Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Komentarze - Pięta Achillesowa

Pięta Achillesowa

01 January 2006

"... mówi, że jesteśmy tacy sami." "Bo jesteśmy." "Wiem." Sylwester zaskoczenie. A teraz zamknąć to w sobie, zapamiętać i tak zostawić. Tylko dla innych można być silnym, nigdy dla siebie.
Komentarze - Nic

Nic

02 January 2006

Ból w mojej głowie. Ostre pulsowanie oznaczające, że migrena powróciła i mogę resztę dnia wykreślić z życiorysu. Niekiedy mam powody, żeby być wdzięczna światu - jestem mu wdzięczna za Ibuprofen. A dziś zbudziłam się rano i zobaczyłam biel. Absolutną biel za oknem, bez konturów domów, zarysów drzew. Pewnie w nocy w Szczecinie olbrzymy kurzyły faje i całe miasto utopiły w dymie. Uwielbiam taką mgłę, gdy podchodzę do okna, a za nim nie ma nic, tylko biel. Mój pokój zdaje się wtedy dryfować w nicości, na krawędzi istnienia. Podobno życie jest jak przelot papugi przez oświetlony pokój, poza którym jest tylko czerń. Pustka ma dla nas właśnie te barwy, jest czarna lub biała. Nasza wyobraźnia jest ograniczona. Bo jeśli jest absolutnie pusto, nie ma absolutnie nic, to nie ma światła, a więc kolorów też nie ma. Nadal próbuję zmusić mój mózg do uznania faktu, że zanim powstał Wszechświat, nie było absolutnie niczego, a więc zrozumieć, że nie było żadnego miejsca, żadnej materii, żadnego czasu. Nie było nic - a więc nie było też pustej przestrzeni, bo ta jest ograniczona w jakiś sposób. Jak z niczego może powstać coś i rozszerzać się, skoro nie ma przestrzeni, w której istnieje i w której mogłoby się rozszerzać? I jak przy tym może być nieskończone? Mgła się podnosi. Domy wyłaniają się spod oparów, jakby od zawsze tam były. Jak zrozumieć "zawsze"?
Komentarze - Step by step

Step by step

04 January 2006

Drugie rowerki u Mitsu za mną. Tym razem przeżycie szalenie bolesne, bo kolano nie podziela mojego entuzjazmu. Mimo wszystko - jakoś jadę. W znaczący sposób pomaga mi fakt, że głównie w pozycji drugiej, podczas gdy inni dobijają pośladki, ale też dobrze. Kiedyś nie byłam w stanie przejechać nawet trzech piosenek, teraz wytrzymuję wszystko. Tylko nie za dobrze mi na samym końcu i nie wiem, ze zmęczenia czy bólu. Anemię wykończyłam końskimi dawkami żelaza, może pora załatwić kolano chirurgiem? No i badanie krwi trzeba by zrobić, sporo czasu minęło od ostatniego. Zabawne, jak Active zmienił moje życie, jakiemu praniu poddał mój umysł i poglądy. W pewnym sensie, gdy było bardzo źle, wariacka fascynacja Anką pomogła mi przetrwać. Tak, jakby ktoś podniósł mnie za ramiona z ziemi, otrzepał kurtkę, spojrzał w oczy i stwierdził: "No, już dość. Teraz pokaż, że jesteś dzielną dziewczynką." I jeśli jest coś, czego naprawdę obecnie żałuję, to fakt, że pozwoliłam temu zaniknąć, że w sumie sama się odsunęłam. Patrząc dziś, jak zabawnie rusza biodrami, stwierdziłam, że nadal jest dla mnie kimś wyjątkowym. To ona pokazała mi fitness, a fitness uratował mi życie. Inaczej myślę, inaczej podchodzę do samej siebie, bardziej siebie cenię. I mozolnie, powoli, z trudnością, próbuję odbudować coś, co głupio zniszczyłam w sobie przez ostatni rok. Miłość do ruchu. Może kiedyś, stawiając kolejny krok na stepie, znów poczuję, że ciemność istnieje tylko po to, żeby definiować światło. I że nie ma takiej granicy, której nie mogłabym pokonać. Promień światła tańczy wraz ze mną, łowię każdy ruch, nim nadejdzie ciemność
Komentarze - ...

...

05 January 2006

Czego Usagi się musi nauczyć? Trzymać język za zębami.
Komentarze - WOŚP

WOŚP

08 January 2006

Wczoraj zaszczyciliśmy z Mroziem operetkę. Wrażeń pozytywnych mało, za to po truchtaniu na niebosiężnych obcasach, moje kolano poddało się ostatecznie i boli jak szalone. No i jak ja teraz będę przed WOŚP-em uciekać?
Komentarze - Personalizacja witryn internetowych

Personalizacja witryn internetowych

10 January 2006

Wartościowy przegląd zastosowanych metod personalizacji oparty na analizie literatury i źródeł amerykańskich (głównie). Praca ma istotne walory dydaktyczne i inspiruje do prac badawczych. Prof. Wiliński Kilka dni mojego życiorysu w tych dwóch zdaniach. W tego Sylwestra nie składałam sobie żadnych obietnic, nie miałam żadnych życzeń. Ale mam jedno: chciałabym, żeby moja praca doktorska została podobnie oceniona.
Komentarze - dziewczęce ciała

dziewczęce ciała

11 January 2006

Powiem tak - to trzeba przeczytać!
Komentarze - Węzeł gordyjski

Węzeł gordyjski

12 January 2006

Chyba pora popełnić coś więcej niż te lakoniczne kawałki. Sęk w tym, że ciężko ubrać w słowa to, co się u mnie dzieje. Noszę w sobie kłąb uczuć tak różnych, że sama nie wiem, za którą nitkę pociągnąć i co się na jej końcu pojawi. No to spróbujmy... Najpierw ta krótka, czerwona - gniew, rozczarowanie, niechęć, uraza i chłód. Ktoś mnie bardzo ostatnio rozczarował, do kogoś innego straciłam resztki szacunku. Ponosimy odpowiedzialność, to ważne, by o tym pamiętać. Czarna teraz, o ta się długo wije. Nienawiść spleciona w aksamitną nić. Złość. Wstyd i zaprzeczenie, bo czarna nitka tak mocno opleciona brązową, że tworzą niemal jedność. Mam poczucie winy za niezrozumienie i brak cierpliwości. Ale i szary sznurek tu jest - zmęczenie tym wszystkim, bezsiła. Obróćmy kłębek - jest i zieleń. Kiedyś blada i cienka, teraz coraz mocniejsza. Sympatia, wsparcie i duma. Coraz bardziej lubię być z nią i koło niej. Fioletowy sznurek ciągnie w drugą stronę. Tu jest zaufanie, wsparcie, świadomość bytu i obietnica deski serów w Teinie, na którą już się cieszę. Troska i same pozytywne uczucia. Zapach ajerkoniaku i mokrych drzew na szlaku. Jasny, beżowy sznurek nie daje o sobie zapomnieć - bezpieczeństwo, pewność, miłość, śmiech lecący w chmury. Potrzeba bycia blisko, świadomość jedności. Kolejny obrót kłębka - granatowa nitka wpada mi w rękę. Nic dziwnego, że na końcu zasupłana z białą. Tu jest więź nierozerwalna, tu jestem ja i on i moje 28 lat za nami. I jego spowiedź i moje zrozumienie. Pomarańczowy sznureczek pachnący pomarańczami. Tu jest zaplątanie, przywiązanie, oczarowanie. Wije się, wije nitka, wije się, wije, już 3 rok. A w tym wszystkim biel - składana z wszystkich odcieni, z niepewności, samorealizacji, wariactwa, szczęścia, wiecznej tęsknoty. Z dali i chmur, z zapachu sosen. Ze strachu o pomruk kota i z ciepła tego pomruku. Z umiejscowienia i odmiejscowienia, z nadziei i bezsiły. Ja, wciąż biała, bo nadal nie określona. Biała, bo znając granat, pozostanę nieokreślona jeszcze długo, jeśli nie do końca. Węzeł uczuć. A nad nim purpura oczekiwania. Czekam na złoty ostrza blask.
Komentarze - Let's feel lonely

Let's feel lonely

16 January 2006

Chciałam tu coś napisać dziko radosnego, pełnego werwy i uśmiechów tak wielkich, że aż proszących się o emoty. Chciałam napisać o ostatnim pumpie, który jeszcze czuję w naramiennych i o tym, że musiałam spaść na samo dno, żeby znów mieć motywację do wspinania na szczyt. I o tym, że kocham kolor pomarańczowy. Nic z tego. Znów będzie marudzenie. Przez ostatni tydzień zapierdalam jak mały motorek nad AFES-em. Wizja doktoratu powoduje u mnie dreszcze strachu. Nienawidzę miejsca, w którym mieszkam i coraz bardziej ludzi, z którymi dzielę tę przestrzeń. Nienawidzę ich starości, nawyków, fanaberii, bezmyślności i pierdolenia ciągle o tym samym. Wstydzę się tego, że mnie tak wkurzają. I jest mi głupio z tego powodu. Przeraża mnie mój wiek, to, że czuję się stara, nieatrakcyjna, zmęczona. To, że mam coraz mniej znajomych i w sumie coraz mniejszą potrzebę kontaktów. To, że najchętniej rzuciłaby to wszystko i zwiała gdzieś w świat (obecnie obstawiam południową część Afryki) i to, że mam za mało odwagi, żeby się na to zdobyć. Przykro mi, że Mroziu traktuje mnie coraz bardziej jak kumpla, a coraz mniej jak swoją kobietę. I że przez ostatni miesiąc egzystujemy nie razem ale obok siebie. I jeszcze że przez ten cholerny doktorat nie mogę zaszyć się w górach albo Activie i udawać, że problemu nie ma. Fatalnie zaczęłam ten rok.
Komentarze - Orryyyaaaa!

Orryyyaaaa!

16 January 2006

Wow. Dzisiejsze Hi/Lo to był majstersztyk, było po prostu boskie. Fruwałam tam sobie ze wszystkimi i lamiłam nieprzeciętnie, ale dla takiego czegoś warto żyć. To za takie zajęcia właśnie Boska Kobieta jest Boską Kobietą. Za takie Hi/Lo i taki pump jak w piątek. Za te emocje, za tę radość, ten śmiech i za to, że wracam zmęczona, ale mogłabym góry przenosić i usta mi się nie zamykają od opowiadania, co było. Pomiędzy plątaniną kroków nie było miejsca na pracę, stres i tą wszechogarniającą złość. Ruch jako terapia, jako zapomnienie i wyzwolenie. A pomiędzy tym wszystkim roześmiane oczy Boskiej Kobiety. I może nigdy już nie osiągnę stanu tego zauroczenia, co dawniej - nawet największy ogień z czasem przygasa. I może nie mogę nawet marzyć o byciu dla niej kimś więcej, niż lepiej znaną klientką klubu, bo nie można ludziom narzucić na siłę przyjaźni. Nie ważne. Ważne, że dziś śmiałyśmy się do siebie w pędzie kroków i obie przez chwilę byłyśmy w tym samym świecie. Może nawet przez moment czułyśmy tę samą radość. W rytmie kroków - Ty Bo nie istnieje nic, proszę, uwierz mi, nie ma nic... ni smutku, ni gniewu czy łzy gdy w żyłach, gdy w sercu i w głowie, gdy w całej mojej osobie króluje rytm... Obiecam Ci, że gwiazd tysiące może do stóp Ci lec, i zachodzące słońce, żarem wypełni Ci krew... wystarczy chcieć A jeśli kiedyś zapomnisz lub zgubisz sens pamiętaj to, że nie ma nic zaufaj mi... bo nie ma nic kiedy jest rytm i kiedy w rytmie istniejesz Ty...
Komentarze - AFES v.2

AFES v.2

18 January 2006

Żeby nie było, że ja tylko marudzę ostatnio. W przerwach ciężko pracuję! -> zobacz
Komentarze - powolutku tym walcem, żeby sobie cierpieli

powolutku tym walcem, żeby sobie cierpieli

20 January 2006

Był kiedyś taki żart: Pani w szkole: Jasiu, przyprowadź tatę! Jasiu: Tata nie żyje, przejechał go walec. Pani: No to mamę! Jasiu: Mamę też przejechał walec. Pani: To przyprowadź dziadka. Jasiu: Przejechał go walec. Pani: No to babcię! Jasiu: Babcię też przejechał walec... Zmartwiona Pani: Biedny Jasiu, to co Ty teraz dziecko będziesz robił? Jasiu: Dalej będę walcem jeździł! Weszłam do łazienki i odkryłam, że babcia wczoraj prała, wyłączyła pralkę w połowie prania i zostawiła w niej mokre rzeczy. Dziś radośnie stwierdziła, że się je tylko przepłucze i będzie ok. Smród po otwarciu pralki mnie powalił. Pół biedy, gdyby prała swoje - zaczynam mieć totalną znieczulicę na to, co się wiąże z dziadkami, ale w swej ogromnej łaskawości wyprała też ubrania moje i Mrozia. Nie wiem, jak unicestwię ten zapach, w każdym razie piorę od nowa. Chora jestem na ten dom. Otwieram oczy i zanim zdążę się na dobre obudzić, już rzucam kurwami pod nosem. Nienawidzę do niego wracać, mam ochotę zamknąć się w pokoju i udawać, że mnie nie ma. A jak zwracam uwagę, że coś śmierdzi w lodówce, że po smażeniu, mogliby okno w kuchni otworzyć, że woda się zaczyna lać spod kibla i trzeba przypomnieć Krzyśkowi, żeby uszczelnił, to się dowiaduję, że zrzęda jestem. Jak nie zwracam uwagi tylko to robię za nich, to też jest źle. Bo coś tam wyrzuciłam, bo zimno, bo Krzysio się nie wyspał. Zaczynam wpadać w depresję. Będę stąd spierdalać ze śpiewem na ustach!
Komentarze - Still and unchangeable

Still and unchangeable

20 January 2006

Się zmachałam. Styrałam, rzekłabym nawet, jak ten koń. Negatywne emocje przetworzyłam na wściekłość, wściekłość w zacięcie, zacięcie w power. Jejku jej, cudowny pump... W tych niebieskich oczach mogłabym się topić codzień. Te szybkie uśmiechy dodałyby mi sił nawet na dnie rozpaczy. Te krótkie chwile, takie jak ta dziś... są jak skarb, którym nie da się podzielić z nikim więcej. Krótkie momenty, gdy dobrowolnie, na moment, odsuwa zasłonę i wsuwa się w mój świat. I zanim zdążę zareagować, znów cofa się za ustaloną granicę. A koło mnie znów tak bardzo, bardzo pusto... Nie wiem, czy ktoś spoza potrafi to zrozumieć. Nie wiem, czy ja rozumiem. Ale nie oddałabym tych chwil za żadne skarby świata.
Komentarze - Lie-to-myself

Lie-to-myself

21 January 2006

Pralka znów w rozsypce, whatever. Zostałam skrytykowana przez osobę, która odwiedziła mój blog jednorazowo, ale już mnie poznała na tyle, żeby oceniać. Nie mam pretensji do tej osoby, w końcu jest człowiekiem. A ludzie lubią być wyroczniami w sprawach innych. Zauważyliście to? Uwielbiamy się wypowiadać, oceniać, radzić. Wymądrzamy się na cudzych blogach tworząc radykalne opinie, próbując narzucić nasz punkt widzenia, zmienić czyjeś życie. A czemu nie swoje? Czemu nie potrafimy w ten sposób podejść do swoich błędów? Czemu zawsze znajdujemy dla siebie wytłumaczenia, ale dla innych jesteśmy tak bezlitośni? Pratchett nazwałby to pewnie lie-to-myself - okłamywanie samego siebie, ale w znacznie szerszym aspekcie. Chronimy się w ten sposób przed światem i sobą, bo ludzkość nie może żyć bez drobnych kłamstw. Problem pojawia się jedynie wtedy, gdy lie-to-myself staje się sposobem na wszystko, a kłamstwa przez nie produkowane stają się zbyt duże. Jedna notka i zostałam oceniona jako ta zła. Jedna na 689 wszystkich zapisków, w których o dziadkach było wiele napomknień. Krytycznych i nie, bo przez 10 lat wspólnego mieszkania różnie nam się układało. Teraz układa się źle. Odrzućmy lie-to-myself. Część z tego jak się układa, to moja wina: jestem zmęczona, zestresowana i niecierpliwa. Ale nie tylko moja. Kolejne wielkie kłamstwo? Mit, że ludzie starzy są bez winy i wad, bo są starzy. Starzy ludzie to młodzi ludzie, którzy przeżyli życie. Mają tak samo wady, jak wszyscy. Mogą być złośliwi, małostkowi, zawistni. Mogą być głupi i przemądrzali. Starość nie eliminuje wad, a jedynie je nasila. Moi dziadkowie mają spory udział w tym, że jest źle: niewdzięczność, egoizm i zakłamanie. Z wiekiem nie stajemy się ideałami i przestańmy okłamywać siebie, że jest inaczej. Odrzućmy pozory - blog jako twór subiektywny zawiera tylko to, co bardzo mocno dotyka. Więc będzie o kłótniach, awanturach, niedobrych emocjach. Będzie o tych sprawach, o których nie zawsze mogę powiedzieć, bo gdzieś je muszę odreagować. Będzie przerysowany i nie będzie w nim nic na temat planowania z babcią świąt, rozmów porannych czy żartów. Bo tak wygląda codzienność, o codzienności się nie pisze. Tym, którzy mnie odwiedzają regularnie, chciałam podziękować. Tak po prostu, za nieocenianie, za zrozumienie a może nie, ale przede wszystkim za to, że chce im się mnie poznawać krok po kroku, nie na podstawie jednej notki. UPDATE -------------------------------- A tym, którym się nie podobam, którzy nie mogą mnie polubić, nie mogą zaakceptować tego, kim jestem, mówię do widzenia. Bo nie piszę tego bloga pod publikę ani dla szerokiego ogółu, tylko dla siebie. Lubię przelewać myśli, uczucia na papier, a czasem po prostu składać słowa bez sensu. Nie zastanawiam się, jaki obraz siebie tworzę, bo mnie to nie interesuje. Egoizm, egocentryzm? Na pewno, ale co z tego? Nie jestem w końcu nikim ważnym, więc mogę sobie być kim chcę. Nie piszcie mi komentarzy, w których mnie obrażacie - wykasuję i zapomnę, po co tracić energię? Czujecie się w misji uświadomić mi moje błędy? Ja znam swoje błędy i nadal będę je popełniała: te same lub inne, bo na tym polega nauka. I zamiast analizować moją psychikę, zanalizujcie swoją - czy rzeczywiście jesteście tacy idealni, żeby mówić innym, jak mają żyć.
Komentarze - (poza tematem)

(poza tematem)

22 January 2006

Wow... za oknem -15... wow... ale fajnie. Samochód nam zamarzł. Odśnieżanie przypominało pracę lodołamaczy. Kry na 1 cm grube się sypały... Hihi, na wakacje jadę na biegun dowolnie wybrany. W końcu w połowie Kamińska jestem.
Komentarze - wonderfull personality

wonderfull personality

23 January 2006

Skoro jesteśmy we własnym gronie, zdradzę Wam największą tajemnicę Usagi - JESTEM IDEALNA. I zaraz śpieszę dodać, że zupełnie nie w tym kierunku, w którym bym chciała. Mój kochany Terry Pratchett, wyrocznia mojego życia, co chyba akurat dało się zauważyć, stworzył swego czasu mnie - postać Agness Nitt, tak żałośnie podobną do mnie, że się w głowie nie mieści. Każda wzmianka o tym dziewczęciu wywoływała u mnie uczucie zażenowania. Kiedy ktoś opisywał Agness, ograniczał się przeważnie do dwóch zdań: "Ma wspaniałą osobowość. Oh, i ładne włosy." Scena z mojego życia wzięta. Wspaniała osobowość Agness wyrażała się tym, że Agness zawsze była grzeczna, zawsze szanowała starszych, pomagała rodzicom, ubierała się stosownie i największe przekleństwo, które zdołała z siebie kiedykolwiek wydobyć brzmiało: "poot, sugar" - w moim wykonaniu "kurcze blade" per "motyla noga". Ponadto pisała okrągłym dziecięcym pismem, w pokoju miała pluszaki i używała różowego papieru listowego. Sugar, sugar, sugar!!! Jednak Agness Nitt (swoją drogą co za imię pozbawione perspektyw) wyhodowała sobie alter ego - Perdittę X Dream. Perditta, jak łatwo zgadnąć, była zupełnym przeciwiństwem, które tyranizowało Agness z wnętrza jej głowy i przyprawiało ją o wieczne poczucie winy. Dość o Agness i Perditcie, wróćmy do Agnieszki i Usagi. Jako Agnieszka jestem jak Agness - idealna. Nie klnę, co i rusz komuś pomagam, kocham wszystkie zwierzaki, lituję się nad cierpiącymi, umiem gotować (aż za dobrze) i przychodzi mi to bez trudu. Umiem szydełkować (tak, Moonchild! Umiem, doskonale) i szyć. Lubię sprzątać, naprawdę. Mam rękę do kwiatów, dzieci mnie lubią, mam mocno zakorzenioną opiekuńczość i poczucie obowiązku. Wszystko to, co tworzy wonderfull personality. Oh, and good hair too. Poot! To co czytacie na tym blogu to wyjąca z rozpaczy Usagi. Podobnie jak Perditta Agness, tak Usagi jest ucieleśnieniem (uduchowieniem?) tego, kim naprawdę chciałabym być. Siedzi w mojej głowie i walczy o prawo głosu. Skutecznie nawet, z czego bardzo się cieszę, bo mnie równoważy. I zapobiega byciu tym nieszczęsnym ideałem kobiety udomowionej. Poot! Damn! Sugar! Shit! Oh i motyla noga też.
Komentarze - po polskiemu z hamerykańskiego

po polskiemu z hamerykańskiego

24 January 2006

Piszę ten doktorat i mnie przerażenie ogarnia. Moja znajomość angielskiego nie jest porażająca, określiłabym ją raczej jako bierną, bo przeczytać no problemo, ale już naskrobać coś to wysiłek, o swobodnym i poprawnym mówieniu nie wspominając nawet. Moje problemy to jednak nic w porównaniu z problemami innych. Cały mój doktorat tyczy się adaptacyjnych serwerów i personalizacji, o których to w Polsce na uczelniach cicho-sza. Coś tam niby dzwoni, ktoś tam niby bada, ale generalnie nikt nic nie wie. O źródłach zapomnij. W całym polskim Internecie dwie pozycje, nawet nie książki, a jedynie artykuły, które rozjaśniają nieco mroki niewiedzy... Taa... rozjaśniają... o ile nikt nie próbuje ich dokładnie przeczytać. Problem w tym, że mnie przyszło się z nimi zapoznać. Ponieważ staram się czytać ze zrozumieniem, w końcu mam to potem przełożyć na swoje, więc wypadałoby coś z tego kumać, zaczęły mi się rzucać w oczy dziwne niespójności. Z tego wszystkiego aż zajrzałam do źródeł, czyli literatury głównie anglojęzycznej. Zauważyłam dwie rzeczy - autorzy polscy zrzynają generalnie wszystko słowo w słowo, a przy tym, o zgrozo, generalnie nie rozumieją, co zrzynają. Podsumowując, banialuki sadzą. No i co mnie podkusiło z tym rozumieniem? Piszę doktorat niemal od nowa. Głównie z oryginalnych źródeł, czyli wspominane już kilka razy Mobashery, Perkowitze, Agrawale, Jiny i Imielinskie, oraz inne hamerykańskie specjalisty. I zaczynam poważnie zastanawiać się, po cholerę piszę to w języku polskim? Nakład czasu i sił na przetłumaczenie tego wszystkiego na język ojczysty jest co najmniej dwukrotnie większy niż zmodyfikowanie oryginalnych urywków. Do tego przekładam z języka precyzyjnego, na nasze, czyli rozmyte. I tylko przeraża mnie, że pracownicy naukowi, którzy mienią się polskimi autorytetami w sprawach personalizacji, nie potrafią nawet zrozumieć tego, co próbują tłumaczyć. I że w takim razie wogóle próbują. Wstyd.
Komentarze - ...

...

25 January 2006

Dosyć mam. Niech mnie ktoś przytuli...
Komentarze - po słowiczej podłodze

po słowiczej podłodze

27 January 2006

Sypnęło mi się wczoraj dobrymi wiadomościami. Człowiek lubi przypływy gotówki. Dziś passa trwa, więc szykuję się na cios od losu. Teoria Rincewinda w pełnym zastosowaniu - jak jest dobrze, to może być tylko gorzej, a jak już jest gorzej, to zawsze może być jeszcze gorzej. Chwilowo mam dosyć wysoki pułap do spadania i tego się boję. Doktorat mnie dobił, więc w zawieszeniu przetrawiam dane. Kupiłam sobie wczoraj "Po słowiczej podłodze" Lian Hearn, żeby dla odmiany poczytać coś po polsku i starczyło mi książki na 5 godzin. Teraz nie wiem, co z nią zrobić, pewnie sprzedam na Allegro. Cholera, przestaje się opłacać kupowanie czytadeł, zwłaszcza że jak raz przeczytam, to potem pamiętam przez lata. Intelektualnie znudzona jestem.
Komentarze - Takie sobie spostrzeżenie

Takie sobie spostrzeżenie

29 January 2006

"Błogosławieni ubodzy duchem, bowiem to ich jest królestwo niebieskie" Borowinka ma dziś swój wielki dzień - chrzciny. Z przerażeniem myślę, że mam znów siedzieć w kościele i robić za manekina. Wszyscy wstają, ja wstaję, wszyscy siadają, no to ja też. Zero sensu, zero wyższych uczuć. Pacynka na uroczystości przyjaciół. Jedyna ateistka w grupie. No ale im zależy, więc i mnie też. Religia jest dla mnie czymś jasnym i zrozumiałym. Niestety pojmuję ją raczej odmiennie niż większość i większość mogłaby się poczuć moim pojmowaniem religii urażona. Gorzej, że obserwując większość, tylko utwierdzam się w swoim pojmowaniu. Dla odmiany hipokryzja jest dla mnie pojęciem nie do pojęcia. Nie rozumiem, jak człowiek rozumny może zaprzeczać faktom i wierzyć w swoje zaprzeczenia. Tak samo, jak może bezmyślnie powtarzać słowa i nie zastanawiać się nad ich sensem?
Komentarze - Notka nr 1

Notka nr 1

30 January 2006

Byłam, przeżyłam. Oczywiście się nie dostosowałam. Stałam tam, patrzyłam na tych wszystkich ludzi, słuchałam, jak szeptali i śpiewali, powtarzali wyuczone regułki. Zastanawiam się, czy któryś z nich się wsłuchał w to, co było mówione, czy ktoś to zrozumiał. Ponad 40 razy padło w jednym liście słowo "posłuszeństwo". Ponad 40 razy powiedziano tym ludziom - podporządkujcie się, ślepo słuchajcie, negowanie jest złe, prowadzi do samych nieszczęść. Choćby z samego tego powodu ja bym się nie podporządkowała. Denerwują mnie nakazy. Gdyby nie to złe negowanie nadal myślelibyśmy, że Ziemia jest centrum wszechświata, że nie istnieje Ameryka, nie oderwalibyśmy się od ziemi i umierali na choroby nie próbując ich leczyć. To, co osiągnęła rasa ludzka, zawdzięcza tym, którzy negowali. Buntownikom, którzy zadawali pytania. Skąd się biorą błyskawice i jak je ujarzmić? Z czego składają się skały? Skąd się wzięli ludzie? Stałam tam, pośród modlącego się tłumu, w swoich wysokich butach i czarnym płaszczu, w którym czuję się piękna i zimna i byłam niczym bezimienny obserwator. Jesteśmy tacy wspaniali z naszymi mózgami, a jednocześnie tak beznadziejnie głupi. P.S. A potem Borowinka wystawiała mega-party u rodziców, czyli Kasi i Bora. Siedzieliśmy do północy i było strasznie przyjemnie. Nawet poćwiczyłam dzieckiem tricepsy, ale sztanga to przy tym pikuś. Ciężki niemożliwie. Za to ja mu wróżę karierę paralotniarza. Ma chłopak predyspozycje. P.S.2. Żeby nie było, że ja znów wszystkich krytykuję. Nie krytykuję. No dobrze, może troszeczkę. Ale nie chodzi mi o to, że wiara jest głupia. Bo nie jest, jeśli ktoś wierzy to wierzy i tyle. Tylko my, ludzie jako ogół, słuchamy ale nie słyszymy. Może ja mam pecha do kazań, a może po prostu za bardzo próbuję odnaleźć w nich sens.
Komentarze - Notka nr 2

Notka nr 2

30 January 2006

Byliśmy obejrzeć mieszkanie, jak to tam nam się buduje. W sumie to na skończeniu jest. Od babci mamy szybkim krokiem 20 minut, więc nie jest daleko, do Manhattanu - 10 min z górki, a to oznacza jakieś 15 minut do Active'a. Kuchnia jest spora, w salonie mamy ogromne drzwi, w sypialni dwa grzejniki (po jasną cholerę, to nie wiem), ogromny przedpokój. Czyli wszystkiego w nadmiarze. A nie, przepraszam, mamy też braki. Na przykład nie mamy gazu. Jełopy kompletne jesteśmy. Brak słów. No, to pozytywnie jest, co nie?
Komentarze - kołysanka, senna kołysanka

kołysanka, senna kołysanka

31 January 2006

Przesiedziałam wczoraj pół Hi/Lo, bo organizm odmówił posłuszeństwa. Patrzyłam, jak wszyscy się doskonale bawią i było mi cholernie przykro. Mam ochotę wtulić się w poduszkę i nie wstawać wogóle. Budzę się już zmęczona. Nigdy nie umiałam robić zbyt wielu rzeczy na raz, nawet nie dlatego, że nie chciałam, ale dlatego, że po paru dniach nie byłam w stanie robić już zupełnie nic. Mózg się wyłączał, nogi plątały i przedmioty leciały z rąk. A teraz nawet we śnie nie śpię. Myślę, ciągle myślę i się czymś przejmuję. Jak nie doktorat, to zarządzenia Rusta, jak nie Rust, to strony, jak nie strony, to mieszkanie, jak nie mieszkanie, to przyszłość. I tak w koło macieju. Tydzień mi się kończy, zanim się zacznie, bo nagle znów jest weekend, a zaraz potem poniedziałek. I tak każdy dzień to stukot klawiatury i ekran monitora. Życie zaklęte w mechanicznym klep-klep, od którego nie ma ucieczki nawet na sali gimnastycznej. A dziś chyba mam gorączkę. I tylko Jej uśmiech i uniesienie brwi: "O, nawet Ty jesteś?". Jestem, wtedy, gdy tylko mogę, to jestem. I siedzę na cholernym krześle, bo staram się być, nawet jeśli nie powinnam. P.S. Przełożyli nam odbiór mieszkania na kwiecień. Dobrze, zdąrzę z doktoratem.
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.