Frost to fire!
05 December 2010
Za oknem biało. Śnieg, śnieg, śnieg pada. Jak łatwo cieszyć się z zimy w nowych, cieplutkich butach i ciepłym płaszczu. Światło latarni odbija się od białej powierzchni i niemal zupełnie jasno. Tylko w górze ciemne niebo. I miliony roziskrzonych gwiazdek.
Lubię zimę. Lubię śnieg wirujący wokół mnie, mróz szczypiący w policzki, drzewa w białej szacie. Lubię zaszywać się w domu, pod ciepłym amarantowym kocem, ze szklanką gorącego soku porzeczkowego w dłoniach, z fioletowymi wełnianymi skarpetkami od Haśki na stopach i dobrą książką. Po raz kolejny czytam Wintersmith'a i po raz kolejny wzruszenie ściska mi serce.
Lubię zimę. Świąteczne lampki porozwieszane na drzewach, świątecznie poozdabiane ulice i fontanny. Choinki na sklepowych wystawach. Uwielbiam jeździć tramwajami i obserwować choinki w mieszkaniach i całe to zamieszanie przedświąteczne. Na rynku godzinami szukać najlepszych bakalii i planować, co w tym roku przyszykuję.
Lubię zimę. Powolne zamarzanie świata, by na wiosnę wybuchnąć płomieniem.
I lubię moje trwanie, w powolnym, rozkosznie ciepłym kokonie dni.
Moje wieczory bezludne.
Chwile bezimienne...
Myśli nieskładne.
I ciszę, ciszę, która drży jak najpiękniejsze skrzypce.