Just another day...
17 October 2004
Pogoda wstrętna. Pyśka chrapie w najlepsze... Rany, jak ona chrapie ;) Taki mały nos, a TAKIE chrapanie. Do tego zaczyna dyskretnie, jako kłębek futerka, a kończy jako kot gigant, rozwalona na całą długość poduszki. Najgorzej, że jest przy tym tak ciepła, mięciutka i rozkoszna, że nie mam serca jej wywalić. I tak śpimy zazwyczaj, ja ściśnięta pomiędzy Mroziem a kotem, na skrawku wywalczonej poduszki, z łapami kota ma nosie :) Marazm nadal trzyma, ale jakby lekko odpuścił... Od czwartku nie robiłam kompletnie nic związanego z pracą. Czytałam, oglądałam filmy, przytulałam kota, grałam, piekłam z Mroziem ciasto, sprzątałam. Nic związanego z tym, co mnie boli albo przytłacza. Dziś mam zamiar kontynuować robienie rzeczy tylko przyjemnych. I nikt mnie nie zmusi do jakichkolwiek nadprogramowych rzeczy, nikt... Czuję, jak w głowie rodzi się lay dla ojca :)