Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Powrót

Their destiny was foreordained... It always is...

09 October 2004

Tyram sobie. Powolutku. Trochę się przy tym nudzę, bo zadanie wybitnie nudne i wkurzające. I pewnie nie zdąrzę ze wszystkim na poniedziałek, ale zrobię to, co trzeba. Najgorsze mam za sobą. Co miało działać, działa. A w resztę wbijam sobie ;) Co się będę przemęczała ;) Chwilowo pisanie stron nie sprawia mi przyjemności. Powinnam zarzucić to na jakiś miesiąc i dać sobie odpocząć, tylko nie bardzo mam jak. I potem prosta rzecz urasta do rangi wielkiego problemu. croni -> Tak naprawdę życie nie daje wyboru. Wstawia człowieka w ramki i każe mu stać. Każe robić to, co robią inni, niewyróżniać się z tłumu, być masą. Tak jest prościej, wygodniej, bezpieczniej. Ja jeszcze walczę. Jestem w wieku, w którym wielu się już poddało, ale część jeszcze nadal stara się przetrwać. Więc mam marzenia, więc je spełniam, więc cieszę się z małych rzeczy. A jednak już czuję, jak rzeczywistość powoli rzeźbi dla mnie ramę. To takie małe myśli: "A w moim własnym mieszkaniu...", "O, 'Ludwik' się skończył.", "Muszę skończyć tę stronę, bo termin goni." I nagle z mojej niezależności, z deklaracji, że ja to nawet na plecaku mogę żyć, pozostają wspomnienia. Nie mogę żyć na plecaku, bo mam kogoś, kto mnie trzyma w domu, mam kota, którym się muszę opiekować, mam pasję, która wymaga tutejszego klubu, nie umiem żyć bez komputera... Któregoś dnia Mroziu się oświadczy. I będę musiała wybrać. Bo jeśli on, to i dzieci. Bo nie chcę unieszczęśliwiać chłopaka, który ma tradycyjne marzenia o rodzinie. A jeśli dzieci, to uwiązanie, rezygnacja z własnego życia, poświęcenie. A jeśli powiem "NIE"? Samotność? W tym kraju, gdzie nie da się normalnie funkcjonować na jedej pensji? Najbardziej mnie boli, że największą walkę muszę toczyć z własną rodziną. Z rodziną, której na mnie zależy i która chce dla mnie jak najlepiej, i nie może zrozumieć, że moje "najlepiej" nie jest tym ich. Jak mam im wytłumaczyć, że nie chcę powielać wzorowego modelu polskiej rodziny, w której po dniu niesatysfakcjonującej pracy ląduje się przed telewizorem i siedzi, zwalając winę za takie życie na partnera? Życie równie beznadziejne jak ten kraj, jak to smutne miasto, w którym żyję... Miasto straconych szans... Jak mam im wytłumaczyć, że nie chcę dzieci? Że moim celem nie jest być z kimś, ale spełniać się w tym, co robię, poznawać świat, sprawiać samej sobie radości? Jak mam im wytłumaczyć, że mnie jest dobrze z samą sobą? I jak im powiedzieć, że gdy mówią: "I na ciebie przyjdzie czas", "Mroziu się już oświadczył?", "Dorośniesz do dzieci, zobaczysz", ja się czuje jak spisana na straty. Jakby ktoś właśnie stawiał na mnie krzyżyk, mimo że ja rozpaczliwie krzyczę, żeby mi nie odbierał prawa wyboru. Ten doktor, o którym piszesz... Może on też miał szalone pomysły, ale dostał za nie od życia kopa. Może to, co zgasiło blask jego oczu, to zmęczenie. I smutna rezygnacja, kiedy zrozumiał, że nigdy nie spełni swoich marzeń. Bo życie jest kurewsko wredne... I czasem nie ma już sił, by walczyć...

Kategorie: ,

Dodaj komentarz

Aby wysłać komentarz należy wypełnić wszystkie pola oznaczone gwiazdką *.

  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.