...
04 November 2008
Znów nadszedł listopad, a wraz z nim rozpoczęło się życie na wyspie. Co rano, gdy się budzę i co wieczór, gdy szykuję się do snu, za oknami tylko szary całun mgły. Szczecin znika w białych oparach koło siedemnastej, by wyłonić się z nich tuż po dziesiątej dnia następnego. Z mgieł niekiedy prześwitują szczyty drzew po drugiej stronie drogi, a niekiedy jedynie złote brzozowe liście tuż obok okna. Wytłumione dźwięki nie sięgają poręczy mojego balkonu.
Jest tak bardzo melancholijnie i pięknie, tak dogłębnie jesiennie, że niemal zbyt idealnie. To taka wręcz książkowa, filmowa jesień, jakby czerpała inspirację z romantycznych poematów. Jest nierzeczywiście.
Kocham taką jesień, kocham wieczory z mgłami za oknem, złote, wilgotne liście pod stopami. Jabłka, cynamon, czerwone wino i złote pomarańcze. Powoli, melancholijnie, moja dusza wypełnia się sennym oczekiwaniem.
Jesienna jestem.