przyjaciele...
19 December 2003
Większość ludzi twierdzi, że trudno jest zdefiniować miłość. Ja mam na ten temat własne zdanie, wypracowane na podstawie własnych doświadczeń.
Co innego z przyjaźnią. Właściwie nie umiem jej zdefiniować.
E. znam odkąd pamiętam. Mieszkamy w jednej klatce i była moją towarzyszką zabaw dziecinnych. Właściwie jako dziecko nie za bardzo rozróżniałam mój dom i jej. W obu każda z nas była podobnie traktowana. Później kochałyśmy się w tych samych chłopakach, przez jakiś czas jeździłyśmy razem na obozy. Jednak... nigdy nie miałyśmy wspólnego towarzystwa, nie byłyśmy razem na imprezie, z rzadka wychodziłyśmy razem na piwo.
Przez kilka lat wcale się nie widziałyśmy, teraz, mimo że dzieli nas jedno piętro, widujemy się raz na pół roku, czasem nieco częściej. A przecież znam E. bardzo dobrze, traktuję ją raczej jak rodzinę niż znajomą. Idziemy razem przez życie, orbitując po własnych orbitach, lecz wciąż mając się w zasięgu. I czasem nasze orbity się łączą na jakiś czas. A wtedy jest tak, jakby nigdy się nie rozdzielały. Czy to jest przyjaźń?
Boro i Yasko towarzyszą mi od początku studiów. Razem zakuwaliśmy do kolokwiów, chlaliśmy, zarywaliśmy wykłady. Jeśli jedno miało zadanie, miała je cała trójka. I jeśli ktoś miał problem, problem stawał się ogólny. W sumie w kilku momentach życia naprawdę bardzo mi pomogli. Ja im chyba też. Studia się skończyły, ale znajomość trwa dalej. Grono się powiększyło, oni wprowadzili swoje dziewczyny, potem się przypałętał mój. I choć każde ma swoje sprawy, to jednak nadal im ufam. Wiem, że mogę na nich polegać.
O Haśce w moim życiu już kiedyś pisałam. Spotkałyśmy się, wymieniłyśmy parę zdań i poczułam, że znalazłam bratnią duszę. Myślimy podobnie, czujemy podobnie, mieszkamy blisko, nieczęsto się widujemy, bo nie musimy.
Podobnie Lark - nagle zaistniał w moim wirtualnym świecie i już pozostał. Czasem mam wrażenie, że zawsze tam był. Net robi się pusty, gdy jego nie ma.
K. to znów sympatia wypracowana przez lata. Z początku ostrożna, zazdrosna, podejrzliwa i może nawet niechętna. A teraz narastająca. Wydaje mi się, że każda z nas musiała do tego dojrzeć.
I tak sobie myślę. Nie policzyłam przecież jeszcze ojca, mamy, siostry i babci. Jak tak spojrzeć, to wokół mnie jest bardzo dużo ludzi, których mogę nazwać przyjaciółmi. Tylko...
Czy czas jest ważny w przyjaźni? Czy może sytuacje kryzysowe, przez które się razem przeszło? A może wystarczy tylko pogodna życzliwość i chęć niesienia pomocy? Jak określić, czy to już jest przyjaźń?
"Przyjaciel to ktoś, kto podczas deszczu, odda ci swój parasol.". Które z nich zasłoniłoby mnie przed deszczem?