... no more dreams for the dolphin ...
30 November 2003
Po ostatniej nocy mój delfin chyba prędzej się utopi niż zaśnie.
Jakby mało było jęczenia schorowanego Mrozia, to jeszcze jak poszłam spać, to mój kot zaczął rzygać. Prosto na serwetę i kolokwia. W tym ostatnim przypadku to go rozumiem. Też mi jest niedobrze jak patrzę na tę stertę do sprawdzenia.
Dziś nie było lepiej. Mroziu osiągnął maksymalną temperaturę 39,6. Podobno to u niego normalne. Nie wiem - u mnie to nienormalne. Ja rzadko miewam gorączki powyżej 37,5.
Na pogotowiu pani przełączała telefon do innej pani, a tamta do innej i tamta jeszcze też i wszystkie były uroczo zainteresowane objawami i historią pacjenta. Po piętnastu minutach zabawa straciła sens, bo gorączka opadła. Jakby rosła to już by nie żył. Jestem pod wrażeniem służby zdrowia.
W ramach odreagowywania wyszłam z domu w południe i wróciłam wieczorem. Nie nadaję się do akcji pomocowych. Szlag mnie trafia zamiast współczucia. I raczej nie żywię innych odczuć niż poirytowanie. Wkurza mnie, że on jęczy, stęka i poci się w moim łóżku. Wkurza mnie, że nie czuję litości. Wkurza mnie, że nie rozumiem. Wkurza mnie, że mnie to wkurza.
Chyba jednak chcę być sama. Bez faceta. Bez potrzeby opiekowania się kimkolwiek. Bo mną się nikt nie opiekuje.