...
26 July 2010
Bankrutujemy po cichu, a ja desperacko ściubię pieniądze skąd się da. Marzenia są wspaniałe i cudownie jest je spełniać, ale przedwczesne ich spełnianie bywa ryzykowne. No cóż, czasem spontaniczne akcje są nam potrzebne, by dobitniej wskazać, jak ważne jest planowanie.
Słońce i piękna pogoda wyjątkowo nie robią na mnie wrażenia, siedzę w domu w piżamie lub w samej bieliźnie, piję litry wody i cieszę się spokojem. Nigdy nie przypuszczałam, że polubię lato w mieście. Jadam bób z boczkiem. Domową pizzę. Serniki na zimno i arbuza ściekającego po palcach. Wieczorami długo stoję pod chłodnym prysznicem. Włosy myję szamponem za 4 zł z pokrzywą i miętą.
Gdy robi się chłodniej smażę dżemy. Dryluję czereśnie, mieszam, zamykam w słoikach zapach słońca. Pracuję rankami, a potem oglądam McLeod's Daughters, rozchichotaną Tess i wyważoną Claire. Psocę się Avie i bawię aparatem fotograficznym. Dostaję samolotowej fobii...
Już nie pamiętam, kiedy moje lato było takie leniwe i pogodne.
W wolnych chwilach piszę testament.