Lubię góry. Ciężar plecaka i równy rytm kroków. Krople deszczu na skórze i drzewa. Podróże, sushi i moją kuchnię. Kocham koty. Dobrą książkę, półsłodkie wino. Leniwe popołudnia. Moją pracę.

Chciałabym być jak Esme Weatherwax, bliżej mi jednak do Agness Nitt - ona miała swoją Perditę, a ja mam moją Usagi...
Powrót

Kasztany

24 September 2011

Poszłam dziś na spacer. Tak po prostu. Po zajęciach, po spotkaniu z Mamą. Dałam jej bilet na autobus, popatrzyłam, jak odjeżdża i poszłam na spacer. Zbierać kasztany.

Kiedy byłam mała, zbieranie kasztanów było moim ukochanym zajęciem. Wyszukiwałam je w zielonej trawie, wśród liści, w krzakach. Bo gdy byłam mała wszystkie dzieci polowały na kasztany, robiły z nich i żołędzi zwierzątka, które potem zasychały zapomniane na półkach. Uwielbiałam jesienne koniki, sarenki i jeże.

Była taka górka w parku z zaroślami, które wydawały mi się wówczas ogromne i nieprzyjazne, a w których zawsze jakiś kasztan się uchował. Dziś ze zdziwieniem zauważyłam, że to żadne krzaki, ot kilka badyli. I nikt już nie zbiera kasztanów, całymi stadami leżą kasztanowe bułanki na parkowych ścieżkach. Smutno.

Ze wszystkich zbiorów najbardziej lubię te kasztany o spłaszczonym boku i ostrej krawędzi. To znak, że nie dorastały same, ale dwójkami. Przytulone do siebie siedziały ciasno umoszczone w kolczastych łupinkach i dopiero upadek z drzewa je rozdzielił. Przeszukuję trawę w poszukiwaniu zagubionych towarzyszy dorastania, a potem gładzę je w kieszeni swetra, siedząc na ławce i gapiąc się w niebo. Lubię takie spacery.

Wiecie, jakie dziś było niebo? Niebieskofioletowe. A liście jarzębiny wyglądały jak w pożarze. Nad Rusałką woda szemrała w trzcinie i wielkich liściach łopianu...

Boję się. Boję się o Nią i boję o siebie. Spycham ten lęk głęboko, by móc się uśmiechać i mówić, że będzie dobrze. Że przejdziemy przez to razem, bo nie jest w tym sama, bo ja też się panicznie boję. Siedzę na ławce, pieszczę dłonią kasztany i próbuję zrozumieć, pogodzić się, znaleźć rozwiązanie. To jest tak frustrująco trudne, tak niemal niemożliwe, ale przecież musi być jakiś sposób. Po prostu jeszcze go nie znalazłam, na pewno lada chwila zrozumiem...

Czuję się samotna. Tak koszmarnie samotna, bo nie umiem o tym mówić. Mogę się tylko uśmiechać i zapewniać, że będzie dobrze.

Wiecie, jak pachnie jesień? Dymem z ogniska, suchymi liśćmi i zagrożeniem.

Kategorie: ,

Dodaj komentarz

Aby wysłać komentarz należy wypełnić wszystkie pola oznaczone gwiazdką *.

Powrót

Komentarze

milka

2011/09/26 13:30:02

Mnie też dopadła choroba mojej mamy- straszna, nieuleczalna teraz tylko chemia paliatywna w Niemczech. A mama codziennie mówi- ze dobrze się czuje, ze spaceruje wieczorami , bo słońce szkodzi przy chemii. I tak nas pociesza i trochę oszukuje a my płaczemy nocą w poduszkę. I tylko koty widzą co się dzieje w moim sercu i walczą cała noc o miejsce na moim brzuchu, pod kołderką i przy głowie. Trzymaj sie, poczytaj Terzaniego

myniolinka

2011/09/27 19:30:52

Agniecha no! wyryczałaś się na tych kasztanach? i proszę wykreślić ostatni wyraz i zastąpić: nadzieją!

Powrót

  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL
  • Ava gardner Agpamis*PL

Archiwum

Dodaj do czytnika Google

Copyrights ©Usagi.pl. Wszystkie prawa zastrzeżone.
Kopiowanie i rozpowszechnianie bez zgody Usagi.pl zabronione.