Piechotą do lata
05 April 2006
Do lata, do lata, piechotą będę szła... W sumie nie bardzo mam co napisać. Zazwyczaj wiosna napełnia mnie niepokojami, marzeniami, wyczekiwaniem lata i dreszczem emocji na myśl, gdzie pojadę i co zobaczę tym razem. W tym roku jestem zbyt zmęczona, by wsłuchiwać się w wiosenne nastroje, a moja dusza krzyczy jedynie: Dość! Koniec! Daj mi odpocząć! Zastanawiam się, jak duża jest odporność człowieka na zmęczenie i stres, i kiedy moja się wyczerpie. Wcześniejsze doświadczenia wykazały, że w tej materii wypadam żałośnie. Byle do lipca - potem przez miesiąc palcem nawet nie kiwnę. Będę siedziała w Activie i odbijała sobie cały ten czas, gdy zwoje mózgowe mi się prostują ze zmęczenia, a biceps zanika. W sumie to miałam napisać o tym, jak to trzeba się czasem wyrwać w świat, że nie można ciągle siedzieć w tym samym otoczeniu, bo zwariować idzie. Ale nie chce mi się. Nic mi się nie chce. A wogóle to strasznie mi smutno, że Stanisław Lem nie żyje. Bardzo, bardzo smutno. Dla mnie był wieszczem ludzkości, bo mówił ludziom prawdę o nich. Niesamowicie mądry człowiek. I nikt za niego mszy na Błoniach nie wyprawiał, nikt portali na czarno nie przemalowywał. A może właśnie trzeba było, do cholery!