...my time...
14 October 2003
Już mi lepiej. Odespałam wczoraj, potem wykończyłam się na aerobicu. Dziś BASIC STEP. Wróciłam wypluta kompletnie.
O to chodzi - przez zmęczenie do niemyślenia. Tępa praca nad portalem. Dopóki nie myślę, jakoś to idzie. Czasem się nienawidzę, czasem nienawidzę tego, co kocham...
Ami pisze, że jej życie jest nudne, bo codziennie robi to samo. Wszystko poukładane, każdy dzień. U mnie w życiu bajzel niesamowity. Wstaję i chodzę spać o wariackich porach, posiłki jadam jak mi się przypomni, pracuję, jak mam Wenę.
Mroziu próbuje mi poukładać dzień, ale jakoś to nie wychodzi... Ja w ogóle ostatnio niepoukładana jestem, zapominam o czym rozmawiałam zaledwie pół godziny wcześniej, mylę terminy, gdzieś gubię czas. Niby roznosi mnie energia i humor mam wręcz wariacki, ale jak tylko pojawi się jakiś problem to ja niemal w histerii jestem. No dobrze, nie "niemal".
Ta Warszawa wykończyła mnie zupełnie... Powinnam pisać logowanie... ech... Jestem mistrzem w marnowaniu czasu...