Hush, hush, cicho-sza
16 October 2006
Mgliście i szaro. Jesiennie. Otwieram drzwi i wychodzę na balkon. W nozdrza uderza zapach chłodnej wilgoci i żółknących liści. Wciągam go łapczywie, głodna tych wszystkich uczuć, które ze sobą przynosi. Melancholii, tęsknoty, nieprzystosowania.
Chłód poranku na sztorc stawia włoski na ramionach. Taką porą najłatwiej byłoby mi odejść. Odwrócić się od tego wszystkiego, co reprezentuje "teraz" i pójść w nieznane. W spadających liści deszcz. W mglistą przyszłość.
Świerzbią koniuszki palców, niespokojnie trzepocze serce. Jest nas dwie. Jak zwykle rozdwojona. Ta, która chce zostać i ta, która chce odejść. Miękkie światło, ciepły koc, pachnąca słońcem herbata kuszą bezpieczeństwem. Ciemna noc przyzywa mgły pasmami.
W dni jesienne budzi się we mnie Włóczykij i szepcze, że czas ruszyć w drogę.
Hush, hush, cicho-sza, nie tym razem jeszcze, nie w tym roku.
Drzwi zamknęły się i Włóczykij wszedł w las. Miał przed sobą sto mil ciszy.