Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Komentarze - For me, the cake is over...

For me, the cake is over...

01 September 2004

Siedzę... Po prostu siedzę... Mój świat poskładał się w kostkę, mniejszą i mniejszą, aż mogę ją zmieścić w dłoni. Egzystuję. Tyle pomysłów, tyle obowiązków i brak sił na ich realizację. Nie chcę po prostu. Trzeci tydzień bez fitnessu. Nie robię nic, by to zmienić. Anka na urlopie więc i mobilizacji brak. Na wyjeździe nie tęskniłam. Nie myślałam. A potem niespodziewane spotkanie i ostry ból. Trwam. Zmęczona, znudzona, obojętna. W bezsilnej dłoni nie trzymam nic... I reached the end of cake...
Komentarze - Activemania

Activemania

01 September 2004

Nawet nie wiedziałam, że tak w to wsiąknę. Zaczęłam chodzić do Activa tylko z dwóch powodów: tyłek mi rósł przed komputerem, a plecy bolały... Ależ długo się tam wybierałam za pierwszym razem - jakieś dwa tygodnie. A na aerobic wybierałam się wogóle od kilku lat. Bo nienawidziłam sportu, nienawidziłam potu, nienawidziłam się męczyć. Cud, że kochałam być obolała i zmęczona (no co, nikt nie mówił, że mam wszystko po kolei ;P). W każdym razie raz nawet już byłam na schodach i zwiałam spod drzwi :) Straszne... Ale w końcu poszłam. I znienawidziłam step-touch. O innych chasse nie mówiąc. Pierwszego dnia po ABF-ie byłam wykończona, po pierwszym stepie wymiotowałam ze zmęczenia. O pumpie nie wspomnę - pump mi wyłączył ręce z działania na tydzień, ale to bylo już kilka miesięcy później... Nienawidziłam... siebie. Tego, jak się ruszam, tego, jak słaba jestem, tej zgarbionej sylwetki. Braku wyczucia rytmu, beznadziejnej koordynacji ruchowej... Wstydziłam się siebie na codzień... o dziwo nie wstydziłam się siebie w Activie. Jak łatwo znosić porażki, gdy człowiek umie się sam z siebie śmiać! I gdy nikt inny się z człowieka nie śmieje... To przyszło nagle: pełna akceptacja siebie i chęć bycia lepszą. Bycia jak one, jak Ona. Przyszło na pumpie, gdy pot i łzy kapały na podłogę przy hooverze. Nie ważne, co mówią inni, nie ważne, czy wychodzi, będę próbowała wciąż i wciąż. Nie ma granicy, jest tylko słabość. A ja? Ja już nie wiem, co "słabość" znaczy. Zakochałam się w pocie, w światłach, ruchu i rytmie. Zakochałam się w Jej sile, determinacji i radości. Kiedy już nie ma sił, wystarczy unieść głowę: Ona tam jest, wszystko jest możliwe... Uwielbiam budzić się rano i nie czuć zawrotów głowy... Uwielbiam zasypiać, bez bólu pleców. I lubię chodzić, tak jak teraz, lekko, miękko, z podniesioną głową. Pokochałam siebie. I wsiąkam... W fitness, w klub, w ludzi. Active przestaje być tylko sposobem na zdrowie, staje się częścią życia. I tylko Anki nie ma. A mnie z lekka odbija.
Komentarze - Zdmuchnąć wszystkie wspomnienia niczym wczorajszy pył...

Zdmuchnąć wszystkie wspomnienia niczym wczorajszy pył...

02 September 2004

Znów się czuję jakoś tak... bezcelowo. Od kilku dni się tak czuję. Dziwne uczucie... Siedzę w domu i nie ćwiczę. Siedzę w domu i nie szykuję się do ćwiczeń... Po prostu siedzę w domu. Znów niebo za oknem tak jesiennie błękitne. To taki nieco ciemniejszy kolor jasnego nieba niż latem... Mocniej nasączony, bardziej namacalny, sprawiający wrażenie, że mógłby przelać się przez dłonie płynnym aksamitem... Już ponad rok. Dokładnie rok i 21 dni - tyle czasu definiuję siebie w Internecie. 368 notek, 92 strony. Czy to dużo? Czy w ten sposób można naprawdę odtworzyć psychiczną kopię siebie? Rok. Jeden rok, a tyle zmian. Aż rok i tyle rzeczy niezmiennych... Nadal jestem z Mroziem. Tylko, że teraz inaczej. Ciepło, wesoło, mocno. Opletliśmy się wspólnym życiem, wykuliśmy wspólne cele i marzenia, nauczyliśmy się swoich zalet i wad. Nadal czasem mam ochotę uciec, ale coraz rzadziej... Nadal robię doktorat. Ale rozważniej, szybciej, z determinacją. Idę do przodu, a nie stoję w miejscu. I już nie wiążę swojej przyszłości tylko z doktoratem... Nadal się bawię stronami... Jedynie współpraca z "szukampracy" zakończona. I znacznie inny styl, znacznie inne umiejętności, bardziej zawodowe podejście. O dziwo, to co miało być zabawą, staje się zawodem... Nadal ci sami znajomi, ale kontakty inne. Cieplejsze, bardziej przyjacielskie z niektórymi. I brak kontaktów z innymi... Jeden rok i zmiana priorytetów i zainteresowań. Pasja, która pali, która wypełnia świat, która daje nadzieję. Na ładną sylwetkę, na pożegnanie z bólem, na samoakceptację. To był wspaniały rok. Kolejny, którego nie będę żałowała...
Komentarze - Ghost of the rose...

Ghost of the rose...

09 September 2004

Słucham Blackmore's Night... Potrzebuję odmiany. Active mnie przytłacza - barwą, zapachem, dźwiękiem. Uciekam więc w chłód swojego pokoju. W muzykę, która niewiele ma wspólnego z fitnessem... Czuję się zdławiona - uczuciami, których do tej pory nie znałam. Zmęczona, obolała, słaba... A jednocześnie mogę góry przenosić. Czasem patrzę na siebie w lustrze i zastanawiam się, kiedy mi się to wszystko tak pomieszało... Co zrobiłam takiego, że prosta ścieżka zmieniła się w labirynt... Nie, nie jestem nieszczęśliwa... Wręcz przeciwnie. I tylko sił mi brak, by się w pełni poznać na tym szczęściu... I tak dziwnie serce się ściska czasami... Promise me, when you see, a white rose you'll think of me I love you so, Never let go, I will be your ghost of a rose...
Komentarze - Tribal dance

Tribal dance

13 September 2004

Fitness jest światłem... Muzyką moich dni... Fitness jest wszystkim tym, czego zawsze pragnęłam... Długo szukałam - 25 lat. Różne ścieżki, różne rozstaje. Wybory dobre i złe. Ale znalazłam - moją siłę, moją radość, mój promyk nadziei. Wczoraj był CARDIO PUMP. Bałam się trochę, tymczasem nie było czego. Nie było, bo ja kocham ból rozgrzanych, napiętych mięśni, kocham uczucie, że zaraz sztanga wymknie mi się z rąk ze zmęczenia. Ze wszystkich zajeć to właśnie te i ACTIVE PUMP sprawiają mi największą przyjemność. Sztanga, muzyka i wytrzymałość mięśni. I ich słabość. Złość i duma. Zatapiam się w takiej mieszaninie uczuć, że mogłabym zatonąć... STEP MASTER też nie okazał się takim potworem, jak myślałam. Trochę zakręcony, ale niezbyt trudny. Nareszcie czułam wyzwanie, którego nie stanowi już dla mnie STEP ADVANCE. Nigdy nie sądziłam, że może mnie to tak bawić, że mogę być tak szczęśliwa, stojąc przed czymś nowym... Chciałam napisać o Ani, ale myśli rozpierzchły się spłoszone muzyką za oknem... Mnie wystarczy, że Ona jest... Roześmiana, tryskająca energią... Wirująca przed nami... Jest. You've got to move it feel the temperature Into the rythym let the fire burn So get into it-- get into the trance This is the rhythm of the tribal dance 'The tribal dance!'
Komentarze - Dopalacze...

Dopalacze...

13 September 2004

W związku z tym, że tkanka tłuszczowa uległa u mnie dość gwałtownej redukcji, a moje żywienie pozostawia duuuużo do życzenia (czy jedną bułkę z serem i zupę pomidorową można nazwać żywieniem?), testuję sobie dopalacze. I tak: - Powerade - nie działa. To znaczy może i działa w dłuższym okresie czasu, ale nie w widoczny sposób. Wolę sobie łyknąć witaminki przed i po zajęciach. - Red Bull - dodaje skrzydeł, ale nie na PUMPie. Świetny na wszystkie zajęcia typu STEP i HI/LO, bo rzeczywiście tak się nie męczę. Gorzej, że w momencie, gdy przestaje działać, przestają działać też mięśnie z braku jakiejkolwiek energii. Dziś na stepie po prostu mnie zastopowało wpół kroku ;) - L-karnityna - fajna na zajęcia wytrzymałościowe, na PUMP na przykład. Mięśnie się tak nie męczą i nie bolą później. Za to na CARDIO się nie sprawdza, bo nie dodaje energii. - Snickers - może i dobry, ale pozostawia poczucie winy, że wpycham puste kalorie. Dodaje energii, ale na krótko i dość długo czekam na jego działanie. - Banan - dodaje energii, likwiduje zakwasy i skurcze. Szybko się wchłania, nie ma poczucia winy, za to fajnie się śmiga. Jedyny problem to ten, że nie lubię bananów. WNIOSEK: nie ma dopalaczy doskonałych, jest tylko doskonała Ania. Jak wrzaśnie, to i mięśnie zaczynają działać i nawet daje się radę wskakiwać na stepa. Jedyna wada - nie ma odpowiednika Ani ani w formie batonika, ani w butelce... Mmmm... Kupiłabym od razu cały karton...
Komentarze - Kręcę się, kręcę...

Kręcę się, kręcę...

15 September 2004

Mieszkam z dziadkami. Mieszkam z chłopakiem. Mieszkam z kotem. To oznacza odpowiedzialność. To oznacza niedogodności, obowiązki i zarwane noce. Jak dzisiejsza. Mam dwie wielkie pasje. Obie wymagają czasu. Dużo czasu. Do jednej potrzebuję dodatkowo weny twórczej oraz sił umysłowych, do drugiej siły fizycznej. Mam dwa duże cele w życiu: doktorat i webmasterstwo. Oba wymagają dużo pracy. Oba są też moim źródłem finansowania. I tego nie daje się pogodzić!! Nie ważne, co robię, zawsze coś cierpi! Jak się skupiam na rodzinie, lecę przez ręce w Activie. Jak szaleję w Activie, zawalam pracę. Jak podciągam pracę - nic mi nie zostaje dla rodziny. Jak ciagnę wszystko, to niczego nie robię w pełni! Jestem wykończona. Wszystko mnie boli, nie dojadam, bo nie mam kiedy. Dziś pobiłam rekord: jedno jajko, bułka i twister. A potem trzy godziny fitnessu. Nawet Red Bull nie dał rady postawić mnie na nogi. Łapię się na tym, że się zawieszam. Patrzę przed siebie albo zasypiam w trakcie pisania. Walę się w wyrko, a rano zwlekam się z jedną myślą: "Muszę wstać, muszę to zrobić, muszę dać radę, bo chcę tam iść." Codziennie. Jestem tam codziennie. Nie będę kłamać. Nie dla siebie. Nie dla fitnessu. Dla Niej. She sparks up the fire.
Komentarze - Fitnessowa jesień...

Fitnessowa jesień...

17 September 2004

Świat jest pełen barw... Zauważyłam to któregoś właśnie jesiennego dnia... Pełen odcieni szarości, rozświetlony promieniami słońca nabiera niespotykanej intensywności... Jesień jest złota i ruda... Zima biało-czarna, wiosna zielona, a lato piaskowe... Ale to właśnie jesień, rdzawą jesień kocham najbardziej... Wracając dziś z fitnessu, cieszyłam się niebieskością nieba, złotem plam słonecznych... Świat jest naprawdę piękny... Wczoraj na siłowni udało mi się wciągnąć Ankę w dłuższą pogawędkę... Coś mi to uświadomiło, a siłę tego odkrycia pogłębiło jeszcze dzisiejsze niebo... Fitness jest sztuczny. Jest sportem cywilizacyjnym. Sztuczne światło, sztuczna muzyka, sale gimnastyczne i sufity zamiast nieba... Naturalna opalenizna zamieniona na solarium. Specjalne buty, specjalne stroje, specjalne napoje... Nie umiałabym tak... nie umiałabym jak Anka. Step nie zastąpi wspinaczki po górach... Żadna sztanga nie może się równać z ciężarem plecaka... Rowerki w pomieszczeniu to po prostu jeszcze jeden sposób na mięśnie... Ludzie wymyślili fitness, by mieć jeszcze jednego McDonalda. Szybkie jedzenie, szybkie życie, szybki sport. Dla Anki fitness jest sposobem na życie. Nigdy jej nie dorównam, tak jak nie mogę dorównać Larkowi w designach czy Mroziowi w programowaniu. Bo oni temu poświecają całe życie. A ja nie potrafię poświęcić się dla jednej idei. Nie potrafię sobie dobrowolnie, na własne życzenie, wręcz własnoręcznie ograniczać świata. Wręcz przeciwnie - ja bym chciała, żeby ten świat był jak najszerszy... Lubię pisać strony. Lubię męczyć mięśnie. Lubię być koło Anki... ... i kocham rdzawe jesienie, gdy niebo nabiera najpiękniejszych odcieni błękitu...
Komentarze - RED GOEZ FAZTER!

RED GOEZ FAZTER!

20 September 2004

Już nie pamiętam, że miałam urlop... Zdjęcia wraz z wspomnieniami zakurzyły się sekundami minionego czasu... Zapracowana jestem. Zawalona robotą. Zamęczona fitnessem. Pat się martwi, że wzięła 12 wejść na miesiąc i ich nie wychodzi, ja ćwiczę około 20 godzin tygodniowo i martwię się, że to za mało. Organizm jednak czuje... Chodzę półprzytomna, ciągle mi się spać chce... Budzę się już zmęczona. Ścięgna w rekach bolą jak diabli... Za dużo i za szybko... Zanim się zdąrzą przyzwyczaić do jednych obciążeń, ja dorzucam kolejne... Boję się... że skrzywdzę samą siebie... A Anka upewnia mnie tylko w tym szaleństwie... Gdyby stwierdziła, że przesadzam... ale Ona jeszcze pyta, kiedy będę i czemu już wychodzę! A ja zakręcona, zafascynowana, zaczynam się zastanawiać, czy nie zostać jeszcze jednej godzinki... It's madness... W pracy też szaleństwo: Active się rozbuchał ze stronami, Aga ma co i rusz to nowe pomysły. Wciąż się uczę czegoś nowego, Szop idzie mi jak burza, strony są coraz bardziej adaptacyjne. Ojciec załatwił mi stronkę swojej szkoły. Mroziu dopomina się o swoją. Blog stoi w remoncie, bo nie mam kiedy go poprawić. Miałam wczepić Mitsu nową wersję galerii, ale też brak czasu. Tyle że Wędruśki skończyłam. A jeszcze mi się szykuje strona katedry... Dobrze, że chociaż na uczelni nie mam większych obłożeń dydaktycznych... Kiedy ja się dałam tak wmanewrować w to wszystko?
Komentarze - Sometimes I feel a bit confused...

Sometimes I feel a bit confused...

21 September 2004

Wczoraj wreszcie udało mi się wziąć duże krążki na naramienne. Bez sensu zwlekałam, niewielka różnica. Jeśli mnie biceps przestanie boleć do jutra, dorzucę sobie na niego po małym. Dumna z siebie jestem... Mam zaproszenie na imprezę u Chibby w niedzielę. Czuję się tak, jakby cały mój świat skoncentrował się w tym jednym niewielkim punkcie kuli ziemskiej... Wszystko się kręci wokół Activa. Znajomi, zajęcia, tryb dnia, jedzenie, ubrania... Nawet fryzura... Gorzej, że zaczynam odczuwać głód wiedzy na temat anatomii, kontuzji, diety... Chciałabym siąść z kimś i po prostu porozmawiać, jak planować sobie treningi, czy wogóle planować, ile ćwiczyć, jak ćwiczyć... Tylko nie mam nikogo, kto by mógł mi to powiedzieć. W końcu zrobię ten kurs intruktorski tylko po to, żeby się dowiedzieć więcej. Praca w domu powoduje zamknięcie pomiędzy domem a klubem. Albo klepię kod, albo ćwiczę, a gdzie miejsce na coś wiecej? Najgorsze, że ja nawet nie mam czasu na to "coś" ani pojęcia, co to mogłoby być. Potrzebuję uczelni, muszę pogadać z kimś, kto nie ćwiczy, wyrwać się jakoś, zanim zupełnie zatonę w fitnessie...
Komentarze - My dreams...

My dreams...

22 September 2004

I moją pogodną, niebieską jesień diabli wzięli. I już nie ma słoneczka na liściach, jest tylko szaro, buro i ponuro... W pokoju zimno, jednak ten niebieski to nie był dobry kolor na wystrój. Nawet wizualnie chłodno... Marzę o takim ciepłym, głębokim fotelu, na którym mogłabym zwinąć się w kłębek... Otulić kocem i popijając herbatę, zapaść się w świat jakiejś ciekawej książki... W trakcie podjadać ciastka z talerzyka na stoliku obok... Enya albo Enigma w głośnikach, ciepłe światło stojącej lampy rozjaśniające ciemny pokój... I ja ten fotel kupię! I tę lampę też... Może jeszcze nie teraz, ale spełnię marzenie mojej babci i mamy, bo w przeciwieństwie do nich, ja mam siłę, żeby stawiać na swoim. A do mebli szykujemy się z Mroziem w grudniu... Dziwne to... Kupujemy meble... ja i Mroziu... Kolejna nitka więzi oplątana wokół mojego palca... Kolejna nić, którą niełatwo zerwać... I co z tego, że nie jestem pewna, czy tego chcę... co z tego, że chcę czegoś innego? Niektóre marzenia łatwo jest spełnić, jak ten fotel i lampę, inne nie mają szans na realizację i trzeba je porzucić po drodze... Taka jest cena bycia dorosłym... cena bycia człowiekiem.. i ja o tym wiem... tylko to tak strasznie boli...
Komentarze - Mów do mnie... szeptem

Mów do mnie... szeptem

23 September 2004

For the sake of your dreams I will guard you throught the night Your sadness is the only thing in this world That can soak into my heart. Jest mi źle. Jestem rozgoryczona, sfrustrowana, zdołowana. Mam po prostu dość! To, co było zawsze przyjemnością, stało się ostatnio ciężką charówką. Strony mnie przytłaczają, fitness mnie przytłacza... Anka na mnie krzyczy, a ja mam dość krzyczenia! Bo ja daję z siebie naprawdę wszystko! Po prostu już nie mam wiele... Na mnie już nie trzeba krzyczeć, sama się pilnuję. Wstydzę się, jak mi nie wychodzi albo nie daję rady, czasem po prostu toczę walkę z samą sobą... To, co było kiedyś relaksem, teraz stało się prywatną wojną. I co gorsza, przegrywam... Przegrywam z samą sobą... Najgorsze jest zmęczenie... Fizyczne i psychiczne... Żeby robić strony, grafikę do stron, muszę mieć umysł wypoczęty i kreatywny. A jedyne o czym marzę, to spanie. I potem wychodzą stronki, które ujdą i mogą się podobać, ale nie są na moim poziomie... Czuję się tak, jakbym stała w miejscu! We wszystkim. Jakbym wogóle się nie rozwijała, nie posuwała do przodu! Robię to, co umiem i nic ponadto! Nieszczęśliwa jestem... i nie mam nikogo, do kogo mogłabym się przytulić... A gdy zasypiam... śnią mi się uczucia... śnią mi się rozmowy... drobne objawy czułości i zrozumienia... i budzę się jeszcze bardziej znużona... Według Pratcheta, granice między alternatywnymi światami niekiedy się przecierają i można dojrzeć alternatywną siebie... Jeśli Ta ze snów, to Ja, która dokonała innych wyborów, to cholernie Jej zazdroszczę... Śnię... lecz nikt nie stoi na straży moich snów...
Komentarze - Trupia główka

Trupia główka

25 September 2004

Wędrując dziś przez miasto natknęłam się na gąsienicę. Dużą, grubą, zieloną, z ogonkiem... Nie wiem, skąd się tam wzięła, nad samym środkiem Wyszyńskiego, tuż nad tramwajami, autobusami i masą samochodów... Leżała na chodniku, a jej zieloność aż raziła w oczy... Cofnęłam się w pół kroku, podniosłam ją, a ona zaczęła się wić w mojej dłoni... Ludzie dziwnie patrzyli na elegancko ubraną dziewczynę, która ostrożnie, z zachwytem, niosła gąsienicę na trawę... A ja pomyślałam sobie, że może o to w tym wszystkim chodzi... Ludzie doszukują się sensu swojego istnienia w wielkich czynach, ideach, zmianach... A co, jeśli urodziłam się tylko po to, żeby w tym miejscu i o tej porze uratować życie gąsienicy Trupiej Główki? A może ta gąsienica uratowała mnie? Jej zieloność pośród szarych ulic, gwałtowny kontrast obłego kształtu pośród kanciastych przedmiotów... Długo jeszcze czułam na palcach siłę zamkniętą w tym małym ciałku... Te odczucia wybiły mnie z mojego marazmu, w jaki ostatnio popadałam... Jakoś odepchnęły ode mnie przytłoczenie, zobojętnienie, ogłupienie szarością, jednostajnością, rutyną... Nagle poczułam, że jednak na czymś mi zależy, że nie jest mi obojetne, czy ktoś zdepcze tę gąsienicę... Nie jest mi też obojętny fitness, ani Anka, ani strony internetowe. Tak naprawdę, nie potrafię tego odrzucić i się poddać... Nie potrafię nie walczyć o swój świat... Miło byłoby pomyśleć, że dla kogoś jestem taka gąsienicą - barwnym kształtem w bezkształtnej szarości...
Komentarze - Usagi nie umrze nigdy...

Usagi nie umrze nigdy...

26 September 2004

Wpierw "Weronika postanawia umrzeć" Paulo Cohelo, a teraz wieczór z winem.... Każdy w nas ma w sobie odrobinę szaleństwa, tylko od niego zależy, co z nią zrobi... Niektórzy ukrywają ją skrzętnie, inni biegną za nią tam, gdzie ich poprowadzi... Nie potrafię udawać, że jestem normalna... Co to w końcu znaczy? Prawdy i zasady uznane przez większość... Dla mnie istnieją o tyle, o ile są mi przydatne... Pozostałe mijam w biegu... Mroziu nie potrafi być szalony, dlatego nie potrafię go kochać tak, jak powinnam, dlatego ciągle się waham... Nie potrafiłby mnie pociągnąć za sobą, bo nie ma do czego... Anka ma w sobie pasję, która definiuje jej życie i za to poszłabym za nią wszędzie... Za ten dreszcz emocji, gdy nie wiadomo, co wymyśli... Podobno jestem osobą silną... Rzeczywiście wymagam od siebie bardzo dużo, tyle samo wymagam od innych. Nie dam się zdominować nigdy i nikomu... Niektórzy kolekcjonują dobra materialne, a ja żyję dla wzruszeń... Emocji, chwil smutku, sekund radości... Cała moja siła polega na tym, że ja mam tysiące pomysłów, wszystkie dzikie i szalone... W przeciwieństwie do wielu ludzi, nie boję się ich realizacji... po prostu bawię się nimi, żonglując jak pajac w cyrku. Nie ważne, które dadzą mi zyski, ważne, które wyrwą mnie z marazmu... Zapewnią chwilę pełną barw w ogólnej szarości... Bo uczucia to tak naprawdę wszystko, co się w życiu liczy... Uczucia, marzenia, obrazy, wspomnienia... Sny... Ona jest najpiękniejszym snem.. pięknym obrazem mojego szaleństwa...
Komentarze - Conee the Uni

Conee the Uni

28 September 2004

Cały dzień spędziłam dziś z moją koniną... No może nie cały - popracowałam trochę i byłam na uczelni, ale większość czasu zajęła mi zabawa kucykiem. Elmin, ja Cię za to zabiję!!! Roboty fura, a ja jak głupia latam i szukam lekarstwa dla wirtualnego czworonoga! I jeszcze zaczynam do niego gadać... Coninka sprawuje się dość grzecznie, dostała kilka razy wpierd... bęcki od czegoś, co przypomina tygrysa i nauczyła się kilku nowych rzeczy. Skasowała mnie przy tym na około 10000 NP... ELMIN!!! DRANIU!!! Jutro ja dostanę wpierd... bęcki od Agi, bo wybitnie się obijam. Hehehe, ale co mi tam, najpierw wyślę czworonożne salami na kolejny kurs ;] Czworonóg pochodzi ze strony www.neopets.com. Wejście na własne ryzyko ;)
Komentarze - Silence is the key...

Silence is the key...

29 September 2004

"Słowa mówione czy krzyczane, sens mają jeden i ten sam" K.Siesicka Denerwuje mnie hałas... Ostre dźwięki i uderzenia, wrzask i krzyk. Zbyt głośna i agresywna muzyka, chórki, głośny śmiech. W domu słucham tylko spokojnej muzyki: Enya, Enigma, See-Saw... Po cichu marzę o kilku dniach samotności, ciepłych kaloryferach i melodyjnych, cichych tonach. Chciałabym pójść na spacer, błądzić wśród zamglonego, wilgotnego parku i zbierać kasztany... Sama. Ja nie lubię zgiełku. Nie lubię, jak się za dużo rzeczy dzieje na raz. Nie lubię kręcić się w samym środku wydarzeń. Czuję się tak, jakby uciekało mi życie. Uwielbiam leniwe popołudnia i puste wieczory... zaspane poranki, gdy nic nie trzeba. Aromatyczne noce nad książką... Od kilku miesięcy bez przerwy Active. Eksplozja ruchu, światła, barw, plątanina ludzi i zdarzeń, ciągły pęd w szaleńczym, głośnym rytmie... Roześmiani, szczęśliwi klienci, zwariowana Anka i tryskająca pomysłami Aga. Czasem, tak jak dziś, mam ochotę uciec... Take me back to the land Where my yearnings were born The key to open the door is in your hand Now take me there to the land of twilight See-Saw - In the Land of Twilight
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.