In my vision...
01 July 2004
W moich wspomnieniach się uśmiecha. Całą sylwetką, nie tylko ustami. Znam Ją już ponad pół roku, widziałam smutną, złą, zawiedzioną i zmęczoną. A jednak, gdy przymknę oczy, widzę albo ten wesoły uśmiech, gdy tańczy, albo te łobuzerskie rozbawienie, gdy pedałuje na rowerze. Dla mnie jest idealna. Wiem, że ma wady, wiem, że może byśmy się nie polubiły, ale... Nie umiem napisać słowem, nie słowem tęsknię. Nie sercem nawet. Duszą? Niekoniecznie. Raczej całym jestestwem, każdą cząstką energii, jaką mam w sobie. Przy Niej wiem, że żyję. Rozmywa się zasłona niskociśnieniowca i nagle widzę barwy. Ostre, kontrastowe, słoneczne. Słyszę dźwięki, tony nabierają brzmienia. Cały mój świat... Oddech, ruch, dotyk... Każdy mój dzień to walka, by dorównać, by być blisko. Każda godzina bez Niej, to jak żeglowanie przez mgłę. Jak to możliwe, żeby jedna osoba nadawała życiu sens? By odkrywała nieznane? Jak to możliwe, żeby samym tym, że jest, definiowała mój świat? A Ona się śmieje... Tonę w tym uśmiechu...