The Child in Us
01 December 2003
Temat podyktowany przez komentarze: nauczycielka - uczeń.
Nie uważam, żeby było coś złego w związkach z dużą różnicą wieku. Spotkałam już starych ludzi, zachowujących się jak dzieci i na odwrót. Sama głupieję z wiekiem zamiast poważnieć. Ważne, żeby się rozumieli i psychicznie nie za bardzo od siebie odbiegali.
Sądzę, że szanse takich związków i tak najlepiej określa samo życie - wytrzymają i będą ze sobą, czyli wiek nie był ważny. Jednak trochę trudniej wygląda to, jeśli obie osoby wplątane są w układ: nadzorujący - nadzorowany, nauczycielka - uczeń, szef - pracownik. Sytuacja taka wymaga jasnego określenia i rozdzielenia gruntu prywatnego i zawodowego.
Mój ojciec jest nauczycielem i miałam to nieszczęście, że uczył mnie historii i geografii. Od 13 lat organizuje też obozy wędrowne, na które maniakalnie jeżdżę. Gdybyśmy nie umieli oddzielać spraw prywatnych, rodzinnych od tych wynikających z jego statutu nauczyciela czy opiekuna grupy - każdy dzień byłby koszmarny.
Na szczęście ja jestem z nauczycielskiej rodziny - do kilku pokoleń wstecz i tego typu rzeczy mamy opanowane. W tamtym roku uczyłam moją koleżankę z klasy liceum, a od następnego semestru będę uczyć jednego z moich najlepszych kumpli. Nie będzie żadnych ulg.
Podejrzewam, iż gdyby mi przyszło uczyć mojego chłopaka - też by biedak dostawał lacze, nie wiem, czy nie oceniałabym go nawet ostrzej niż pozostałych.
Pozostaje jeszcze kwestia plotek i pomówień. Na to nie ma rady, bo zawsze się znajdzie ktoś, kto stwierdzi, że nauczyciel był niesprawiedliwy i lepiej potraktował tego, z kim jest związany. A ja i tak mam grupy, które lubię i których nie lubię. Nauczyciel to subiektywna istota.