Rozczarowania
09 March 2004
Ludzie to dziwne istoty. Kiedy poznaję jakiegoś wolnego chłopaka w swoim wieku lub coś około, zawsze dochodzi do tego paradoksu. Nie ważne, czy ja go lubię czy nie, nieważne jak on wygląda i kim jest, zawsze najpierw zaczyna mnie podrywać. Nie ważne, że ja kogoś mam, że może wcale nie chcę tej jego uwagi, i tak narzuca się z zachowaniami, które odbiegają od koleżeńskich. I pcha się w to potem już na siłę. Jakby nasze kontakty nie mogły zostać czysto koleżeńskie.
Szczerze mówiąc, nie jestem aniołem. Lubię skupiać na sobie czyjąś uwagę, mieć świadomość, że się podobam i ktoś mnie lubi. I kiedy widzę takiego kolesia, to zaczynam flirtować. Dla zabawy, bo ja i tak wiem, że nic z tego nie będzie, a skoro on sam się pcha w sieć... Głupotę należy tępić...
I tylko czasem jest mi przykro. Gdy poznaję kogoś, kogo zaczynam lubić i przez jakiś czas jest normalnie. Zaczynam łudzić się, że może spotkałam wreszcie kogoś, kto lubi mnie tak bezinteresownie. Komu nie chodzi o to, żeby przelecieć lalunię, albo popisać się przed kumplami, albo zaspokoić swoje męskie ego. A potem on i tak w końcu skręca na utarte szlaki. A ja się ponownie rozczarowuję.
Czy rzeczywiście kobieta musi być brzydka, żeby się móc obracać w męskim towarzystwie i nie czuć jak dupa do rżnięcia? Dziś jest mi smutno.