Siedem lat
10 November 2015
Siedem lat temu umarła. Siedem lat odkąd jej nie ma.
Wtedy myślałam, że nie mam już po co żyć. Że odebrano mi wszystko, co najważniejsze. Nie wiedziałam, jak przetrwam.
Dziś patrząc wstecz myślę, że rzeczywiście nie przetrwałam.
Na tej zimnej podłodze, ze stygnącym kocim ciałkiem w objęciach zaczęło się moje umieranie. I trwa do dziś.
Ta gęsta, smolista otchłań na dnie serca ciągle jest. Czasem w środku nocy, czasami za dnia, ciemność we mnie unosi głowę i przeciąga się niczym dymny kot:
"To nie ma sensu, nic nie ma sensu, wszystko przemija." - mruczy - "Przecież wiesz."
"Wiem, mój mały Złoty Kotku. Wiem."
I nic już nie cieszy jak dawniej. Żadne uczucie nie jest już pełne. I tylko zmęczenie. Cholerne zmęczenie życiem.
"Tęsknię za Tobą, Kasieńko. Złamałaś mnie."
Mój mały Złoty Kotek nie żyje. Mój mały Złoty Kotek...