Isn't it beautiful?
20 October 2008
Futari te wo tori aruketa nara
ikitai yo
Kimi no machi ie ude no naka
If we could walk, hand in hand,
I'd want to go
to your town, your home, into your arms.
Przyspieszyłam. I od razu objętość bioder poszła w dół.
Mój rytm życia zmienił się: strony, uczelnia, strony, uczelnia, dom, rodzina i od nowa: strony, uczelnia...
Przez ten rok odzwyczaiłam się od wykładów. A teraz ponownie próbuję wżyć się w harmider innych ludzi.
Mój osobisty dzień jest prosty. Wstaję, piję herbatę, włączam komputer. Uruchamiam server, Photoshopa i rozpoczynam pracę. W ciszy. Jedyne dźwięki to odgłosy zza okna, te wszystkie drobne hałasy zamieszkałego budynku: winda, szczęk drabinki na parterze. W to wplata się swojski szum komputera i pospieszne puch puch łapek Katarzyny, gdy biega za szmacianą piłką. Pracuję w skupieniu, często bez śniadania, z krótkimi przerwami na kolejną herbatę. Od 9:00 do 16:00. Codzienny rytm przerywany niekiedy niemym zachwytem, gdy z zamyślenia wyrwą mnie promienie słońca i złoto brzozowych liści.
Dni z uczelnią są inne. Pospieszne, zaganiane, głośne i męczące. Przytłaczają mnie ludzie: na przystankach, w autobusie lub tramwaju, wpatrzeni we mnie, gdy mówię o witrynach. Hałaśliwi, roześmiani, przemijający wokół. I ten chaos, zamieszanie, ciągła gotowość, żeby odpowiedzieć, wytłumaczyć... Nie twierdzę, że tego nie lubię. Inne nie znaczy gorsze. Jedynie zmęczona jestem po takim dniu podwójnie, bo jeszcze nie przywykłam.
A potem stoję na przystanku ze słuchawkami w uszach i głowę wypełniają mi dźwięki Suteki da ne. A złote, pachnące ciepłem jesieni liście lipowe tańczą wokół mnie i wirują, wirują, wirują...
Czyż to nie cudowne?
Sono kao
sotto furete
asa ni tokeru,
Yumemiru
My dream of your face,
that I softly touch,
melts in the morning.
I dream.