I tylko ciemność mruczy niczym dymny kot
01 July 2012
Przeszłość dopada w najmniej oczekiwanych momentach.
Jestem najmniej odpowiednią osobą do ratowania Maćka, kota Babci. W takich chwila to, co przeszłam wraca. Nabyta wiedza nie pomaga - połączona z uczuciami po Pyśce i Kasi sprawia, że wpadam w panikę. Drżą mi ręce, nie mogę oddychać. Stoję na klatce schodowej z kontenerem w dłoni i cała się trzęsę. "Tylko nie znowu, nie znowu, nie już."
Moja rodzina taka jest. Gdy pojawia się problem, albo go omijają, albo zrzucają na innych. Znajdują miliony wymówek, by wmówić samym sobie, że to nie ich sprawa lub nie ich wina. Że to świat jest wstrętny, bo zwala na nich same problemy. Nie jestem taka, nie będę taka, dlatego stoję na tych schodach z chorym kotem i próbuję zapanować nad sobą.
Świat się na nich nie uwziął, po prostu taki jest. Nie są jedynymi stojącymi przed problemem opieki nad Babcią, stresem w pracy czy chorobą. Tylko oni nie stawiają temu czoła, odkładają rozwiązania na później, tłumacząc sobie, że "nie, bo...". Nie próbują zrozumieć lub działać, zanim sytuacja nie postawi ich pod ścianą. A wtedy przeważnie jest jak z tym kotem - zbyt późno. A wystarczyło nie czekać, aż wrócę z urlopu, tylko samemu zabrać go do weta.
Później zaś żyją w poczuciu winy, rozczarowania i rozżalenia. Najczęściej obwiniają innych. Chowają te swoje urazy i pretensje, nie rozmawiają o problemach, ukrywają się w morzu niedopowiedzeń. I każdy żal się nasila, każda pretensja robi większa podsycana własnymi wyobrażeniami o swoim cierpiętnictwie w imię dobra innych.
Odkąd pamiętam pracuję nad tym, żeby nie być taka jak oni. Żeby ponosić odpowiedzialność, przewidywać i zapobiegać, rozumieć, co robię źle i uczyć się na błędach. Nie okłamywać samej siebie, rozmawiać o problemach i uczuciach. Nie pobłażać sobie - nigdy - i kontrolować swoje słabości na każdym kroku. Aż je rozpracuję, rozłożę na czynniki pierwsze i sprawię, że przestaną być słabościami.
I dlatego jutro znów wpakuję tego biednego, spisanego już przez Babcię na straty kociaka w transporter i pojadę z nim na zastrzyki. I będę tam stała, uśmiechała się i udawała, że wszystko jest ok. A że ciemność w sercu? Przecież znam tę ciemność, znam od lat.
Do oddychania też się można zmusić.