnieniem, że muszę mieć wpis do indeksu. ZONK. Kontynuowałam rozmowę lekkim tonem (o fuck, o fuck, o fuck, why am I sooo stupid?), a gdy kolega i tramwaj zniknęli za zakrętem (bye bye -.-), rzuciłam się na telefon. Na szczęście Nowakowski jest w Szczecinie (!). Na szczęście sesja kończy się dopiero dziś (hehe). Na szczęście po całym dniu zarypu mogę mu zaprezentować 41 stron doktoratu, które nawet mają sens (O.o). I na szczeście p. B. miała mój indeks, jak przewidywałam (stupid! stupid!). Ah, i news dnia - we wtorek został odrzucony jeden z doktoratów... Szczerze mogę powiedzieć, że emocje mnie dobiły. @.@
Komentarze - Poszły dzieci na cardio i dostały wpierd...

Poszły dzieci na cardio i dostały wpierd...

19 February 2006

Poszliśmy na cardio pumpa. Ja poległam na machaniu sztangą. Mroziu poległ na chodzeniu po stepie. Mroziowi się nie dziwię. Pierwsze spotkanie z tymi krokami, pierwsze spotkanie ze stepem i to na drugiej wysokości, a do tego wszystkiego ręce i to wariackie tempo - dziwię się, że nie rozwalił tego stepa w cholerę, a jedynie spokojnie wyszedł. Dla mnie za to cardio było straszne, bo uświadomiło mi, jak nisko spadłam. A jednocześnie - jak bardzo poprawiła się moja kondycja po wyleczeniu anemii. Kiedyś siłowo to był pryszcz, za to nie wyrabiałam kondycyjnie. Teraz odwrotnie - tempo nie robi na mnie wrażenia, za to mój triceps wyje z rozpaczy. Generalnie - obu nam rączki opadły... i to dosłownie... Jutro nimi nie poruszam. Biedna, biedna Kicia... Auuu...
Komentarze - Wiadomość dnia

Wiadomość dnia

20 February 2006

Rączkami jak widać ruszam nawet. Od rana nimi klepię w klawiaturkę. Po wczorajszym machaniu sztangą w tempie na raz przez pół godziny, mój biceps mierzył dziś rano 30 cm. Tylko 2 cm mniej, niż w najlepszym okresie. Pump it up, babe, pump it up :)
Komentarze - My Number One

My Number One

21 February 2006

You’re my lover undercover You’re my sacred passion and I have no other Kiedyś, w podstawówce jeszcze, do mojej klasy przyszedł psycholog na pogadankę. Zrobił nam wtedy test. Jedno z pytań brzmiało: kto jest Twoim idolem, a ja napisałam, że nikt. Miałam potem z tego powodu pewne nieprzyjemności, psycholog mi nie wierzył, nauczyciele byli urażeni, rodzice zdziwieni, ale dla mnie nie do pomyślenia było, że ktokolwiek, postać literacka lub historyczna, artysta lub polityk, ktokolwiek mógłby być moim idolem. Już wtedy uważałam, że ludzie nie są godni, by być wyroczniami w moim życiu. Sama sobie sterem, żaglem i okrętem... Sama. You are the one You’re my number one The only treasure I’ll ever have A jednak mnie uwiodła. Ona i to, co kocha. Nagle na moim pustym niebie ideałów, pojawiło się światło i nie chce zgasnąć. Uparcie trwa, świeci, przyciąga wzrok i denerwuje jasnością. Dla kogoś, kto tak jak ja zawsze odczuwał wszystko przez zimną mgłę cynizmu i z pozycji obserwatora, ta jej pasja jest jak magnes. No i co z tego, że uciekłam? Co jest warta ucieczka, jeśli się nie powiodła? Drażni mnie to. Drażni, bo jest zaprzeczeniem całego mojego dotychczasowego światopoglądu. Klockiem układanki, który nie pasuje do reszty, przez co cały obrazek wygląda nieprawidłowo. Ale nie potrafię z tego zrezygnować. Po dzisiejszym stepie po prostu to wiem. You’re addiction my conviction You’re my passion, my relief, my crucifixion.
Komentarze - Just goodbye

Just goodbye

22 February 2006

Przychodzimy i odchodzimy. Tworzymy przyjaźnie na całe życie, by zaraz potem je zerwać. Szukamy miłości po grób, by odrzucić ją dla chwili przyjemności. Jesteśmy tacy niestali, tacy niezdecydowani i zagubieni w otaczającym nas świecie. Miłość to decyzja i staranie. Przyjaźń to decyzja i staranie. A co, kiedy intencje jednej strony to za mało? Nigdy nie byłam dobra w zatrzymywaniu ludzi. Przychodzili i odchodzili, a mnie tylko czasem było żal jakiejś przelotnej obietnicy. Czasem nawet nie tego. Teraz patrzę, jak umiera kolejny związek. Ile razy można wyciągnąć rękę i nie poczuć w niej uścisku drugiej dłoni? Czasem mi z tego powodu przykro, a czasem jest mi to po prostu obojętne. Pora pójść w swoją stronę.
Komentarze - Don't ya worry

Don't ya worry

23 February 2006

Ha, pewnie myślicie, że znów będę marudziła. Nic z tego. Pogoda za oknem prześliczna, aż się przyjemnie patrzy. Pomachałam wczoraj w domu sztangą z dużym i choć wytrzymałam jedynie 5 minut z tym obciążeniem, jestem z siebie dumna. Co 10 kg to nie 6. Poza tym zlikwidowałam w ten sposób resztki zakwasów. A potem przetańczyłam dwie zaplanowane na ruch piosenki. Roznosi mnie. Ale głupio mi powiedzieć Mroziowi, że chcę iść na jakąś imprezę, bo tydzień temu mu tłumaczyłam, jak ja imprez nienawidzę. Co zresztą jest prawdą - nie cierpię tłoku, smrodu papierochów i piwa oraz wrzasków małolat. Poszłabym sobie na dance w Activie. Albo poszaleć w parku. Generalnie poszłabym sobie do Active'a... No, no i co teraz? Wiedziałam! Kilka regularnych dni ćwiczeń i mania zakoczyła. Turn It Up, Usa, Turn It Up!
Komentarze - Kocham

Kocham

24 February 2006

To jest ta miłość, ktorą darzę życie, bo jest piękne, choć czasem daje w kość... Od następnego tygodnia nie ma pumpa z Anią. Z tego powodu się dziś upodliłam na zajęciach, upodliłam do szpiku kości. 40 podrzutów, wariacki biceps... taaak, szczęśliwa jestem. Pełnej ekstazy dopełniło wyciskanie sztangi z dodatkowym obciążeniem w postaci Ani. Ja bym tak mogła całego pumpa wyciskać, mimo że klatka to moja słaba strona. Oj, Usa, Usa, ty to jednak świr jesteś. Chyba nikt nie sądzi, że się kiedyś zmienię? P.S. Dlaczego jak w jednym miejscu spotka się kilku całkiem normalnych, może nawet całkiem miłych facetów, to zaczynają zachowywać się jak bydło? Może mi to ktoś wytłumaczyć? Tekst z: Kocham - Mezzo feat Kaczy
Komentarze - Ubrdałam sobie

Ubrdałam sobie

26 February 2006

Generalnie było chyba za dobrze, więc weekend musiał nadrobić: zmarzłam, boli mnie lewe oko, nie wyrobiłam się ze stroną, bo serwer sobie reguły wysyłania maili zmienił, nie poszłam z tego wszystkiego na cardio. W sumie nawet jakbym poszła, nie byłoby ze mnie co zbierać, więc no worries. A tak wogóle, gdy Mroziu wkręcał głośniki do naszego nowego samochodu (btw. zmieniliśmy samochód w ten weekend, nie ma to jak tracić pieniądze na mieszkanie nie na mieszkanie), a ja tak strasznie marzłam, to mi się przypomniało, jak dwa lata temu biegałam sobie w lekkiej kurtce w zimie i nic mnie nie ruszało. Byłam wtedy w ciągu uzależnienia sportowego i nabuzowny organizm grzał jak piecyk. Ja nadal zachowuję się, jakbym była na fitnessowym powerze, choć na nim nie jestem i potem szczekam zębami. Wogóle to najgorzej jak sobie człowiek coś ubrda. Ja sobie ubrdałam, że jestem wspaniała, poszłam na siłownię, domęczyłam się sztangą w klubie i domu, i teraz zdycham. A wczoraj ubrdałam sobie, że chcę piekarnik, bo będę piekła ciastka i cena kuchni nas zabiła. UPDATE 2006-02-27 21:01:45 ---------------------------------- Kontynuując ubrdywanie sobie, uparłam się, że zrobię super hiper listę mailową, która nie potrzebuje stałego adresu SMTP i nie jeździ na funkcji mail(). Ach, i jeszcze że unormuję wyświetlanie wszystkiego na czajkowska.pl, żeby było ładnie. Cały dzień mi nad tym zszedł. Ale chyba działa. Chyba, bo jeszcze nie wczepiłam. Bo znalazłam dopiero pół godziny temu. Still no worries.
Komentarze - System overloaded

System overloaded

28 February 2006

Głowa mi dziś odmówiła posłuszeństwa. Próbowałam skakać po stepie i dosłownie czułam, jak wolno przebiegają moje procesy myślowe. Dojście do połowy układu było wysiłkiem ponad moje możliwości, a części pozostałe robiłam tylko pod warunkiem, że tą pierwszą połowę przestałam. Anka miała zgrozę w oczach. Ja też. Chyba powinnam iść wcześniej spać.
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.