Książki
11 April 2011
Czytam książki. Jedna za drugą, kolejna i kolejna. Kilka serii na raz, na przemian. J. przynosi mi kolejne i mam wrażenie, że jest zafascynowana moim tempem. Właściwie bez preferencji, byle cyklicznie. Niedawno był "Anioł Nocy" Brent'a Weeks'a, teraz jest "Zmierzch", a w przerwach "Malowany człowiek".
Mało śpię, praca mnie irytuje odrywając od literackiej fikcji, ledwo kończę, znów zaczynam czytać.
To czytanie to błąd. Odczuwam frustrację, gdy kończą się losy bohaterów. Odczuwam frustrację, że nie są prawdziwi. Ogarnia mnie rozpacz, że moje życie niczym nie przypomina książek. Zaczynam rozumieć, czemu czytać przestałam.
A jednak chłonę je jedna po drugiej, zarywam noce, byle doczytać jeszcze kilka stron. Można sprzeniewierzyć się swojej naturze, ale na jak długo? W końcu to wraca.
Więc czytam. A w tym jest przyjemność. I w tym jest ból.