Cisza
14 October 2011
Cisza na zewnątrz i cisza we mnie. Dzień, w którym nikt nic ode mnie nie chce. Nikt nie pisze do mnie maili. Nie zagaduje na gadu. Nie dzwoni. Jest niesamowicie pięknie.
Bardzo się zmieniam ostatnio. Może to przez chorobę mamy, może to wydarzenia kilku ostatnich lat, a może kryzys wieku średniego (podobno moje pokolenie dopada wcześniej). Zapadam się w siebie, wyciszam.
Beztrosko śmieję się ze staruszką napotkaną w tramwaju. Wysiadam na dziwnych przystankach, błądzę wśród drzew, karmię kaczki tortillą. Cicho śpiewam (nie nucę) piosenki, które lubię. Na przystankach, w autobusie, na spacerze. Mówię rodzicom wprost, że ich kocham. Zostawiam pracę w samym środku i idę poczytać książkę. Sprzątam i gotuję z przypadku, wyleguję się w łóżku do 12... albo wstaję o 7 bez wyraźnego powodu.
Zaczynam rozumieć, co znaczy żyć. To znaczy starać się przeżywać każdą chwilę tak, by mieć satysfakcję. By nie żałować, że się czegoś nie zrobiło, choć chciało się zrobić. By nie ulegać złudnym naciskom i powinnościom, a robić tylko rzeczy naprawdę potrzebne i takie, które naprawdę chce się robić.
Cisza na zewnątrz i cisza we mnie. Dzień, w którym nikt nic ode mnie nie chce. Nikt nie pisze do mnie maili. Nie zagaduje na gadu. Nie dzwoni. Jest niesamowicie pięknie.