Reflection
10 September 2015
Jeszcze mieszkając z Rafałem przez wiele lat marzylam o własnej kawalerce. Właściwie nie wiem dlaczego. To miało być takie tylko moje miejsce, w którym mogłabym się chować, kiedy miałabym wszystkiego dość.
Miejsce, w którym mój kot mógłby drapać moje rzeczy i nie ponosić konsekwencji. Miejsce, w którym bym mogła aranżować ściany po swojemu, kupować koce i poduszki w nie zawsze pasujących kolorach i rozrzucać rzeczy po półkach.
Moje miejsce. W którym byłabym wolna.
Dopiero po fakcie zdaję sobie sprawę, że samo to pragnienie było sygnałem, że coś jest nie tak.
Mieszkam sama. Ava drapie niebieski chodnik, którego nie mogłabym mieć tam. Na ścianie wiszą zdjęcia powkładane w plastikowe coś, co samo w sobie trochę straszy. Ale pasuje. Bałagan mam straszny, przynajmniej według moich starych standardów.
Po pierwsze jestem szczęśliwa.
Po drugie jestem wolna.
Po trzecie nie wiem już, czy umiałabym znów mieszkać z kimś.
Nie chcę tracić tego, co wreszcie mam. Swojego miejsca na ziemi.