...
30 August 2006
Kolejny dzień... paciorkami pomiędzy palcami. Kap kap... Ładne mam palce. Długie, szczupłe, z naturalnie eleganckimi paznokciami. Nawet brzydki nawyk obgryzania skórek im nie zaszkodził.
Lubię patrzeć na nie, gdy przebiegają po klawiaturze. Próżna jestem. Kolejny dzień i znów zimne dłonie. Chłód z zewnątrz czy z wewnątrz? Jakoś nie daję się globalnemu ociepleniu. Grenlandia topnieje w zastraszającym tempie, a we mnie nadal lód. Uczę się ciepła. Zamiast tego rzewna się robię. Wzruszam się. Na filmach, reklamach, na ulicy. Lód pozostaje, a dodatkowo dochodzi ściśnięte gardło.
Czasem mi brak, właściwie już permanentnie, tych ramion, tych oczu, tego zapachu. On gdzieś jest. Ja wiem. W jego sercu taka sama zawieja jak w moim. Kiedyś go spotkam, może nie w tym życiu, nie za sto lat ani nawet tysiąc. Ale to uczucie, to wrażenie, ta pewność, że wystarczy się nagle odwrócić, że wystarczy zamknąć oczy...
Wierzę w przeznaczenie.