Katharsis
02 March 2016
W niedzielę posprzątałyśmy. Dosłownie wszystko.
Meble, książki, kwiaty, wykładziny, wazoniki, ubrania - wszystko wyleciało. Zostały puste pokoje o czystych, gładzonych ścianach i straszącym parkiecie. Oraz cała masa zdjęć, listów, dokumentów do przejrzenia i uporządkowania.
Basia z Bartkiem przenieśli się do salonu i nagle zrobiło się po prostu przytulnie. Jakby stare mieszkanie złapało drugi oddech. A z nim my.
Żadnego poczucia winy. Tylko ulga i satysfakcja.
To niesamowite. Bardzo kochałam Babcię. Chyba najbardziej. A jednak na cmentarzu tym swoim własnym wierszem zamknęła pewne drzwi. Jej nie ma. Żadne miejsce i żaden przedmiot tego nie przywrócą, nie zmienią. Więc zrobiłyśmy to, o czym cała rodzina marzyła LATAMI. Wywaliłyśmy graty.
My chyba rzeczywiście mamy nieszablonowe podejście do żałoby. Łyżwy po śmierci Mamy i ta dzika radość w górach. Rozwalanie starych mebli przez 8 bitych godzin i rozdawanie rzeczy ludziom zakończone dziką satysfakcją. Płakać jeszcze będziemy, wiele razy, niezależnie. Ale nigdy po pogrzebach.