Podsumowanie
03 February 2017
Koszmarnie długi styczeń płynnie przeszedł w luty. Śnieg stopniał i zapanowała ta smutna pogoda, gdy wszystko jest pomiędzy. Ani bardzo zimno, ani ciepło. Ani słonecznie, ani pochmurnie. Niebo ma kolor kartki papieru. Wilgotny chłód przenika wszędzie, mimo że na termometrach na plus.
Nie piszę wiele, bo komputer po godzinach pracy służy mi tylko do odbierania poczty i oglądania seriali. Nie napada mnie też ten melancholijny lub depresyjny nastrój, w którym muszę wyrzucać z siebie kłębiące uczucia i myśli.
Prawda jest taka, że jakoś leci. Szybciej lub wolniej, lepiej lub gorzej, jakoś idzie do przodu bez większych wzlotów i upadków. Pełna stabilizacja: uczuciowa, zawodowa, nastrojowa. Pławię się, napawam życiową ciszą. Odpoczywam i zbieram siły.
To dziwne uczucie: nie musieć nigdzie pędzić, szarpać się, kombinować, co dalej. Po prostu być. Mieć własny kąt na ziemi, płacić własne rachunki, nie tęsknić za kimś nieuchwytnym, nie szukać niczego innego.
Mieć czas dla siebie. I dla siebie nawzajem.
Spokojna wreszcie jestem.