grudniowe wieczory
02 December 2003
Cały dzień przed komputerem. Kolejny dzień, gdy świat zawęził mi się do czterech ścian i monitora. Jedyny kontakt z ludźmi - przez gg. I tylko stukot klawiszy wplata się w głos Enigmy... Sennie mi dzisiaj. Chyba pora się obudzić.
The Rasmus: Time to burn. Kawa.
Gwiazdy niczym kwiaty kwitną i umierają – każdy z nas jest gościem nieboskłonu.
Wróżba z chińskiego ciasteczka... Hmmm...
Czy to takie ważne, żeby płynąć pod prąd? Żeby robić karierę, spalać się w gonitwie na szczyt? Czy rzeczywiście nie można być szczęśliwym, nie walcząc?
Akceptuję życie, takim jakim jest. Niewiele po nim oczekuję. Bo potrafię być szczęśliwa ot tak, z błahych powodów. Chwytając ostatnie promienie słońca. Pijąc miętową czekoladę. Gapiąc się na poranne mgły. Słuchając pomruku kota.
Jest tyle rzeczy, które uszczęśliwiają tym, że po prostu są. Nie trzeba za nimi gonić. Trzeba je tylko umieć zauważyć.
Patrzę na ludzi walczących o swoją przyszłość. Studiują, podkładają sobie nawzajem świnie, szukają coraz to lepszej pracy. Bo trzeba mieć samochód, kino domowe i meble z IKEI.
A tak naprawdę po co? Ja nawet nie mam telewizora. Wydatek zbędny, bo nie oglądam telewizji. Samochód? Nie lubię samochodów. Meble - mój kot załatwi każdą tapicerkę i wykładzinę, a mnie się dobrze śpi także na podłodze.
Mroziu kiedyś powiedział, że szczęście to radość z małych rzeczy. Sztukę cieszenia się z takich małych rzeczy opanowałam do perfekcji.
Szczęśliwa jestem. Tak na przekór. I lubię grudniowe wieczory.