Upał
01 August 2004
Upał zwalił się na miasto w czwartek i nie odpuszcza. Cały Szczecin tłumnie emigruje nad morze, przez co drogi przypominają trakt mrówek, zaś samo miasto jest jak wymarłe. Nieliczne niedobitki, które nie zdobyły się na rajd nad wodę, okupują trawniki Parku Kasprowicza. A żar leje się z nieba... My też w końcu uciekliśmy, ale nie nad morze - wpierw do Cedyni, potem do Niemiec. Stojąc pod pomnikiem w Cedyni podziwiałam niesamowitą panoramę. Pojezierze Pomorskie jest takie piękne! Pola żyta i pszenicy ciągnące się aż po horyzont, poprzecinane gdzie niegdzie jeziorami i kępami lasów. Niewielkie wzgórza, wielkie, niebieskie niebo. Granie koników polnych w trawie, od czasu do czasu na niebie sylwetka myszołowa. Zachwycona, oczarowana - tak właśnie się czułam, stojąc na wzgórzu, gdzie kiedyś rycerstwo polskie i niemieckie przelewało krew. I nie czułam żadnej podniosłości, świętości, dumy czy patriotyzmu. Szczerze mówiąc, nie poświęciłam tej bitwie większej uwagi. Było tylko oszołomienie pięknem krajobrazu. Nie ważne: polskim czy niemieckim, po prostu leżącym u moich stóp. Kocham środek wakacji, gdy rozpoczynają się żniwa, gdy ziemia nasączona upałem dyszy, gdy motyle, świerszcze i cała reszta małych stworzeń przeżywają radosny exodus. Położyć się w nagrzanej trawie, czuć zapach zboża, słyszeć śpiew skowronka.... Jak ubogie jest życie w mieście!