...
09 May 2006
Czasem bywa ciężko zrozumieć i wytrzymać. Ja wiem, że powinnam czuć się szczęśliwa. Wiem, że powinnam być im wdzięczna za wszystko. A jednak mnie denerwują. Chcę się już wyprowadzić, nie oglądać ich i nie słuchać przez jakiś czas. Chcę zatęsknić i móc nie zauważać niektórych rzeczy, móc uciekać od problemów tak, jak moi rodzice.
Wiem, że to nie jest możliwe. Nie po tych wszystkich latach spędzonych razem, nie po tym, co z nimi przeżyłam. A jednak to kusząca myśl: nie widzieć ich starości i chorób.
Chcę się wyprowadzić, bo mam wrażenie, że łatwiej mi będzie ich wtedy kochać. Że łatwiej mi przyjdzie bycie miłą. Teraz trzęsę się z wściekłości o byle co, o głupie pranie zostawione w pralce czy niedomkniętą lodówkę. O rozpaćkane żarcie dla kota.
Wpadam w furię, jak zawsze, gdy mnie coś boli, jak zawsze, gdy zaczynam się bać. Boję się o nich, boję się świata bez nich. Tak bardzo, że mam ochotę wykrzyczeć im w twarz, jak bardzo ich nienawidzę i jak bardzo mnie denerwuje ich starość. Odruch obronny Usagi: odciąć się zanim zostanie się zranionym, odejść zanim zaboli. Uciec, wyprowadzić się - bez różnicy, sens ten sam. Po prostu nie umiem z nimi żyć i patrzeć, jak ich zaczyna brakować. Za bardzo ich kocham, by z nimi zostać. A może zbyt słabo?