Smak pomarańczy
21 October 2003
Siedzę znów nad komputerami, wlecze się to niemiłosiernie... Kolejny właściwie zmarnowany dzień.
Czy ja jestem ładna? Nie wiem. Bo w sumie nie jest ze mną tak źle. Ważę 58 kg przy 172 cm wysokości, jestem zaokrąglona tam, gdzie trzeba. W sumie to wymiary mam niezłe: 89-65-91. Gdyby je tak dało się jeszcze zmodyfikować do 90-60-90, ale raczej nic z tego... Mam ciemne, półdługie, lekko falujące włosy i niebieskie oczy. Wąskie, równe usta. Nos - lepiej nawet nie wspominać, jedyny mój prawdziwy kompleks. Małe uszy, wąskie dłonie i stopy. Moja cera jest blada - w sumie reprezentuję typ zimy... Całość jest OK, chyba.
Mogę się podobać, zwłaszcza gdy pamiętam o trzymaniu prostej postawy... tylko... Mnie już od pewnego czasu nie zależy na tym, żeby się podobać fizycznie. Owszem, używam kremów i kosmetyków, czasem robię sobie makijaż. Na codzień jednak ubieram się tak jak mi wygodnie, a nie jakoś elegancko. Coraz częściej stawiam na wygodę. Uwielbiam T-shirty, nie takie luźne, ale przylegające, szerokie spodnie, bluzy. Jak mam się wbić w gajerek to się czuję nieszczęśliwa. Tylko buty zawsze mam na dość wysokim obcasie.
Od jakiegoś czasu nie martwię się w ogóle, co o mnie ludzie pomyślą, jak mnie będą postrzegali. Nie podoba się to... do widzenia. Mnie nie zależy.
Czy to przejaw pewności siebie? Może syndrom stałego związku? A może po prostu dorosłam do bycia sobą...
Siedzę przy komputerach - bez makijażu, w jeansach i zgniłozielonej bluzie... Studenci nawet nie przypuszczają, że ich uczę... Życie smakuje pomarańczami....