Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Powrót

Jak srebrna ryba

31 May 2011

Jak twierdzi Terry Pratchett "Inside a fat girl there is a thin girl and a lot of chocolate" i ja się z tym absolutnie zgadzam. Mogę nie jeść owoców, mogę nie jeść pieczywa i ziemniaków, mogę odstawić wszelkie ciasta..., ale w końcu nadchodzi taki moment, że muszę, po prostu muszę zjeść czekoladę. I nie ma zmiłuj.

Rozwiązania proste typu diety się na mnie nie sprawdzają. Jak już mam czegoś nie jeść, to właśnie chcę to zjeść. A ja lubię jeść, kocham jeść, widząc nowe smaki lub lubiane potrawy wpadam w ekscytację. Jeśli więc chcę mieścić się w ulubione spodnie i skończyć z koszmarami rozgrywającymi się po otwarciu szafy, pozostaje mi tylko hard way.

Z tego powodu od trzech tygodni poddaję się terrorowi siostry i biegam na basen oraz fitness. Basen ciągnie się za mną całe życie i o ile pozwoli mi się swobodnie zapieprzać po torach w te i we wte crawlem to nie ma problemu. Byle nie żabką, bo dla mnie to styl bezsensowny. Raz-dwa-trzy - oddech, raz-dwa-trzy - oddech, dla obserwatora bez wysiłku, lekko, bo cała siła ramienia jest wyzwalana pod wodą. Szybko, gładko, jak srebrna ryba - tak lubię pływać.

Za to fitness... fitness boli. Kto mnie zna dostatecznie długo, ten wie, jakiego kiedyś miałam na tym punkcie fioła. I że jak z tym szaleństwem skończyłam, to wołami mnie zaciągnąć do klubu nie można było. Za to teraz co piątek grzecznie drepczę na salę i wsiadam na rower (!), potem brzuszki, ostatnio trochę stepa... i w sumie to, że przez trzy godziny się męczę, pocę i żyję w bólu, nie jest najgorsze.

Najstraszniejsze jest porównanie. Ponieważ dopiero teraz mam punkt odniesienia. Dopiero teraz widzę, jak niesamowicie wysportowana i silna byłam te 5-6 lat temu i jak mało mi z tego zostało. I paradoksalnie - ten fakt mnie motywuje. Wtedy mi się wydawało, że nie robię postępów, teraz rozumiem, że za dobra byłam, żeby było je widać z dnia na dzień.

Może ja rzeczywiście jestem taka? Może rzeczywiście półśrodki nie są dla mnie? Może ja muszę za każdym razem startować z samego dna, by jak wariat przeć do celu? W pracy, kuchni, zainteresowaniach... zawsze zarzynać się, by być lepszą.

Szybko, gładko, jak srebrna ryba - tak lubię żyć.

Kategorie: ,

Dodaj komentarz

Aby wysłać komentarz należy wypełnić wszystkie pola oznaczone gwiazdką *.

Powrót

Komentarze

Mirrow

2011/06/02 22:18:11

Dzięki Tobie ja też zaczęłam ćwiczyć; i strasznie napaliłam się na fitness. Ale wtedy dużo jeździłam konno i też byłam znacznie silniejsza niż obecnie. Teraz jestem flak; przynajmniej od 5 lat ważę tyle samo... i wszyscy każą mi przytyć. Może na Twojej kuchni by mi się udało - wygląda tak niesamowicie pysznie... ^^ bo ja sama za leniwa jestem, żeby gotować, robić posiłki itd. I zwykle dopiero wielki głód o godzinie 3 w nocy zmusza mnie do zrobienia sobie jajecznicy -_-' za to często są to finezyjne jajecznice; wychodzą mi coraz lepsze... :))) Pozdrawiam!

Powrót

  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.