Jak podać kotu tabletkę?
29 October 2009
"Jak podać kotu tabletkę?" To pytanie pada często i gęsto, jak Internet długi i szeroki. Sposobów jest wiele, od przemycania w mięsie, aż po desperackie próby obejmujące dwie osoby, ręcznik i siadanie na kocie okrakiem. Krew się leje, sierść fruwa, wściekłe miauki mieszają się z rozpaczliwymi krzykami masakrowanych opiekunów. Bo kot to NIE pies.
A ten przydługi wstęp zmierza do tego, że przedwczoraj Avie ułamał się ząb. Wczoraj to zauważyłam, zbagatelizowałam na 5 sekund, po czym narobiłam totalnej paniki - źle kota karmię, ma anemię, za mało tauryny, wapnia, żelaza i wszystkiego na raz. Kot mi umiera!
Ava rzeczywiście umierała. W fotelu do góry kołami mrucząc i podstawiając brzuch do głaskania. Obcałowałam, obryczałam, poszłam ochłonąć do pracowni i dorwać się do MIAU. Świątynia kociej wiedzy wszelakiej nieco mnie pocieszyła, ale zanim doczytałam wątki o zębach zdążyłam Avę umówić do weterynarza. Ava z uporem konała na moim biurku, od czasu do czasu kopiąc mnie tylną łapą, żebym denatkę głaskała.
No nic to, dziś wzięłam chodzącego trupa w transporter i poszłyśmy na umówioną wizytę. Taksówka przejechała dwie przecznice na kocim sygnale, w poczekalni Ava peszyła pieski z cienia swej budki, na koniec oburczała weterynarza za to, że ją maca. Co ją będzie obcy facet stetoskopem smyrał... Dostałyśmy receptę na tabletki i maść na zapalenie dziąseł i wróciłyśmy. Ponownie taksówką zmienioną w koci pojazd uprzywilejowany. I resztę dnia spędziłam na obmyślaniu strategii, jak Avie podać Rutinoscorbin...
W końcu zmotywowana siadłam na podłodze w kuchni, zawołałam Avę, trzęsącymi rękami wyjęłam pastylkę, otoczyłam kolanami kota, uniosłam Avie łeb, otworzyłam pyszczek, wrzuciłam tabletkę... Ava przełknęła, pomruczała i poszła. A ja zostałam jak jakaś kretynka w tej kuchni, na podłodze, z rozdziawioną gębą.
Morał prosty - za kotem nie nadążysz.
P.S. A niedowiarków zapraszam: