cień
10 May 2021
Dzień za dniem jakoś leci.
Ogarnęłam balkon, posprzątaliśmy szafę, pozbywam się niepotrzebnych rzeczy. Na dworze wreszcie zaczyna być ciepło.
Przeraża mnie, jak bardzo nadal cierpię. Wkrótce będzie 5 miesięcy, a ja nadal płaczę, nadal się szarpię, nadal nie mam woli życia, tęsknię potwornie, mam ochotę tupnąć nogą i jak dziecko zacząć krzyczeć, że ja tak nie chcę. Że ma wrócić i tyle. Mój kotek.
To, co mnie nawet bardziej niepokoi to fakt, że mi to nie przechodzi zupełnie. Że z każdym takim odejściem narasta we mnie jakieś takie smutne znużenie i rezygnacja. Że coraz ciężej mi zmuszać się do wstawania rano, coraz mniej mi zależy na czymkolwiek, coraz bardziej po prostu mi się nie chce. Obojętnieję. Odczucia stają się coraz bardziej powierzchowne.
Gdzieś tam z tyłu głowy ciągle myślę, że mam już dość. Że już dłużej nie chcę. Żyję, bo żyję, jako cień osoby, którą kiedyś byłam. Marzyłam o podróżach, to podróżuję. Kupiłam aparat, to fotografuję. Mam mieszkanie, to o nie dbam. Ale tak naprawdę mogłabym zniknąć, tu i teraz i nie żałowałabym niczego.