Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Komentarze - One perfect moment

One perfect moment

02 February 2010

Dużo się dzieje. Jak zwykle.

Czytam "Thief of Time" Pratchett'a i tak sobie myślę, że chciałabym jak Lobsang Ludd umieć dzielić i owijać wokół siebie czas. Dni, które się ciągną, przeskakiwać w biegu. Zbyt krótkie momenty rozciągać na wieczność.

Wiśnie

Niczym dolina kwitnących wiśni, trwać niezmiennie, perfekcyjnie, aby później w jednej sekundzie okryć się owocami.

 

Tick.

Śnieg pada i zima trzyma cały czas. Przemierzam znane szlaki w nowych, ciepłych butach, niosąc do domu kolorowe, fantazyje smaki i ciesząc się na samą myśl, jak miło będzie rozpakować je w rozgrzanej kuchni.

Ava

Ava wybiega na balkon i wesoło nurkuje w zaspach znacząc idealną jeszcze przed chwilą biel śniegu wzorem łapek. A potem zmarznięta, z mokrym ogonem, wpada prosto w moje ramiona. Puchate futro pachnie śniegiem, gdy zimnym, mokrym nosem dotyka mojego policzka. One perfect moment.

Tick.

Układam na białej powierzchni kwadraty. Rysuję linie i wstawiam zdjęcia. Bawię się paletą barw. Dokładnie dzielę na części i opisuję warstwa po warstwie. A potem tworzę funkcje, doczepiam elementy, projektuję struktury danych. Składam w całość, popijając gorącą herbatę o smaku pomarańczy. Testuję, poprawiam, wgrywam na serwer, konfiguruję. Dodaję informacje, wczepiam zdjęcia, i oto jest - idealna, zwalidowana, poukładana i jeszcze nienaruszona strona. Chwilowo bezpańska. Jeszcze tylko moja. One perfect moment.

Tick.

Wygodnie oparta o poduszki, pijąc aromatyczną kawę, czytam Pratchett'a. Kartka za kartką smakuję historię, którą już znam. Z uśmiechem witam kolejne postacie, jak dobrych przyjaciół w mroźny wieczór. Mija czas. Rafał przynosi kawałek herbacianego sernika, zielony kęs rozpływa się w ustach, lukier dodaje doznaniu głębi.

Sernik herbaciany

Ciche mruczenie splata się z szumem wiatru za oknem, przyginającym wiotkie gałęzie brzóz. Biorę łyk kawy, unoszę głowę i przez jedną krótką chwilę jest. Szara, drobna kotka w drugim końcu tapczanu. One perfect moment.

Tick.

Zatrzymać chwilę nim zniknie, zapamiętać, wyryć w synapsach i na kartach pamięci. Uwięzić wspomnienie i nie dać mu odejść. Trwać.

Ava

Ava wskakuje na tapczan niosąc w zębach zieloną mysz. Patrzy na mnie, a w jej oczach widać świat. Dopijam kawę.

Tack.

Even with nougat you can have a perfect moment.

Komentarze - Who watches the watchmen?

Who watches the watchmen?

12 February 2010

Bywają takie dni, jak dzisiejszy. Po całym tygodniu biegania i załatwiania różnych spraw oraz pracy mam w głowie kompletną pustkę. Nie chce mi się nic - odpisywać na maile, myśleć nad tematami, sprzątać, gotować, a nawet grać. Wszystko wydaje mi się trzydzieści razy trudniejsze niż zazwyczaj.

Baśka pewnie by to wzięła za efekt porannych medytacji i tego, że karma ze mnie wyłazi. Dla mnie to tylko zmęczenie.

A joga i medytacje... to całe zamieszanie z karmą, oczyszczaniem z wcieleń, chakrami... Myślę, że niektórzy ludzie tego potrzebują. Że czasem trzeba czegoś więcej, jakiejś ważniejszej symboliki, żeby uwolnić się od złych emocji, zaakceptować pewne zdarzenia, inaczej spojrzeć na siebie i swoją przyszłość.

Nawet bez jogi znam siebie, potrafię zanalizować siebie dokładnie, cynicznie, do bólu. Wiem, co z czego wynika - które zahamowania kiedy nabyłam, jak sobie z nimi radzić i czy w ogóle jest sens. Uczę się na błędach - raz popełnione pomyłki rozkładam na czynniki pierwsze i przechodzę nad nimi do porządku dziennego. Są po to, by nie popełniać podobnych błędów w przyszłości. Romantyzm, ckliwość, sentymentalizm - trochę na wyrost, ukrywające dogłębnie cyniczny sposób myślenia.

Rany są po to, żeby bolały. Łzy - aby płynąć. Pamięć jest po to, żeby się uczyć. A umysł - żeby czuwać.

Who watches the watchmen? Me.

Komentarze - Oświecenie

Oświecenie

15 February 2010

O mało się w nocy nie przekręciłam. Chwilowa niechęć do gotowania zaowocowała zakupieniem przez Rafała pizzy. Smacznej pizzy, muszę przyznać. I jak się później okazało, dla mnie akurat zabójczej. W osobistej skali zatruć - 5 punktów na 6, gdzie szóstka to był jad kiełbasiany. 

Jako kompletnie nielekarskie zwierzę, leczyłam się tym, co zawsze - mocną herbatą. Jak zawsze pomogła. Ruszam się i nie mam dreszczy. I tylko nadal doskonale wiem, gdzie przebywa mój wyrostek.

Ciekawe, że w chwilach słabości, człowiek jest blisko oświecenia. Nie jakiegoś konkretnego, każdego dostępnego. Niektórzy się modlą, inni obiecują milion rzeczy za poprawę, a ja wpadam w nastrój żądający. Dziś w nocy trafiło na Shivę (z racji jogi) oraz na Bastet (z racji tego, że stoi u mnie na szafce). Oberwało się też Avie, że nie chce tego świństwa ze mnie wymruczeć, a przecież każde dziecko wie, że koty mruczeniem wyciągają choroby. Każdy wie, nie? A Ava chyba nie. Niedokształcona taka.

W każdym razie "coś" mi pomogło, żyję. Obstawiam herbatę. 

Komentarze - Isn't it wonderful?

Isn't it wonderful?

16 February 2010

Od dwóch tygodni ciągle jestem w biegu i nie mogę złapać tchu. Dziś też, niedawno wróciłam ze Szczecin Dąbia. Jadąc cieplutkim tramwajem dziękowałam wszystkim zrządzeniom losu, które pozwoliły mi mieszkać w miejscu z idealnym dojazdem. Z idealnym dojazdem WSZĘDZIE. Niewiarygodna sprawa.

W każdym razie gnając przed siebie, nie nadążam z łapaniem chwil. Gdzieś mi się to wszystko zlewa w jedną całość. W jedną, absolutnie pewną całość - idzie wiosna!

Ja wiem, za oknem nadal biało i śnieg dzisiaj prószy od rana, ale upieram się przy swoim. Wiosna nadchodzi! Tuż za rogiem poprawia płatki pierwszym przebiśniegom. Wczoraj widziałam ją w pąkach magnolii przed domem, śpiewał o niej dzwoniec na topoli. A dziś potwierdza to jasność za oknem i zakochana para kaczek przycupnięta w śniegu.

I nie ma co biadolić, że zima to zima. Jak jest zima, to musi być zimno. A jak jest przy tym biało i śnieżnie, to jest pięknie. Zawsze zachwycał mnie wirujący taniec śniegowych płatków. Taki spokojny, delikatny, niemalże czuły. Jak pocałunek widmowych ust na policzku. Chłodny i zwiewny. Aż chce się unieść głowę, przymknąć oczy i zawirować wraz z nimi.

Suteki da ne?

Komentarze - Dzień Kota

Dzień Kota

18 February 2010

Wczoraj był Dzień Kota i nagle sobie wszyscy przypomnieli. Radio i telewizja aż huczały od audycji dla kotów i o kotach. Jak zwykle padały stwierdzenia, że bezdomnym kotom trzeba pomagać, że należy dbać o domowych milusińskich. Jak zwykle.

AvaPodchodzę do siedzącej w drzwiach balkonowych Avy, nachylam się i szepczę do kociego ucha: "Dzień dobry Pani Kotce. Dziś jest Dzień Kota, wiesz? Twój dzień."

Ava patrzy na mnie przez chwilę z miną oznaczającą kocie wzruszenie ramionami: "I co z tego?" Bo rozpieszczana i uwielbiana Ava, piękna rasowa norweżka rozpuszczona jak dziadowski bicz, każdego dnia dostaje przysmaki, jest głaskana, noszona na rękach i co dzień mewy kołują za oknem specjalnie dla niej. Ava wie - Dzień Kota jest codziennie.

Zmarznięte koty w bramie, które zauważam jadąc autobusem, też wiedzą - nigdy nie ma Dnia Kota. No chyba, że uznać za taki dzień, w którym w śmietniku znajdzie się kawałek ryby, albo uda się uniknąć spotkania z psem, albo nie zauważą dzieci i nie dostanie się kamieniem. Na pewno nie jest Dniem Kota ten mroźny dzień lutowy, gdy brudny, szary śnieg tworzy zaspy wokół. Dla tych kotów święto jak dla Avy - nie ma znaczenia, bo później wszystko wraca na stare ścieżki.

I tylko media szalały, co jedynie podkreśla, że zima uśpiła polityków i aktorów, i trzeba się łapać każdego tematu. I było o czym pisać na blogach, bo nagle przypomniało się, że w domu lub u rodziny mieszka jakiś kot. "Pamiętajmy o naszych kotach", a dziś już wszyscy zapomnieli znowu.

I tylko znów mewy przyleciały specjalnie dla Avy. I specjalnie dla niej sroka wije gniazdo na wprost balkonu. Będą wiosną kląskania i pomiaukiwania pełne ekscytacji, gdy wyklują się pisklęta. Na razie kotka z radością obserwuje przygotowania i leniwie popycha łapą różowo-niebieską piłkę. Dzień Avy jest zawsze.

Komentarze - Przedwiośnie

Przedwiośnie

25 February 2010

Choruję sobie. Po walentynkowym zatruciu wszystko się posypało - bolą mnie nerki i plecy, ogólnie słabo się czuję.

Co rano za oknem witają mnie mgła i zawroty głowy. W ciągu dnia mgła się unosi, a moje ciśnienie wyrównuje. Przedwiośnie, i nic więcej nie trzeba.

Planuję spokojny wieczór w kuchni, nad truflami. Pogadam z dziadkiem, powiem mu, że dostałam etat na uczelni i że pewnie byłby dumny. Powiem mu, że trochę zmęczona jestem tworzeniem stron, że szukam czegoś nowego. Gdyby żył, pogładziłby mnie zgrubiałą dłonią po policzku i powiedział, że we mnie wierzy. "Moja wnusia". Teraz pewnie się tylko uśmiechnie. A jednak kojąca jest myśl, że mogę z nim czasem porozmawiać.

  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.