Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Komentarze - The Child in Us

The Child in Us

01 December 2003

Temat podyktowany przez komentarze: nauczycielka - uczeń.

Nie uważam, żeby było coś złego w związkach z dużą różnicą wieku. Spotkałam już starych ludzi, zachowujących się jak dzieci i na odwrót. Sama głupieję z wiekiem zamiast poważnieć. Ważne, żeby się rozumieli i psychicznie nie za bardzo od siebie odbiegali.

Sądzę, że szanse takich związków i tak najlepiej określa samo życie - wytrzymają i będą ze sobą, czyli wiek nie był ważny. Jednak trochę trudniej wygląda to, jeśli obie osoby wplątane są w układ: nadzorujący - nadzorowany, nauczycielka - uczeń, szef - pracownik. Sytuacja taka wymaga jasnego określenia i rozdzielenia gruntu prywatnego i zawodowego.

Mój ojciec jest nauczycielem i miałam to nieszczęście, że uczył mnie historii i geografii. Od 13 lat organizuje też obozy wędrowne, na które maniakalnie jeżdżę. Gdybyśmy nie umieli oddzielać spraw prywatnych, rodzinnych od tych wynikających z jego statutu nauczyciela czy opiekuna grupy - każdy dzień byłby koszmarny.

Na szczęście ja jestem z nauczycielskiej rodziny - do kilku pokoleń wstecz i tego typu rzeczy mamy opanowane. W tamtym roku uczyłam moją koleżankę z klasy liceum, a od następnego semestru będę uczyć jednego z moich najlepszych kumpli. Nie będzie żadnych ulg.

Podejrzewam, iż gdyby mi przyszło uczyć mojego chłopaka - też by biedak dostawał lacze, nie wiem, czy nie oceniałabym go nawet ostrzej niż pozostałych.

Pozostaje jeszcze kwestia plotek i pomówień. Na to nie ma rady, bo zawsze się znajdzie ktoś, kto stwierdzi, że nauczyciel był niesprawiedliwy i lepiej potraktował tego, z kim jest związany. A ja i tak mam grupy, które lubię i których nie lubię. Nauczyciel to subiektywna istota.

Komentarze - the nightmare of the dolphin

the nightmare of the dolphin

28 November 2003

In every colour there's the light.
In every stone sleeps a crystal.
Remember the Shaman, when he used to say:
"Man is the dream of the dolphin".

Enigma uspokaja mnie dzisiaj. Muszę się odprężyć po tym dniu, który znów wywołał to nieznośne kłucie w lewej piersi. Nie ważne, przy moim ciśnieniu zawał mi nie grozi.

Kolokwia mnie zadziwiły. I am still astonished. Ale to temat na kolejną notkę...

Zakończyłam też rozdział życia związany z portalem. Proponowana stawka była śmieszna. Podziękowałam ładnie.

Czy jestem zła? Nie, właściwie nie. Raczej... nieśmiało zadowolona. Ostatnio ta praca przestała mi stawiać wyzwania i tylko zabierała czas, który mogłam efektywniej wykorzystać. Przestało mi się to opłacać.

Mroziu załapał jakieś choróbsko i wylądowaliśmy na pogotowiu. Siedzieliśmy tam godzinę, po czym wyszedł z antybiotykiem na grypę, którego ja nawet nie mogę dotknąć. Musi to być wyjątkowe świństwo, jeśli przy moich genach i stanie odporności organizmu jestem na nie uczulona. Cóż, na zdrowie!

A przy okazji dowiedziałam się czegoś o sobie: nie dorosłam do tego związku. Nie wiem, czy kiedykolwiek dorosnę. I ciągle ta nerwówka, przejmowanie się, martwienie, denerwowanie.

Mój delfin miał dziś koszmary.

Komentarze - Smak pomarańczy

Smak pomarańczy

21 October 2003

Siedzę znów nad komputerami, wlecze się to niemiłosiernie... Kolejny właściwie zmarnowany dzień.

Czy ja jestem ładna? Nie wiem. Bo w sumie nie jest ze mną tak źle. Ważę 58 kg przy 172 cm wysokości, jestem zaokrąglona tam, gdzie trzeba. W sumie to wymiary mam niezłe: 89-65-91. Gdyby je tak dało się jeszcze zmodyfikować do 90-60-90, ale raczej nic z tego... Mam ciemne, półdługie, lekko falujące włosy i niebieskie oczy. Wąskie, równe usta. Nos - lepiej nawet nie wspominać, jedyny mój prawdziwy kompleks. Małe uszy, wąskie dłonie i stopy. Moja cera jest blada - w sumie reprezentuję typ zimy... Całość jest OK, chyba.

Mogę się podobać, zwłaszcza gdy pamiętam o trzymaniu prostej postawy... tylko... Mnie już od pewnego czasu nie zależy na tym, żeby się podobać fizycznie. Owszem, używam kremów i kosmetyków, czasem robię sobie makijaż. Na codzień jednak ubieram się tak jak mi wygodnie, a nie jakoś elegancko. Coraz częściej stawiam na wygodę. Uwielbiam T-shirty, nie takie luźne, ale przylegające, szerokie spodnie, bluzy. Jak mam się wbić w gajerek to się czuję nieszczęśliwa. Tylko buty zawsze mam na dość wysokim obcasie.

Od jakiegoś czasu nie martwię się w ogóle, co o mnie ludzie pomyślą, jak mnie będą postrzegali. Nie podoba się to... do widzenia. Mnie nie zależy.

Czy to przejaw pewności siebie? Może syndrom stałego związku? A może po prostu dorosłam do bycia sobą...

Siedzę przy komputerach - bez makijażu, w jeansach i zgniłozielonej bluzie... Studenci nawet nie przypuszczają, że ich uczę... Życie smakuje pomarańczami....

Komentarze - Wszystkiego po trochu

Wszystkiego po trochu

17 October 2003

Piwko... mniam...

Dwa dni nad piętnastoma komputerami. Dwa dni ghostowania po sieci piętnastu cholernych komputerów nawet bez stacji dyskietek... Od 8:00 do 16:00... Z zajęciami w przerwach... Mam dość...

Na poniedziałek galeria i szukampracy... Mam nadzieję, że już skończę tę galerię. A do tego projekt strony katedry do zrobienia... Znów pracujący weekend... Zmęczona jestem... Ale w sumie zadowolona.

Fitness trzyma mnie przy życiu, choć 4 wejścia w tygodniu to trochę dla mnie za dużo. Mimo to dawno nie miałam takiej energii do życia i optymizmu... Jak na osobę, która od tygodnia odchodzi od kompa tylko po to, żeby się dobić na ćwiczeniach, zadziwiająco dobrze się trzymam...

I nucę sobie, no!! I piję piwko, no!! I gram w Final Fantasy 9, no!! I tylko oczy mi się same zamykają... n... o...

Komentarze - Kolorowe liście lecą z drzew...

Kolorowe liście lecą z drzew...

10 October 2003

Znów pada kapu-kap. Dźwięk opon na mokrej jezdni zlewa się z szumem komputera w pokoju nr. 227 na Wydziale Informatyki Politechniki Szczecińskiej. Siódmy rok w tym budynku, drugi w tym pokoju. Świat, który już zaczynam poznawać. Czy lubić?

Kiedy patrzę na moją mamę, na mojego chłopaka, na znajomych... Codziennie wychodzą do pracy, siedzą w niej 8 godzin, czasem więcej. Muszą brać urlopy, robić to, co im się każe. Potem wracają do domu, zmęczeni, zestresowani nadchodzącym dniem. Życie przytłaczające, stępiające umysł, takie... ogłupiające...

A po drugiej stronie? Mój ojciec, dziadek, ja. Wakacje i przerwy świąteczne, zmienne godziny i ilość godzin niezbyt męcząca. Praca z ludźmi, gdzie samemu jest się sobie panem... Środowisko naukowe, pełny luz...

Odpowiedź: warto. Więc i wybór prosty...

Pytanie: czy warto więc siedzieć i udzielać się naukowo, pisać doktorat, który niewiele ma wspólnego z moimi zainteresowaniami, prowadzić zajęcia z bandą znudzonych studentów?

W tym semestrze tylko 8 godzin tygodniowo. 4 grupy po 2 godziny każda. Praca w czwartek i piątek, do 14:00. Żyć nie umierać...

Kolorowe liście lecą z drzew...

1, 2, 3,

Strona 3 z 3

  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.