...
04 June 2007
Cztery tygodnie.
A w sercu coraz ciemniej, coraz ciemniej, coraz...
14 June 2007
Ciężko się uczy nieodwracalności. Dzień po dniu, a nadal umiem zbyt mało. Trwam w ciągłym zadziwieniu, że jestem bezsilna. A serce ciągle płacze.
Niedługo obrona. Jedni straszą, inni dodają otuchy. W te albo we wte, jakoś to będzie. Ale czy ja naprawdę musiałam stracić wszystko, co kochałam, żeby móc zrobić kolejny krok? Czy naprawdę nie mógł mi zostać choć jeden element przeszłości? Zwłaszcza, że właśnie ten był dla mnie skarbem.
Jak stawiać kolejne kroki, jak budować przyszłość, gdy stworzenie będące motywacją odeszło? I choć buntuję się z całych sił, to przecież rozumiem, że nic już nie zmienię. Ja tylko nie umiem się z tym pogodzić.
Nadal czuję aksamitny dotyk jej łapek na ustach. Patrzymy sobie w oczy. Nie jawa i nie sen, tylko krok od szaleństwa. Głaszczę czule futerko na grzbiecie. "Zawsze będę z tobą".
Dotrzymałam słowa. Na weterynaryjnym stole nie tylko ona odeszła.
Kategorie: smutek, codzienność, praca,
29 June 2007
Dziwne, myślałam, że bardziej się ucieszę. Tymczasem snuję się po domu zupełnie bez celu. Wszyscy mnie pytają, kiedy opijamy, a ja nie rozumiem, czemu mam opijać cokolwiek.
NIE MA PYŚKI!
Mam ochotę wykrzyczeć im to w twarz. Komukolwiek, bo nikt nie rozumie. A jej nie ma, nie żyje, a ja jestem samotna i tak cholernie obolała od środka. Tak strasznie tęsknię. Tak strasznie... I nie rozumiem, dlaczego właśnie ona. A może można było zrobić coś więcej, zareagować szybciej, iść do innego lekarza. Cofnąć czas.
Nie ma jej ciepła i gaworzenia. Mieszkanie jest tak potwornie zimne i puste. Nienawidzę tu mieszkać. Nienawidzę balkonu, na którym miałyśmy spędzać gorące dni lata. Obniżonego parapetu, z którego miała wyglądać przez okno. Nienawidzę siebie, bo nie umiałam jej uratować. I wszystko jest mi w sumie obojętne.
Gdybym wierzyła w jakiekolwiek bóstwo, mogłabym je zabić z nienawiści.