Biznesłumen
03 June 2022
Żeby nie było, że tylko marudzę, za kilka dni moim prywatnym jetem przenoszę się do stolicy, co by w wielomilionowej metropolii spotkać się z partnerami biznesowymi :D.
Znaczy do Warszawy lecę, na meetup firmowy ;)
Kategorie: praca,
16 June 2010
Próbuję się ogarnąć, bo jak zwykle sporo się dzieje. Zastanawia mnie, jak to jest, że robię wszystko, by moje życie płynęło leniwie, a ciągle jestem zajęta. Chciałabym mieć tak dwa tygodnie wolnego, podczas których mogłabym kompletnie nic nie robić. Żadnego nadganiania pracy, żadnego poprawiania pierdół, żadnych zaległych fryzjerów, lekarzy, nic.
Dwa tygodnie na posprzątanie domu, pomycie okien (bo lubię), na fitness, spacery po mieście, spacery z kotem, gotowanie i pieczenie do bloga, książkę i byczenie się z maseczką na twarzy. Dwa tygodnie bez słów: Trzeba zrobić.
Jak zrobię, co trzeba zrobić (a jak zwykle jestem w stanie już-niemal-ukończenia), to się pobyczę. Zapewne dopiero w lipcu, ale i tak. I nie za długo, bo muszę uzbierać 10 k, wczoraj podpisaliśmy cyrograf na Chiny. Jestem bankrutem.
A tak poza tym u mnie bez zmian - jak widać mam zaległych lekarzy, fryzjera, maseczkę, ciągle nadganiam z pracą, poprawiam pierdoły, nie mam czasu na sprzątanie, gotowanie, fitness i spacery, czasem uda mi się poczytać książkę.
Ale ja wszystko mam za darmo przecież. I tylko siostrę mam nie z tej bajki, która zamiast mózgu ma musk.
02 April 2010
Przed tymi świętami spokojnie płynie mi czas. Dużo ruchu: biegania do tramwajów i autobusów, mycie okien, sprzątanie, zakupy na rynku. Potem leniwe wieczory przed telewizorem z padem w ręku lub na kanapie z książką.
Kulinarnie bez rewelacji, choć smacznie. Szybkie dania w 20 minut, eksperymentalne smaki, a jednak sukcesy - zajadamy się potem obiadem i decydujemy - do powtórzenia lub nie. Dużo do powtórzenia.
Ava zaszczepiona, zadowolona, przedpołudnia spędza na balkonie tropiąc wiosnę. Niedługo wymienię jej ziemię w skrzynce, posadzę zioła i kwiaty, trawę do pogryzania. Zrobię jej małą dżunglę i niech tam siedzi.
Sielankowo. Na uczelni na luzie, potem mnóstwo czasu dla siebie, szykują się strony do robienia, w domu wszystko jak chcę.
Nudzę się. Tak potwornie się nudzę, że mam ochotę wyć. Zero pożywki dla umysłu, zero nowych wyzwań, wszystko już było i nihil novi. Za łatwo mi to wszystko przychodzi, przydałoby się coś nowego. Jakaś nowa pasja, namiętność, coś, co powstrzyma mnie od przywalenia głową o ścianę.
Kategorie: codzienność, monotonia, praca, rodzina, Ava,
02 February 2010
Dużo się dzieje. Jak zwykle.
Czytam "Thief of Time" Pratchett'a i tak sobie myślę, że chciałabym jak Lobsang Ludd umieć dzielić i owijać wokół siebie czas. Dni, które się ciągną, przeskakiwać w biegu. Zbyt krótkie momenty rozciągać na wieczność.
Niczym dolina kwitnących wiśni, trwać niezmiennie, perfekcyjnie, aby później w jednej sekundzie okryć się owocami.
Tick.
Śnieg pada i zima trzyma cały czas. Przemierzam znane szlaki w nowych, ciepłych butach, niosąc do domu kolorowe, fantazyje smaki i ciesząc się na samą myśl, jak miło będzie rozpakować je w rozgrzanej kuchni.
Ava wybiega na balkon i wesoło nurkuje w zaspach znacząc idealną jeszcze przed chwilą biel śniegu wzorem łapek. A potem zmarznięta, z mokrym ogonem, wpada prosto w moje ramiona. Puchate futro pachnie śniegiem, gdy zimnym, mokrym nosem dotyka mojego policzka. One perfect moment.
Tick.
Układam na białej powierzchni kwadraty. Rysuję linie i wstawiam zdjęcia. Bawię się paletą barw. Dokładnie dzielę na części i opisuję warstwa po warstwie. A potem tworzę funkcje, doczepiam elementy, projektuję struktury danych. Składam w całość, popijając gorącą herbatę o smaku pomarańczy. Testuję, poprawiam, wgrywam na serwer, konfiguruję. Dodaję informacje, wczepiam zdjęcia, i oto jest - idealna, zwalidowana, poukładana i jeszcze nienaruszona strona. Chwilowo bezpańska. Jeszcze tylko moja. One perfect moment.
Tick.
Wygodnie oparta o poduszki, pijąc aromatyczną kawę, czytam Pratchett'a. Kartka za kartką smakuję historię, którą już znam. Z uśmiechem witam kolejne postacie, jak dobrych przyjaciół w mroźny wieczór. Mija czas. Rafał przynosi kawałek herbacianego sernika, zielony kęs rozpływa się w ustach, lukier dodaje doznaniu głębi.
Ciche mruczenie splata się z szumem wiatru za oknem, przyginającym wiotkie gałęzie brzóz. Biorę łyk kawy, unoszę głowę i przez jedną krótką chwilę jest. Szara, drobna kotka w drugim końcu tapczanu. One perfect moment.
Tick.
Zatrzymać chwilę nim zniknie, zapamiętać, wyryć w synapsach i na kartach pamięci. Uwięzić wspomnienie i nie dać mu odejść. Trwać.
Ava wskakuje na tapczan niosąc w zębach zieloną mysz. Patrzy na mnie, a w jej oczach widać świat. Dopijam kawę.
Tack.
Even with nougat you can have a perfect moment.
22 January 2010
W taki dzień jak ten mam po prostu dość.
Wszyscy czegoś chcą, mnóstwo rzeczy do zrobienia, a człowiek w pewnym momencie nie daje rady. Nawet wysłanie głupiego maila wydaje się nie do przeskoczenia.
Powinnam. To słowo jest niczym koszmar. Powinnam...
Powinnam odpisać na email w sprawie strony, bo mogę stracić intratne zlecenie.
Powinnam.
Powinnam odpisać na kolejny email w sprawie strony, która dałaby mi szybkie kieszonkowe.
Powinnam.
Powinnam przeanalizować wymagania do grafiki, którą chciałabym po prostu zrobić, ot tak, dla kasy.
I powinnam odpisać pewnemu zdesperowanemu chłopakowi, który nie ma źródeł do magisterki.
I jeszcze dokończyć Dzienniczek. Też powinnam, ale skoro nie płacą, to nie kończę. Powinnam im to napisać jakoś delikatnie, ale już nie mam do nich siły.
I jeszcze jednemu klientowi powinnam napisać na jakim etapie prac jesteśmy. Pewnie by się ucieszył. Ale już nie mogę myśli sklecić. Ani jednej.
Zrobiłam dziś pizzę, mus czekoladowy, posprzątałam, odebrałam paczkę, przestawiłam domeny, usunęłam wyjątkowo wrednego trojana, zrobiłam kilka działów na stronie, chwilę poczytałam, nakarmiłam i posprzątałam u Zwierza, oceniłam kilka stron. 14 godzin pracy. Mój dzień.
Powinnam coś z tym zrobić. Powinnam...
Kategorie: codzienność, praca,