Tata
08 September 2003
Od momentu, gdy rodzice przestali być dla mnie wcielonymi bogami (jakiś siódmy rok życia), zaczęłam im się uważnie przyglądać. I mimo że czasami zaklinałam się, iż ich nienawidzę, że są głupi, że ja nie chcę ich znać i jeszcze im pokażę, to jednak ich kochałam. I kocham ich nadal. Tylko teraz nieco inaczej.
Mój ojciec. Ma swoje wady, małe odchyłki. Czasem jest tyranem, czasem zachowuje się jak dziecko. Nie przyznaje się do błędów, próbuje narzucać swoją wolę, swoje poglądy. Ale jeśli się postawię, nie ma wielkiego 'Halo'. 'Rób jak chcesz...' - pozorna obojętność, a przecież wiem, że się o mnie martwi. Wiem, że mogę na niego liczyć, że uznaje moje wybory, że jeśli popełniam błąd, to on nie będzie mnie o to obwiniał, tylko powie: 'Stało się. Teraz trzeba iść dalej.'
Z nim o wiele łatwiej mi rozmawiać niż z matką. Może dlatego, że nie zrzuca winy za swoje życie na nikogo. Może dlatego, że on żyje, a nie użala się nad sobą. Bo przecież też nie ma łatwego życia.
Mój tata. To on pokazał mi poezję. Pamiętam, jak chodziliśmy ulicami i wierszowaliśmy. Pamiętam płyty gramofonowe, potem kasety: "Lato w Dolinie Muminków", "Piotruś Pan". Czytanie Konika Garbuska. On wzbudził we mnie miłość do dań z ryb, do budowania z klocków.
Ostatnio mi opowiadał, jak się uczył na studiach, siedząc na podłodze ze mną uwiązaną za nogę na sznurku. Żeby wiedzieć, gdzie berbeć powędrował i móc go w każdej chwili przyciągnąć z powrotem. Wyobrażam sobie oburzenie babci: "Dziecko jak psa, na smyczy!"
Z dzieciństwa lepiej pamiętam jego niż mamę.
Mój przyjaciel. Ktoś, kto rozumie. Ktoś, z kim umiem rozmawiać. Ktoś, kto czasami jest dziecinny tak jak ja.
Pamiętam jak się pokłóciliśmy i nie odzywaliśmy do siebie przez tydzień. Było to o tyle trudne, że byłam wtedy w liceum i on mnie uczył historii i geografii. Jak dwoje obrażonych dzieci.
Wreszcie ktoś, kto mi pokazał góry. I będę mu za to wdzięczna do końca życia.
On. Mój ojciec, tata, przyjaciel. Człowiek taki jak ja.
Lubię Cię, Tato...