Dni mijają tak wolno...
04 January 2015
Mieszkanie pod jednym dachem w obecnej sytuacji to rodzaj tortury. Mroziu ma urlop i się pałęta.
Po kilku poważnych rozmowach postanowił ratować nasz związek... Jak zwykle obmyślił sobie jakiś tajemniczy plan i go realizuje krok po kroku.
Nagle zaczął sprzątać, gotować, reperować różne rzeczy w domu. Przestał marudzić, ubrał się porządnie i zaczął żartować. Właśnie wykopał skrzynkę z narzędziami, żeby naprawić jakiś rzekomo poluzowany zawias.
Patrzę i mam ochotę sobie w łeb strzelić.
Czy on naprawdę nie widzi, że robiąc teraz te wszystkie rzeczy, tylko dobitniej mi udowadnia, że przez ostatnie lata miał mnie i to mieszkanie kompletnie w dupie? Że jak nie wrzasnę, nie zacznę się wyprowadzać, nie postawię sprawy na ostrzu noża, to on z siebie nie zamierza nic dawać?
I jeszcze ten tajemniczy plan, który znów nie obejmuje mnie. Znów zostawia mnie samej sobie i robi wszystko sam. Nie pogada ze mną, co czuję, woli zająć się sobą i swoimi działaniami naprawczymi. A ja znów puszczona samopas i sama. Jak przez ostatnie kilka lat.
Niech już się te świętowanie i wolne dni skończą. Niech on już wróci do pracy i da mi spokojnie podzwonić. Znajdę sobie tę cholerną kawalerkę i skończę tę farsę.