I am alive...
16 September 2003
Cudowny dzień! Obudziłam się i pierwsze co poczułam to brak bólu w mięśniach brzucha. Podobnie z rękami - zero jakiś sensacji. Na ból ud byłam przygotowana i nie zrobił na mnie wrażenia - jednak co zaprawa górska, to zaprawa.
Wstałam, a za oknem było pięknie. Słońce i zapach rozgrzanych liści lip. Jesień ma specyficzny zapach, lekko zakurzony, słoneczny, ciepły... Po Stanach kojarzy mi się dodatkowo z zapachem cappucino o smaku dyni i cynamonu...
Wczoraj stałam na przystanku tramwajowym i w pewnym momencie powiał wiatr... Obsypał mnie pachnący deszcz liści... Delikatne, aksamitne, szeleszczące, wirowały wokół mnie, opadały na moje włosy, ramiona... Cudowny, złoty cyklon... Bursztynowe, zakręcone upojenie...
A dziś szłam przez miasto i było mi spokojnie. Wchodziłam do sklepów, rozglądałam się po witrynach. Ulice rozświetlone słonecznym blaskiem i wiatr...
Latem jest zawsze zbyt gorąco by naprawdę cieszyć się słońcem. Usiadłam w kawiarni na świeżym powietrzu, zamówiłam napój cytrynowy i wpatrywałam się w odblaski światła w fontannie...
Kocham jesienie.