Oświecenie
15 February 2010
O mało się w nocy nie przekręciłam. Chwilowa niechęć do gotowania zaowocowała zakupieniem przez Rafała pizzy. Smacznej pizzy, muszę przyznać. I jak się później okazało, dla mnie akurat zabójczej. W osobistej skali zatruć - 5 punktów na 6, gdzie szóstka to był jad kiełbasiany.
Jako kompletnie nielekarskie zwierzę, leczyłam się tym, co zawsze - mocną herbatą. Jak zawsze pomogła. Ruszam się i nie mam dreszczy. I tylko nadal doskonale wiem, gdzie przebywa mój wyrostek.
Ciekawe, że w chwilach słabości, człowiek jest blisko oświecenia. Nie jakiegoś konkretnego, każdego dostępnego. Niektórzy się modlą, inni obiecują milion rzeczy za poprawę, a ja wpadam w nastrój żądający. Dziś w nocy trafiło na Shivę (z racji jogi) oraz na Bastet (z racji tego, że stoi u mnie na szafce). Oberwało się też Avie, że nie chce tego świństwa ze mnie wymruczeć, a przecież każde dziecko wie, że koty mruczeniem wyciągają choroby. Każdy wie, nie? A Ava chyba nie. Niedokształcona taka.
W każdym razie "coś" mi pomogło, żyję. Obstawiam herbatę.